Gilewicz: Dla Austriaków polscy piłkarze są… za drodzy

Zbigniew Cieńciała: Losowanie w Dublinie przydzieliło nas eliminacjach mistrzostw Europy do grupy z Austrią, Izraelem, Słowenią, Macedonią i Łotwą. Tym samym dojdzie do spotkania przyjaciół, bo trener Izraela, Andreas Herzog i Jerzy Brzęczek znają się z występów lidze austriackiej, a opiekun Austriaków, Franco Foda, był… szkoleniowcem Brzęczka i pańskim dobrym kolegą z VfB Stuttgart. Zadowoleni… towarzysko?

Radosław Gilewicz: – Ucieszyliśmy się z Jurkiem z wylosowania Austrii i to bardzo. Jurek był kapitanem Wackeru Innsbruck, gdzie grał też obecny selekcjoner „Sbornej” Stasiu Czerczesow, więc chcieliśmy trafić albo na Rosję, albo właśnie na Austrię. Nie widzieliśmy się tylko w towarzystwie Niemiec, choć naturalnie zdawaliśmy sobie sprawę, że losowanie to nie koncert życzeń, więc z Niemcami też byśmy musieli sobie radzić. Tak czy owak, ostatecznie wracamy z Jurkiem do… domu nad Dunajem.

Zatrzymajmy się na chwilę przy tym ostatnim zdaniu. Związał się pan mocno z Austrią, choć – podobno – w pewnym momencie miał pan bardzo poważną ofertę z Włoch…

Radosław Gilewicz: – Po świetnych występach dla Tirolu Innsbruck w europejskich pucharach przeciwko Fiorentinie – trzy gole w dwóch meczach, a wtedy „Viola” miała pełno gwiazd – dostałem ofertę z tego klubu. Generalnie całe życie podporządkowałem piłce, ale w tym życiu zawsze najważniejsza była rodzina, z nią liczyłem się najbardziej. Skoro najbliżsi świetnie czuli się w Austrii – dzieci chodziły już tam do szkoły – nie było sensu tego zmieniać. Dla dzieci w przedziale 10-14 lat zmiana kraju, inna kultura, nowy język byłyby sporym szokiem. Mówiły już po niemiecku i w miejscowym dialekcie, osiągnęliśmy stabilizację i nie zamierzałem tego przerywać.

Pieniądze to nie wszystko. Nigdy potem nie zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, tym bardziej, że w Innsbrucku żyło nam się świetnie pod każdym względem i gdyby nie bardzo interesująca oferta z Austrii Wiedeń, pewnie zostałbym w Innsbrucku do końca kariery. Żeby było ciekawiej, żona i dzieci… nie chciały się przeprowadzić do stolicy. Początkowo pojechałem więc do Wiednia sam, dopiero po namowach dołączyli do mnie bliscy. To nie są łatwe decyzje, mało kto wie o takich rozterkach, jakie miewa się przy kolejnych wyborach w karierze.

Wróćmy do teraźniejszości. Po losowaniu w kraju zapanowały dobre nastroje, a opinie, że trafiliśmy do łatwej grupy, której jesteśmy zdecydowanymi faworytami, nie były odosobnione. To przejaw lekceważenia rywali czy realnej oceny ich wartości?

Radosław Gilewicz: – Tak było, jest i będzie nad Wisłą, że zwykle uważamy się za faworytów. Tymczasem Austriacy mają silny zespół, mają swoją jakość, będą na pewno niewygodnym rywalem. Przypomnę, że aż 16 Austriaków występuje aktualnie w Bundeslidze, a my mamy tam obecnie tylko Roberta Lewandowskiego i Łukasza Piszczka oraz Kubę Błaszczykowskiego, który zresztą za miesiąc ją opuści.

Są zatem powody do obaw?

