GKS 1962 Jastrzębie. Szybka remontada

Mecz z Radomiakiem długo nie układał się po myśli trenerów i piłkarzy GKS-u 1962 Jastrzębie. Przeciwnik dominował na boisku, grał szybciej i bardziej dokładnie, chociaż nie stworzył żadnej stuprocentowej sytuacji do zdobycia gola. Dokonane na początku II połowy zmiany początkowo też nie doprowadziły do zmiany obrazu gry. Ba, jastrzębianie stracili dwa gole i wydawało się, że będą musieli przełknąć gorycz porażki. A potem doszło do błyskawicznej – jak mawiają Hiszpanie – remontady, czyli nieprawdopodobnego odrobienia strat bramkowych. Jastrzębianie w ciągu siedmiu (!) minut strzelili trzy gole, doprowadzając przeciwnika do rozpaczy. Był to pierwszy mecz w bieżących rozgrywkach, w którym podopieczni trenera Jarosława Skrobacza strzelili na własnym stadionie trzy bramki! Raz taka sztuka udała im się na wyjeździe – w Sosnowcu miejscowemu Zagłębiu jastrzębianie zaaplikowali cztery gole, z czego trzy były autorstwa Jakuba Wróbla (jest już zawodnikiem ŁKS-u Łódź).

Szalony mecz

To był naprawdę szalony mecz – przyznał jeden z bohaterów sobotniego spektaklu na Stadionie Miejskim w Jastrzębiu Zdroju, Farid Ali.

– Najważniejsze jest to, że graliśmy do końca i Pokazaliśmy, że nie tylko mamy charakter, ale przede wszystkim drużynę z prawdziwego zdarzenia. Ta ekipa, którą mamy w tej chwili w Jastrzębiu, może walczyć do końca o wysokie cele. Udowodniliśmy to w drugiej połowie meczu z Radomiakiem. Przegrywaliśmy 0:2, a mimo to „wyciągnęliśmy” wynik na 3:2.

Pomocnik z Ukrainy, który po odejściu Jakuba Wróbla do ŁKS-u Łódź jest najlepszym snajperem w swoim zespole (obaj mają po 8 bramek) zapewnia, że cały czas wierzył w pomyślne zakończenie spotkania. Oczywiście, że wierzyłem w odwrócenie losów meczu – przekonuje „Fara”.

– Nawet w momencie, gdy przeciwnik strzelił drugą bramkę. Skąd się bierze taka wiara? Zawsze trzeba walczyć do końca o zwycięstwo, niezależnie od wyniku, jaki jest w danej chwili. Kiedy nie walczysz i tracisz nadzieję, to jaki jest sens przebywania na boisku? To, co nasi kibice śpiewają, czyli „Gieksa walcząca do końca”, obowiązuje cały czas. Możemy przegrywać 0:3, a nawet 0:5, ale musimy walczyć do ostatniej minuty, do ostatniej sekundy.

Dwa oblicza

Nie da się ukryć, że w meczu z Radomiakiem kibice GKS-u 1962 Jastrzębie widzieli dwie swoje drużyny. Pierwszą bezradną i błądzącą niczym dzieci we mgle oraz drugą dosłownie szalejącą na boisku, gdy pętla zaczęła zaciskać się na jej szyi.

– Musieliśmy po prostu złapać drugi oddech, a zdobyty gol kontaktowy „poniósł” nas – próbuje analizować na chłodno Farid Ali.

– Końcówka spotkaniu w naszym wykonaniu naprawdę była bardzo dobra, zafundowaliśmy kibicom niesamowite emocje. Mecz był widowiskowy, wszyscy się teraz cieszą i są zadowoleni. I o to chodzi.

– Dla takich meczów warto grać w piłkę nożną – wtórował koledze Kamil Jadach.

– Myślę, że nie jeden tzw. kibic sukcesu przy wyniku 0:2 po prostu nas skreślił. Teraz mu głupio, bo pokazaliśmy takim ludziom, że nasze przyśpiewki w stylu „Gieksa walcząca do końca” to nie tylko puste słowa. Ci kibice, którzy przy wyniku 0:2 opuścili trybuny, mają czego żałować.

Kanonada w sparingu

Następnego dnia po meczu z Radomiakiem, czyli w niedzielę, piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie zagrali mecz sparingowy z występującym w lidze okręgowej LKS-em Tworków. Pierwszoligowiec wygrał to spotkanie 8:0, chociaż do przerwy padła tylko jedna bramka. Łupem bramkowym w tej potyczce podzielili się: Łukasz Gajda (4 min), Petr Galuszka 2 (50, 64 min), Kamil Adamek 3 (51, 65, 66 min), Dominik Szczęch (59 min) i Michał Bojdys (81 min). GKS wystąpił w składzie: Drazik (46. Otczenaszenko) – Słodowy, Łaski, Bojdys, Liszka – Karmański, Gajda, Jadach – Galuszka, K. Adamek, Szczęch.

Skorzystaliśmy z zaproszenia klubu z Tworkowa, bo po pierwsze zagraliśmy na naturalnej trawie, a po drugie mogli pograć zawodnicy, którzy wiosną niewiele grali albo wcale – powiedział II trener GKS-u, Jan Woś.

– W poniedziałek i wtorek chłopcy dostali wolne, a od środy zaczniemy przygotowania do poniedziałkowego meczu z Wartą Poznań.