GKS 1962 Jastrzębie. Pogoń za niechlubnym rekordem

Czwarta porażka z rzędu na własnym boisku skomplikowała sytuację drużyny GKS-u 1962 Jastrzębie.


Gotów jestem przyjąć zakład, że piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie woleliby pójść do dentysty niż rozmawiać o meczu z Chojniczanką. Nie zamierzam pastwić się nad nimi, dlatego nie będę roztrząsał, czy przeciwko outsiderowi z Chojnic zagrali gorzej niż przeciwko Zagłębiu Sosnowiec. Fakty są jednak dla nich brutalne – cztery porażki z rzędu na własnym boisku… Trener Jarosław Skrobacz po zakończeniu piątkowego spotkania powiedział: – Myślę, że tak jak wspólnie wygrywaliśmy tym zespołem, tak teraz trzeba wziąć na siebie kolejną porażkę. Musimy wziąć się w garść, bo naprawdę jest trudno.

Mają alibi?

Szkoleniowiec GKS-u 1962 Jastrzębie niczego odkrywczego nie powiedział, bo sportowa zapaść drużyny jest widoczna gołym okiem i nie ma sensu na ten temat dyskutować. Czy piłkarze z Jastrzębia mają jakieś alibi, coś, czym mogliby usprawiedliwić swoją fatalną dyspozycję? Niewykluczone, że w przygotowaniach do rundy wiosennej popełniono jakieś błędy. Ponadto zawodnik, który nie ma „wyczyszczonej” głowy i jego myśli „uciekają” do spraw pozaboiskowych, ma małe szanse, by optymalnie przygotować się do meczu ligowego.

Nie zamierzam licytować się, czy klub z Harcerskiej ma poważne kłopoty finansowe, czy niewielkie. Fakty są takie, że piłkarze ostatnio nie otrzymali pełnych pensji i kontraktów, tylko zaliczki. Mają one zostać uregulowane – zgodnie z obietnicą prezesa Dariusza Stanaszka – w lipcu.

Chcą głowy trenera

Premie meczowe zawodnicy od dawna mają „w pamięci”. Dużej grupie piłkarzy kontrakty kończą się 30 czerwca, czyli w dniu meczu ze Stalą Mielec. Tzw. sprawy socjalno-bytowe chyba mają wpływ na ich postawę na boisku, bo nie wierzę, że piłkarze GKS-u 1962 z dnia na dzień zapomnieli grać w piłkę nożną. Trener Skrobacz otwarcie przyznał, że morale zawodników podupadło, więc atmosfera w szatni na pewno już nie przypomina festynu.

Kibice drużyny z Jastrzębia Zdroju coraz głośniej domagają się głowy trenera Jarosława Skrobacza i jego asystentów. Słyszałem deklaracje, że na najbliższy mecz ze Stalą przyjdą „uzbrojeni” w białe chusteczki. Oczywiście prezes Dariusz Stanaszek w każdej chwili może „odpalić” sztab trenerski, ale natychmiast ciśnie się na usta pytanie „I co dalej”?

Zapomnieć o porażkach

Fatalna seria GKS-u 1962 Jastrzębie na własnym boisku skłoniła mnie do sięgnięcia do archiwum i próbę znalezienia podobnej passy porażek. Poszukiwania przyniosły zaskakujące rezultaty. Otóż w rundzie jesiennej sezonu 2009/2010, gdy drużyna z Jastrzębia Zdroju występowała w grupie wschodniej II ligi, miała jeszcze gorszą serię porażek na własnym boisku. Zespół prowadzony przez trenerski duet Jerzy Wyrobek – Jan Furlepa przegrał pięć meczów z rzędu na Stadionie Miejskim przy Harcerskiej. Pogromcami GKS-u były kolejno Start Otwocki (2:1), Kolejarz Stróże (1:0), Sokół Aleksandrów Łódzki (1:0), Okocimski Brzesko (2:0) i OKS 1945 Olsztyn (4:3.). Dopiero w 6. meczu z Resovią jastrzębianie zremisowali 2:2 po dwóch trafieniach Tomasza Copika, a wygrali dopiero w 8. spotkaniu, zwyciężając 2:1 Pelikana Łowicz po dwóch golach Kamila Kosteckiego.

– To nic przyjemnego przegrać tyle meczów z rzędu na własnym boisku, dlatego współczuję piłkarzom GKS-u i ich rozumiem – powiedział „Kostek”. – Oni są jednak w znacznie lepszej sytuacji niż my wówczas. Byliśmy zbieraniną ludzi, a nie drużyną z prawdziwego zdarzenia. Atmosfera w szatni była bardzo nerwowa, bo nie wiedzieliśmy czy i w jakiej lidze zagramy. Klubu już faktycznie wtedy nie było, tylko obiecanki. Narastająca frustracja spowodowała, że strzeliliśmy wtedy chyba aż pięć bramek samobójczych (po dwie David Gill i Dawid Szwarga, jedną Tomasz Copik – przyp. BN). Teraz moi następcy muszą zapomnieć o porażkach, wymazać je z pamięci, jeżeli nie chcą mieć kłopotów.


Zobacz jeszcze: Śpiący „rycerze”