GKS 1962 Jastrzębie. Wierny do bólu

Wieloletni kapitan GKS-u Jastrzębie Tomasz Ciemięga znalazł się w najlepszej jedenastce XXI.

Nominacje na najlepszych stoperów GKS-u Jastrzębie w XXI wieku uzyskało pięciu zawodników (w kolejności alfabetycznej): Tomasz Ciemięga (378 meczów ligowych, 25 goli), Bartłomiej Grabczyński (234 mecze, 24 gole), Tomasz Midzierski (39 meczów, 1 gol), Piotr Pacholski (183 mecze, 10 goli) i Kamil Szymura (184 mecze, 31 goli).

Zwycięsko z tej batalii wyszedł duet Tomasz Ciemięga – Kamil Szymura, obaj otrzymali 90% głosów kibiców uczestniczących w wyborach. „Szymi” wciąż swoją grą cieszy kibiców z Jastrzębia Zdroju, natomiast „Ciemny” już dawno zawiesił buty na przysłowiowym kołku. Uznałem, że warto „odkurzyć” wieloletniego kapitana drużyny z Jastrzębia, bo więcej meczów w GKS-ie od niego rozegrał tylko Andrzej Myśliwiec.

– Miałem dziesięć lat, gdy zgłosiłem się do sekcji piłkarskiej GKS-u Jastrzębie – wspomina 44-letni obecnie Tomasz Ciemięga. – Koledzy wcześniej poszli na tzw. nabór, ja się wtedy nie zdecydowałem. Namówili mnie później i tak trafiłem do drużyny, którą prowadził nieżyjący już trener Marian Przybyła. Z tej drużyny, która w ciągu kilku lat „ewoluowała”, do pierwszego zespołu GKS-u przebili się później Bartek Grabczyński, Grzesiek Bureś i Michał Chałbiński. Grzesiek poszedł później do wojska, a obecnie – podobnie jak ja – pracuje w ratownictwie górniczym.

Maniak”

Tomasz Ciemięga od dziecka był uzależniony od futbolu. – Mieszkałem kilometr od stadionu na ulicy Kasztanowej (obecnie Kościelna) i boisko było moim drugim domem – śmieje się „Ciemny”.

– Od dziecka podawałem zawodnikom piłki na treningach, bo żeby móc to robić na meczach, trzeba było się wykazać na treningach trampkarzy. Jednym z pamiętnych meczów, w którym podawałem piłki, był pojedynek z Wisłą Kraków, którą pokonaliśmy 4:2, a trzy bramki strzelił wówczas śp. Rysiek Kraus. W niedzielę chodziłem na mecze ligi terenowej, więc kiedy „zapodziałem się” rodzicom, wiedzieli dokładnie, gdzie mnie szukać.

Kiedy Tomasz Ciemięga skończył wiek juniora, trafił do zespołu rezerw GKS-u. – Prowadził ją wtedy Janusz Marek, przez pół roku nastrzelałem trochę bramek, dwa razy więcej niż było meczów – przypomina Ciemięga.

– Łączyłem wtedy grę w piłkę z normalną pracą zawodową, bo po ukończeniu szkoły górniczej zatrudniłem się jako elektryk w kopalni „Jastrzębie”. Trenowaliśmy po południu trzy razy w tygodniu, a ja dodatkowo chodziłem do szkoły wieczorowej. Tam moim wychowawcą był późniejszy prezydent miasta, Marian Janecki.

Trafiony w Pszowie

Zimą zostałem włączony do kadry pierwszego zespołu prowadzonego przez trenera Erwina Wojtyłkę i pojechałem z nim na tygodniowy obóz do Trzyńca. Wziąłem tydzień urlopu, więc nie było problemu. Potem zwolniłem się z kopalni za porozumieniem stron i przeszedłem do firmy „Progór”. Treningi organizowane po południu były bardzo ciężkie, ale jakoś to przeżyłem.

