Giro d’Italia bez obrońcy trofeum

Tao Geoghegan Hart, ubiegłoroczny zwycięzca, nie wystartuje w rozpoczynającym się jutro wyścigu. O triumf powalczą inni, a na trasie zobaczymy trzech Polaków.


W zeszłym roku Giro d’Italia było pierwszym z wielkich tourów, który przełożono z powodu pandemii koronawirusa. Ostatecznie wyścig wystartował miast w maju dopiero w październiku, jako druga z trzytygodniowych rywalizacji, już po zakończeniu Tour de France. Teraz, przynajmniej jeżeli chodzi o terminarz, wszystko wraca do normy i od rywalizacji we Włoszech najlepsi kolarze rozpoczną pierwszą z trzech największych kompetycji w kalendarzu.

Nadal, wzorem tego, co działo się siedem miesięcy temu, kolumna Giro funkcjonować będzie w reżimie sanitarnym. Ostatnie testy na obecność koronawirusa przeprowadzono w środę. Po nich zawodnicy trafili do tzw. „baniek”, a testowani będą jeszcze dwukrotnie, 18 i 25 maja. Przepisy obowiązują wszystkich. Nawet kolarzy grupy UAE Emirates, którzy w styczniu zostali zaszczepieni. Kibice będą mogli obserwować rywalizację na trasie. W maseczkach i zachowując dystans, a rejony startów, met i stref bufetów pozostaną zamknięte.

Bernal i jego pewność siebie

Wyścig rusza jutro w Turynie, a tegoroczne Giro zostało wyjątkowo skrojone pod specjalistów od jazdy po górach. Typowo płaskich, sprinterskich etapów będzie zaledwie 6. 7 kolejnych odcinków będzie pofałdowanych, a ponadto na kolarzy czeka 6 bardzo trudnych etapów górskich. A także dwie jazdy indywidualne na czas.

Pierwsza, krótka, niespełna 9-kilometrowa, która w sobotę otworzy wyścig. Druga, ponad 30-kilometrowa czasówka zakończy rywalizację w Mediolanie 30 maja. Rozpoczynając dyskusję o faworytach trzeba wyjść od tego, że na starcie zabraknie obrońcy trofeum.

Przypomnijmy, że w październiku zeszłego roku wyścig nieoczekiwanie wygrał Tao Geoghegan Hart. Brytyjczyk pojechał do Włoch w roli pomocnika Gerainta Thomasa, ale ten musiał się z rywalizacji – na skutek wypadku na 3. etapie – wycofać i skończyło się triumfem innego kolarza ze Zjednoczonego Królestwa. Co ciekawe decyzję o tym, że nie będzie bronić tytułu 26-latek podjął sam, już w lutym. – Lubię ścigać się we Włoszech, ale chcę nowych wyzwań – powiedział urodzony w Londynie kolarz.

Pod nieobecność Harta grupa Ineos Grenadiers, którą kolarz ten reprezentuje, zachowała pierwszy numer startowy. Wystartuje z nim Egan Bernal, który chce powetować sobie kilka zeszłorocznych niepowodzeń i wygrać wyścig. Triumfator Tour de France z 2019 roku w poprzednim roku miał obronić triumf w „Wielkiej pętli”. Tymczasem nawet nie dotarł do mety. Teraz, do Włoch, dotarł kolarz, który – zdaniem ekspertów – po 2019 roku nie udźwignął presji jednego z najmłodszych w historii triumfatorów Tour de France. Szczególnie we własnym kraju, gdzie z miejsca stał się wielką gwiazdą dla rozkochanych w kolarstwie Kolumbijczyków.

Cel życia czy nowa era?

Kto będzie najgroźniejszym rywalem Bernala na trasie Giro? Wszystko wskazuje na to, że Simon Yates, dla którego włoski wyścig wydaje się celem życia i kariery. W 2018 roku jechał w nim kapitalnie. Wygrał trzy odcinki, długo prowadził w generalce, ale trzecim etapie od końca dopadł go kryzys i wypadł z czołówki. Rok później był ósmy.

