GKS 1962 Jastrzębie. Ciężki do zarżnięcia

Trener GKS-u 1962 Jastrzębie Jacek Trzeciak nawet przez moment nie stracił wiary w zwycięstwo ze Stomilem.


Drużyna Stomilu wybitnie „leży” piłkarzom GKS-u 1962 Jastrzębie. W poprzednim sezonie jastrzębianie trzykrotnie wykazali swą wyższość nad zespołem z Warmii i Mazur – dwukrotnie pokonali olsztynian w rozgrywkach ligowych, wygrali również z nimi w Pucharze Polski. W niedzielę długo zanosiło się na to, że tym razem podopieczni trenera Jacka Trzeciaka będą musieli obejść się smakiem. Wszystko wskazywało bowiem na to, że pojedynek zakończy się bezbramkowym remisem.

Trochę się zdenerwował

Kiedy w 86 minucie spotkania, Daniel Rumin – po dośrodkowaniu Dawida Witkowskiego z rzutu wolnego – nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji, zdenerwowany szkoleniowiec GKS-u cisnął butelką z wodą o ziemię z taką energią, że o mały włos nie rozleciała się na kawałki. – Dziewięćdziesiąt minut meczu, jedna taka sytuacja i pan to musiał zauważyć? – trener Jacek Trzeciak tak zaczął odpowiedź na pytanie, czy w tym momencie zwątpił w zwycięstwo swojej drużyny.

– Rzeczywiście, zachowałem się nieodpowiedzialnie, za co przepraszam. To była naprawdę bardzo dogodna sytuacja i przez pewien moment bardzo się zdenerwowałem. Głównie z tego powodu, że Daniel nie spodziewał się tej piłki. Nie straciłem jednak wiary w wygraną, bo dopóki nie będzie gwizdka sędziego kończącego mecz, wszystko jest możliwe. Jak powiedziałem ostatnio, jestem chudy, może odporny na wiedzę, ale ciężki do zarżnięcia.

Podwójny achilles

Zaskoczeniem była nie sama obecność w składzie GKS-u pomocnika Remigiusza Borkały, ale pozycja na której grał – prawa obrona. W ten sposób Jacek Trzeciak chciał wzmocnić siłę ofensywną swojego zespołu. – Rzeczywiście, to był powód roszady na prawej obronie – przytaknął szkoleniowiec drużyny z Harcerskiej.

– Jestem z niego bardzo zadowolony. Brał udział w każdej naszej akcji ofensywnej, a ponadto po stracie piłki zawsze zdążył zaasekurować swoją pozycję. W stu procentach wypełnił powierzone mu zadania.

W meczowej dwudziestce GKS-u 1962 Jastrzębie, oprócz wcześniej kontuzjowanych Farida Alego i Dominika Kulawiaka, zabrakło jeszcze Łukasza Zejdlera i bramkarza Grzegorza Drazika. Miejsce tego ostatniego na ławce rezerwowych zajął niespełna 18-letni Mikołaj Reclaf. – Łukasz Zejdler w czwartek doznał kontuzji achillesa, nawet dwóch achillesów – tłumaczył szkoleniowiec jastrzębian.

– Miał wizytę u profesora Ficka, który jasno powiedział, ze nie ma prawa zagrać w meczu ze Stomilem. Natomiast jeżeli chodzi o bramkarzy, to mamy taką umowę, ze bramkarze będą często wymieniani. Mamy w kadrze młodzieżowca, Mikołaja Reclafa, który – tego nie ukrywam – bardzo mocno puka do drzwi pierwszej drużyny. Przyjdzie taki czas, że będzie „wykorzystywany” w bramce.

Musi poczuć zapach szatni. Tutaj będę zmiany, bo bramkarze maja to do siebie, że przede wszystkim muszą grać. Mamy w lidze okręgowej rezerwy, jeden z trójki będzie do nich „schodził”, więc będą częste rotacje.

Trafili ze zmiennikami

Trzeba przyznać, że w niedzielnym meczu sztab szkoleniowy GKS-u 1962 Jastrzębie miał „nosa”, dokonując zmian. W akcji w doliczonym czasie gry, która potem skutkowała rzutem karnym dla gospodarzy, „maczali palce” Adrian Balboa i Dariusz Kamiński. Hiszpan idealnie obsłużył Kamińskiego, ten został sprowadzony do parteru przez Macieja Dampca, a arbiter bez wahania podyktował „jedenastkę”, którą na zwycięskiego gola zamienił Daniel Rumin.


Na zdjęciu: W meczu ze Stomilem piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie mieli powody do radości. Ale to dopiero ich pierwsza bramka w bieżących rozgrywkach.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus