GKS 1962 Jastrzębie. Postawieni pod ścianą

Trener GKS-u 1962 Jastrzębie Jacek Trzeciak stwierdził, że jego podopieczni prosili się o stratę bramki w meczu z Podbeskidziem.


Nic nie boli tak mocno, jak frajersko przegrany mecz. W niedzielę doświadczyli tego na własnej skórze piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie, którzy dosłownie podarowali komplet punktów Podbeskidziu Bielsko-Biała. Obie drużyny grały chaotycznie, składne i groźne akcje można było policzyć na palcach jednej ręki, więc zanosiło się na remis. Z podziału punktów – biorąc pod uwagę przebieg spotkania – zadowolone byłyby chyba oba zespoły, ale gospodarze pokpili sprawę.

Znane porzekadło mówi, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, ale niektórzy piłkarze z Jastrzębia chyba o tym zapomnieli. Zamiast szukać prostych rozwiązań, niepotrzebnie komplikowali sobie życie na boisku, więc w końcu mleko się rozlało. Wypada mieć nadzieję, że strata gola w 83 minucie spotkania z bielszczanami była dla zawodników GKS-u 1962 Jastrzębie wystarczającą nauczką i w kolejnych meczach ligowych takich błędów strategicznych nie będą popełniali. Nonszalancja i brak wyobraźni wcześniej, czy później, zawsze kończy się w ten sam sposób – stratą bramki.

Po przegranym niedzielnym meczu całą winę za porażkę wziął na siebie trener GKS-u 1962 Jastrzębie, Jacek Trzeciak. Moim zdaniem szkoleniowiec niepotrzebnie się katuje, bo przyczyną porażki gospodarzy było przede wszystkim karygodne zachowanie w końcówce spotkania Michała Kuczałka, który niepotrzebnie próbował… No właśnie, czego? Zwodu, sztuczki technicznej? Przecież bez przeszkód mógł podać futbolówkę do stojącego blisko Dominika Kulawiaka i byłoby po sprawie. Oby tego straconego punktu nie zabrakło w ostatecznym rozliczeniu na końcu sezonu.

Czy szkoleniowiec jastrzębian wyciągnie wobec winowajcy jakieś konsekwencje? – Na pewno będzie wnikliwa analiza tego spotkania, rozmowa nie tylko z tym zawodnikiem, ale również z pozostałymi – zapewnił trener Trzeciak.

– Nie zamierzam jednak karać piłkarzy w jakikolwiek sposób. To, że akurat w tym momencie straciliśmy bramkę po stracie Michała, to fakt. Ale dużo, dużo wcześniej już o tę bramkę po prostu prosiliśmy się. Wcześniej inni zawodnicy zachowywali się w podobny sposób. Nie chcę teraz wymieniać nazwisk, ale piłkarze doskonale wiedzą, o których z nich mowa. Strata gola w końcówce spotkania była konsekwencją tego, czego nie powinniśmy robić. Czyli zabrakło czegoś, co nas cechowało w poprzednich meczach, to znaczy konsekwencji i wyrachowania w tym, co robiliśmy na boisku.

Po prostu zabrakło prostoty w boiskowych działaniach. Oprócz tego, że wezmę to na siebie, to uważam, że jesteśmy drużyną, która po dwóch-trzech udanych meczach w nasze szeregi wkrada się rozluźnienie. Taki spokój, który nie powinien się wkradać. Być może jesteśmy zespołem, który cały czas musi być pod ścianą. W tej chwili właśnie znaleźliśmy się pod ścianą i myślę, że chłopcy też zdają sobie z tego sprawę.



Święte słowa panie trenerze! Być może niektórzy pańscy zawodnicy już uwierzyli, że są panami piłkarzami prze duże „p”. A tak nie jest, o czym świadczą wyniki. Bo gdyby rzeczywiście tak było, GKS Jastrzębie nie wlókłby się w ogonie tabeli (nie zapominajmy o zaległych meczach rywali).

W tym sezonie jeszcze ani razu w składzie jastrzębian nie pojawił się Farid Ali. Czy jest szansa, że wejdzie – choćby na kilka minut – w najbliższym meczu GKS-u 1962 z Sandecją Nowy Sącz? – W poniedziałek ma wizytę u lekarza i wtedy wszystko się wyjaśni. W jedną lub drugą stronę – stwierdził filozoficznie Jacek Trzeciak.


Na zdjęciu: Adrian Balboa (z lewej) i jego koledzy nie popisali się w meczu z Podbeskidziem.

Fot. gksjastrzebie.com/Arkadiusz Kogut