Siedem miesięcy temu, w pierwszym tygodniu rywalizacji we Włoszech, wykryto u niego zakażenie koronawirusem i został on wycofany z wyścigu. W tym roku Yates będzie liderem grupy BikeExchange. To ten sam zespół, który do końca 2020 roku startował pod nazwą Mitchelton-Scott.

Kto, prócz Bernala i Yatesa, należy do faworytów rywalizacji? Są tacy, którzy sądzią, że tegoroczne Giro będzie… otwarciem nowej ery w historii kolarstwa. W wielkim tourze zadebiutuje bowiem „złote dziecko”, czyli Remco Evenepoel. Polscy kibice 21-latka z Belgii znają doskonale. Evenepoel, w nadzwyczajnym stylu, wygrał zeszłoroczny Tour de Pologne. Następnie miał zadebiutować w którymś z trzytygodniowych wyścigów, ale przydarzył mu się, pod koniec sierpnia, groźny wypadek podczas Il Lombardia.

Od tamtej pory zawodnik nie startował, ale w składzie grupy Deceuninck – Quick Step otrzymał pierwszy numer. Atutem młodego Belga będzie to, że do pomocy będzie miał Joao Almeidę. Portugalczyk świetnie jechał w zeszłorocznym Giro. Długo był liderem, a wyścig ukończył na czwartym miejscu.

Nasi raczej tłem

W gronie faworytów do zajęcia czołowych miejsc wymienia się jeszcze m.in. Rosjanina Aleksandra Własowa, Niemca Emmanuela Buchmanna czy Brytyjczyja Hugha Carthy’ego. Liczyć powinien się również doświadczony Mikel Landa, a także drugi w zeszłym roku Jay Hindley. Oczywiście nie można zapomnieć o „starym lisie”, a konkretnie „Rekinie z Messyny”, czyli Vincenzo Nibalim. Doświadczony Włoch wystartuje przed własną publicznością po raz 10 w karierze. 2 razy wyścig wygrał, a 6 razy kończył go w czołowej dziesiątce.

Na starcie Giro, czego wielu kibiców żałuje, zabraknie dwóch wyśmienitych Słoweńców, czyli Tadeja Pogaczara i Primoża Roglicia, którzy szykują się do kolejnego starcia podczas Tour de France. We Włoszech nie pojadą również dwaj najlepsi polscy kolarze, czyli Michał Kwiatkowski i Rafał Majka.

Biało-czerwonych na trasie jednak nie zabraknie, choć trzeba jasno powiedzieć, że nie odegrają oni raczej w wyścigu żadnej roli. Maciej Bodnar weźmie udział w Giro po raz czwarty. Bywały lata, kiedy zajmował wysokie miejsca na etapach jazdy indywidualnej na czas, ale ostatnio doświadczony zawodnik notuje w tej specjalności zdecydowanie gorsze wyniki. Tomasz Marczyński wraca na Giro po 4-letniej przerwie i – być może – powalczy na którymś z pofałdowanych etapów. Podobnie, jak Łukasz Wiśniowski.

Pierwszy z wymienionych naszych kolarzy, niezmiennie broni barw ekipy Bora-hansgrohe. Drugi jeździ dla Lotto Soudal, a trzeci wystąpi w barwach grupy Qhubeka Assos. To jedyna w światowym peletonie drużyna afrykańska, która w zeszłym sezonie startowała pod nazwą NTT Pro Cycling.


18
Lat i 246 dni
będzie liczył sobie w dniu startu Giro d’Italia Andrij Ponomar. Ukraiński kolarz zostanie tym samym najmłodszym uczestnikiem włoskiego wyścigu od 90 lat!



Na zdjęciu: Remco Evenepoel, zeszłoroczny zwycięzca Tour de Pologne, debiutuje w trzytygodniowym wyścigu. Czy to początek nowej ery w historii kolarstwa?

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus