Gitlar: Jestem zszokowany

Jak z pana perspektywy wyglądały sobotnie wydarzenia?
Ireneusz GITLAR: – Odkąd przyjechaliśmy do Jastrzębia, było widać zaniedbania organizacyjne, brak zabezpieczenia, ochrony. Kibice przechodzili nieopodal naszego autokaru bez żadnej kontroli, z alkoholem, załatwiali potrzeby fizjologiczne. Byłem zażenowany, a idąc odebrać zaproszenia dla przedstawicieli naszego klubu musiałem przedrzeć się przez hordę kibiców. Widząc tę całą sytuację, na jakieś 15-20 minut przed meczem zgłosiłem patrolowi policji, by zareagowano, zwrócono uwagę dowódcy zabezpieczenia na nieprawidłowości. Stwierdziłem wprost, że czujemy się zagrożeni. Autobus z naszym herbem stał w miejscu, po którym bez ograniczeń i kontroli poruszali się różni ludzie – jak po normalnej drodze. Po meczu wróciłem do autokaru, czekałem wraz z kierowcą na zawodników i trenerów. Wpadła do pojazdu grupa trzech kiboli, zaczęli się z nami szarpać. Jeden mnie uderzył, inny oblał jakąś cieczą. Nie wiem, jakim cudem udało się nam wypchać ich z autobusu.

Co to za ciecz?
Ireneusz GITLAR: – Prawdopodobnie piwo. Dostałem po oczach, przez moment nie widziałem i nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Naprawdę to duże szczęście, że tak się cała sprawa skończyła i nie doszło do jakiejś tragedii. Przecież gdyby któryś z kiboli miał niebezpieczne narzędzie, mogło być różnie. Byliśmy z kierowcą zostawieni sami sobie, bez żadnej ochrony.

Coś panu dolega?
Ireneusz GITLAR: – Byłem u lekarza na obdukcji. Stwierdzono obrzęk głowy, ucha i ograniczone możliwości ruchowe wskutek zwichniętego stawu barkowo-obojczykowego. Rozmawiałem też z kierowcą. Mówi, że na szczęście nic mu nie ma. Jestem zszokowany i to skandal, że coś takiego miało miejsce na zapleczu ekstraklasy. Do teraz trudno mi w to uwierzyć.

Dzwonił pan na policję?
Ireneusz GITLAR: – Od razu po zdarzeniu. Zgłosiłem też zajście delegatowi PZPN. Przyjechała policja, obstawiła autobus i eskortowała nas aż do granicy województw. Oficjalne zgłoszenie będę robił w komendzie w Opolu. Jesteśmy na łączach. Wysyłamy też stosowne pismo do PZPN celem wyciągnięcia konsekwencji wobec GKS-u Jastrzębie. Zobaczymy, jak związek do tego podejdzie.

Czego się domagacie?
Ireneusz GITLAR: – Tego, żeby więcej taka sytuacja się nie powtórzyła i by winni ponieśli konsekwencje. PZPN może nałożyć regulaminowe sankcje, zostawiamy to jemu. Nie może być tak, że stadion dalej pozostanie niezabezpieczony i kibice będą mogli poruszać się, gdzie im się tylko podoba, bez żadnej ingerencji ochrony.

Podobnie jak Jastrzębie, Opole też nie dysponuje nowoczesnym stadionem. Jak wy radzicie sobie z przyjazdem drużyny gości?
Ireneusz GITLAR: – Mamy wyznaczony obszar, który jest całkowicie wyłączony i chroniony. Tam – za bramę – wjeżdża autokar rywali, kibice nie mają żadnego dostępu. Zawodnicy i trenerzy wysiadają pod szatnie, kierowca ustawia autobus.

Czy działacze GKS-u kontaktowali się z panem?
Ireneusz GITLAR: – Nie, nikt do mnie nie dzwonił (rozmawialiśmy wczoraj w południe – dop. red.). Na stronie internetowej jastrzębianie wystosowali pismo i zajęli stanowisko w sprawie.

Nie uważa pan, że przyjazd klubowym autokarem, z mocno wyeksponowanym herbem, na mecz podwyższonego ryzyka trochę prowokuje?
Ireneusz GITLAR: – Nie, nie, nie. Nie idźmy w tym kierunku! Odpowiednie zabezpieczenie załatwia temat. większość klubów ma „obrandowane” autokary. Dlaczego mamy jeździć incognito? To reklama miasta, sponsorów. Legia, Lech… Wszyscy jeżdżą klubowymi pojazdami. Powinniśmy wybierać mecze, na które zabieramy swój autokar, a na które inny? Nie dajmy się zwariować, mamy XXI wiek!

 

Na zdjęciu: Ireneusz Gitlar