Radosław Gilewicz: – Austriaków nie tyle musimy się obawiać – to złe słowo, ile uważać za trudnego przeciwnika, i to nie jedynego, w grupie. W reprezentacji Austrii po mistrzostwach Europy 2016 coś się wypaliło. Zmienił się selekcjoner – Marcela Kollera zastąpił Franco Foda, mój kolega z pokoju, gdy graliśmy razem w Stuttgarcie – i zmieniła się filozofia gry . Foda bardzo dobrze wystartował, wygrał sześć meczów z rzędu, w tym po drodze z Niemcami w Klagenfurcie w megatrudnych warunkach (ulewa) 2:1, poległ dopiero w Wiedniu w spotkaniu z Brazylią 0:3. I o ile wcześniej wymieniało się głównie nazwisko Davida Alaby z Bayernu Monachium, to dziś gwiazd w austriackiej kadrze jest więcej.

Marko Arnautović (z lewej) – jeden z najbardziej kreatywnych zawodników reprezentacji Austrii. Fot. PressFocus

Megakreatywny jest na przykład 29-letni napastnik West Ham United, Marko Arnautović, który ma pełną swobodę gry w reprezentacji. Skoro chciał go ściągnąć za 40 milionów euro do Manchesteru United sam Mourinho, to o czymś to świadczy.

Jak grają Austriacy?

Radosław Gilewicz: – Mając tak uniwersalnych piłkarzy, Foda próbował grać i trzema, i czterema obrońcami, więc musimy być na to przygotowani. Są silni w bocznych sektorach. Świetny, mocny fizycznie jest prawy obrońca lub wahadłowy Valentino Lazaro, który z Salzburga trafił do Herthy Berlin, a teraz interesują się nim kluby z Anglii i Włoch. Ciekawy jest 18-letni pomocnik Hannes Wolf. Gra w podstawowym składzie Red Bull Salzburg, regularnie w europejskich pucharach, przebojem wdarł się do reprezentacji. Ogólnie piłka Austriaków opiera się na solidności, na bardzo agresywnej grze na pograniczu faulu. Mają szeroką kadrę i świetną młodzież. Podobnie jak nasza, ich reprezentacja U-21 awansowała do finałów ME. Austriacka młodzież jest bardzo dobrze szkolona, gra na bardzo dużej intensywności, czego w grze naszych młodych zawodników mi brakuje.

O klasie Davida Alaby świadczy zaś fakt, że na co dzień jest kolegą klubowym Roberta Lewandowskiego. Fot. PressFocus

Bank informacji o drużynie narodowej znad Dunaju to pana działka w reprezentacji?

Radosław Gilewicz: – Między innymi. Już dwa lata temu zacząłem ją obserwować pod kątem ewentualnego przeciwnika, gdy na Ernst-Happel Stadion w stolicy Austriacy ulegli Irlandii 0:1. Niczym więc mnie nie zaskoczą. Często jestem w Wiedniu – i nie tylko Wiedniu. Dlatego znając tak dobrze tę drużynę nie lubię mówić, że jesteśmy faworytem w starciu z nią. Niech oceniają dziennikarze, to również zabawa dla kibiców. Naturalnie nie ulega kwestii, że chcemy wygrać na inaugurację i zrobimy wszystko, by w Wiedniu wywalczyć trzy punkty. Ale Austriacy mają podobne oczekiwania, tym bardziej, że zaczynają eliminacje od dwóch bardzo trudnych spotkań – z nami u siebie i na wyjeździe z Izraelem.

Z Izraelem, który prowadzi wspomniany Andreas Herzog, niedoszły selekcjoner Austriaków…

Radosław Gilewicz: – Faktycznie, Herzog miał przejąć reprezentację Austrii, znany był już nawet jego asystent, ale gdy wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, jest już definitywnie przesądzone, coś się nagle wydarzyło w austriackiej federacji. Andreas był strasznie tym faktem zaskoczony, więc można sobie wyobrazić jak bardzo zmobilizowany będzie on i jego zespół przed starciem z Austriakami.

Rozpoczęliśmy już „operację Austria”?

Radosław Gilewicz: – Podobnie jak Austriacy, pierwszy mecz eliminacyjny (21 marca) rozegramy od razu jako pierwsze spotkanie w nowym roku, bez wcześniejszej gry kontrolnej. Dobry start w eliminacjach jest bardzo ważny, a – moim zdaniem – pod względem mentalnym lepiej grać na początku z Austrią niż Macedonią. Po ewentualnym zwycięstwie, czy choćby remisie, będzie lepiej się grać z Łotwą.

