GKS 1962 Jastrzębie. Barwy ochronne

Trener GKS-u 1962 Jastrzębie Paweł Ściebura próbuje rozgrzeszać swoich podopiecznych, lecz nie może to trwać w nieskończoność.


Jestem przekonany, że trener GKS-u 1962 Jastrzębie Paweł Ściebura doskonale sprawdziłby się jako adwokat. Nie jest to bynajmniej ironia z mojej strony, ani złośliwość. Od pewnego czasu widzę bowiem, jak 35-letni szkoleniowiec „gimnastykuje się”, by usprawiedliwić niepowodzenia swojej drużyny. A nie jest to takie proste, bo trener Ściebura nie trzyma się jednej wersji, znajduje różne przyczyny porażek i rzecz najważniejsza, roi to taktownie. To znaczy nie zauważyłem (może mi umknęło?), by napiętnował publicznie któregokolwiek z zawodników, wytknął mu błędy. To zapewne dzieje się w zaciszu gabinetu i podczas treningów.

Niepokojące proporcje

Ale może najwyższa pora, by zmienić taktykę i strategię działania? Kibice nie są przecież ślepi i widzą doskonale w przekazach telewizyjnych, jak prezentują się poszczególni zawodnicy. Może otwarta krytyka wstrząśnie zespołem, bo nie chce mi się wierzyć, że w ciągu kilku miesięcy wszyscy zawodnicy GKS-u 1962 Jastrzębie zapomnieli nagle grać w piłkę.

Moim zdaniem głównym powodem do niepokoju powinno być tak zwane posiadanie piłki w trakcie meczu. We wcześniejszym pojedynku z Radomiakiem te proporcje wynosiły 61:39 procent na korzyść przeciwnika, zaś w ostatniej potyczce z Chrobrym Głogów „manko” było jeszcze większe – 67:33 procent.

Nawet dla osoby średnio obeznanej z futbolem wniosek jest oczywisty – skoro GKS 1962 Jastrzębie jest tak rzadko przy piłce, to jak ma nękać rywali? Gros czasu podopiecznym Pawła Ściebury zajmuje przecież gonitwa za futbolówką, a nie rozgrywanie akcji. Coś z tym fantem trzeba zrobić, bo jeżeli ta tendencja zostanie zachowana, przeciwnicy zapewnią jastrzębianom rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka.

Potrzeba 800 tysięcy

Na drugim biegunie są kwestie finansowe, od których uciec się nie da, jak również nie można ich zamieść pod dywan. Zwłaszcza, że byli już piłkarze GKS-u 1962 w przyszłym miesiącu zamierzają upomnieć się o należne im nagrody (czytaj premie meczowe). O tym, że sytuacja finansowa klubu jest „podbramkowa” świadczy wizyta prezesa klubu Dariusza Stanaszka na posiedzeniu komisji kultury i sportu. Szef GKS-u powiedział bez ogródek, że potrzebuje 800 tysięcy złotych, dy domknąć budżet na ten rok. W przeciwnym razie będzie musiał zlikwidować spółkę akcyjną, czyli de facto unicestwić klub.


Czytaj jeszcze: Kluczowa ławka

Zapewne wiele osób odebrało to jako szantaż, ja natomiast uważam to za akt desperacji. Władze miasta w tym roku na pewno nie zasypią tej dziury budżetowej, podobnie przeżywająca kryzys finansowy Jastrzębska Spółka Węglowa, która regularnie publikuje komunikaty na ten temat. Darowanemu koniowi oczywiście nie zagląda się w zęby, ale pomoc finansowa Jastrzębskich Zakładów Remontowych w tej konkretnej sytuacji jest śladowa. Tak bowiem należy postrzegać datek w wysokości 50 tysięcy złotych.

Zapobiec agonii

Jak zatem wyjść z tego impasu? Pomysły i sposoby są dwa, przynajmniej te najbardziej oczywiste. Można mianowicie dokapitalizować spółkę, wypuszczając nowy pakiet akcji (lub jak kto woli – udziałów). Pytanie za sto punktów – czy będą na nie chętni? Jest również inne wyjście awaryjne – akcjonariusze dosypią „żywą” gotówkę i tym samym złagodzą kryzys. Tylko czy są to ludzie na tyle majętni, by rzucić klubowi koło ratunkowe?

Czas nagli, za tydzień (29 września) odbędzie się Walne Zebranie Sprawozdawczo- Wyborcze Stowarzyszenia MKS „GKS 1962 JASTRZĘBIE”, które jest właścicielem spółki. Może wówczas uczestnicy obrad znajdą sposób, by zapobiec agonii.


Na zdjęciu: Trener GKS-u 1962 Jastrzębie Paweł Ściebura na razie konsekwentnie broni swoich piłkarzy. Najwyższy czas, by oni coś zrobili dla swojego szkoleniowca.

Fot. gksjastrzebie.com