Wspomniał pan, że mało nas w Bundeslidze, nie ma nas też w ogóle w Austrii, która była kiedyś „ziemią obiecaną” polskich piłkarzy.

Radosław Gilewicz: – Ja grałem w Austrii Wiedeń, za czasów prezesa Franka Stronacha (Forbes szacował w 2013 roku majątek właściciela klubu na 1,3 miliarda euro – przyp. red.), w zespole było 14 reprezentantów różnych państw. Cały czas walczyliśmy o mistrzostwo, regularnie graliśmy w europejskich pucharach, to było fajne. W tym czasie Polaków było naprawdę wielu w lidze austriackiej. Dziś nie ma nikogo. Ostatnim Polakiem w austriackiej Bundeslidze był Tomasz Wisio w St. Poelten.

Dlaczego? Przecież Austria leży tak blisko.

Radosław Gilewicz: – Dobre pytanie. Tym bardziej, że – moim zdaniem – liga austriacka jest mocniejsza od polskiej. Co roku 1-2 drużyny grają w Lidze Europy. Rapid z Red Bullem dotarli do półfinału tych rozgrywek. Ale dziś w lidze austriackiej – oprócz Salzburga – nie ma wielkich pieniędzy. Więc Polacy nie są ciekawym „produktem”, bo są… za drodzy; za dużo chcą zarabiać.

Za to chętnie kotwiczymy we Włoszech. Czemu?

Radosław Gilewicz: – Bo tam na początku nikt nie mówi o wielkich zarobkach, tylko jedzie do Włoch sprawdzić się, zasłużyć na opinie dobrego piłkarza. Lądują tam młodzi zawodnicy. Pasujemy tam, dobrze się aklimatyzujemy w tym kraju. Zieliński, Milik przetarli szlaki, świetnie broni Szczęsny w Juventusie. Serie A to dziś optymalna liga dla Polaków.

 

Trofea „Radogola”

Radosław Gilewicz, dziś asystent Jerzego Brzęczka w reprezentacji, był aż pięciokrotnym mistrzem Austrii. Pod tym względem jest absolutnym rekordzistą, a przecież do tych trofeów dorzucił jeszcze koronę króla strzelców austriackiej Bundesligi i puchar tego kraju, oraz Puchar Niemiec.

1996/1997 – Puchar Niemiec (VfB Stuttgart)

1999/2000 – mistrzostwo Austrii (FC Tirol Innsbruck)

2000 – piłkarz roku w Austrii

2000/2001 – król strzelców w Austrii (FC Tirol Innsbruck)

2000/2001 – mistrzostwo Austrii (FC Tirol Innsbruck)

2001/2002 – mistrzostwo Austrii (FC Tirol Innsbruck)

2002/2003 – Puchar Austrii (Austria Wiedeń)

2002/2003 – mistrzostwo Austrii (Austria Wiedeń)

2004/2005 – mistrzostwo Austrii (Austria Wiedeń)

 

Franco Foda, trener reprezentacji Austrii

Fot. PressFocus

Biało-czerwoni są mocni, jeśli… są zdrowi

* Każdy z rywali z pierwszego koszyka to bardzo mocny zespół, więc faworytem grupy – przynajmniej przed rozpoczęciem eliminacji – jest Polska. Polacy grali w Dywizji A Ligi Narodów, mieli dobre ostatnie lata.

* Zespół jest zbudowany wokół Roberta Lewandowskiego. Biało-czerwoni są mocni, ale tylko jeśli wszyscy piłkarze są zdrowi. A moja drużyna też jest bardzo groźna.

* Często grałem przeciwko Andreasowi Herzogowi w meczach reprezentacyjnych, a Jerzego Brzęczka prowadziłem w Sturmie Graz. Jako piłkarz Jerzy był profesjonalistą i miał przygotowanie taktyczne, teraz te cechy przydają mu się w pracy selekcjonera.

* Nie potrafię ocenić polskiej ligi, ponieważ jej nie znam. Wiem, że Kosta Runjaic jest trenerem Pogoni Szczecin, poza tym kojarzę tylko kilka klubów. A jeśli chodzi o rozgrywki austriackie, przypomnę, że Salzburg nie przegrał w Lidze Europy żadnego meczu. To niezwykle ważne, że austriackie drużyny występują na europejskiej arenie.