Tomasz Ciemięga zadebiutował w zespole seniorów GKS-u Jastrzębie 24 maja 1995 roku w wyjazdowym meczu z Górnikiem Lędziny. Gospodarze wygrali wówczas 2:0 po bramkach Krystiana Szustera i Wojciecha Myszora. „Ciemny” pojawił się na placu gry w 75 minucie, zastępując Jarosława Wolnego. To były rozgrywki III ligi grupy śląskiej.

W podstawowej jedenastce GKS-u Ciemięga pojawił się po raz pierwszy w 19 września 1995 roku w meczu z Ruchem Radzionków (0:2) u siebie. Zaś na pierwszego gola czekał prawie rok, bo zdobył go 1 marca 1996 roku w wyjazdowej potyczce z Górnikiem Pszów (1:0). Wszedł na boisko w 77 minucie zastępując Andrzeja Myśliwca, a 120 sekund później utonął w objęciach kolegów.

– Pierwszego meczu w drużynie seniorów nie pamiętam, ale jakbym mógł nie pamiętać pierwszej bramki? – pyta retorycznie nasz bohater. – W bramce Górnika stał wtedy Grzegorz Tomala, który kilkanaście lat później był moim kolegą klubowym. Było dośrodkowanie, ja wbiegłem w pole karne przeciwnika i… piłka trafiła mnie w głowę. To był idealny strzał, bo futbolówka przelobowała Tomalę i zatrzymała się w siatce.

Cztery w jednym

Tomasz Ciemięga na początku swojej kariery grał w drugiej linii. – To prawda, na początku byłem pomocnikiem, ale w miarę upływu lat piłkarz zbliża się do własnej bramki – śmieje się „Ciemny”.

– Pamiętam taki mecz w Zielonej Górze z Lechią, w którym grałem w pomocy z Andrzejem Myśliwcem. Do przerwy było 0:0, a w przerwie w szatni Marcin Radzewicz zaczął na nas „nadawać”. Oni za dużo klepią między sobą, zamiast dawać długą piłę na mnie – przekonywał trenera Wojtyłkę „Radza”. No to przegraliśmy 0:1, tracąc bramkę w końcówce (strzelił ją Zbigniew Korszun w 76 min. – przyp. BN).

Do obrony cofnął mnie dopiero trener Jan Furlepa w 2003 roku, graliśmy wtedy trójką obrońców, na środku Rysiek Staniek, na prawej Janek Piksa, na lewej – ja. Dopiero potem został przesunięty na środek obrony i byłem stoperem. Jako ciekawostkę mogę podać, że grałem w czterech klubach z Jastrzębia. Najpierw był GKS, potem MKS Górnik, następnie MKS GKS, a na zakończenie KS GKS 1962.

W sezonie 2007/2008 Ciemięga zaliczył 19 meczów w ówczesnej II lidze (to było zaplecze ekstraklasy), ale po „przebranżowieniu” na I ligę i zmianie trenera (Piotra Rzepkę zmienił Jerzy Wyrobek) nie dane mu było pojawić się już na boisku.

– Mam o to żal do trenera Wyrobka – nie ukrywa Tomasz Ciemięga. – Jeżeli nie zasługiwałem na miejsce w podstawowym składzie, to na pewno mogłem wchodzić na boisko z ławki rezerwowych. Całą jesień „grzałem” ławę, a tydzień przed rundą wiosenną zadzwonił do mnie wiceprezes Gwiazdy Skrzyszów Andrzej Hudek i zaproponował mi grę w swojej drużynie.

Pasowało mi to, bo w 1997 roku dostałem się do drużyny ratowniczej w okręgowej stacji w Wodzisławiu Śląskim. Od tamtej pory grę w piłkę znowu łączyłem z pracą zawodową. Od słowa do słowa i przeniosłem się do grającej w lidze okręgowej Gwiazdy, gdzie prezesem był Rajmund Durczok, który kiedyś był prezesem GKS-u Jastrzębie.

Grałem tam przez rok, a zimą 2010 roku Andrzej Myśliwiec namówił mnie do występów w Cukrowniku Chybie, gdzie zetknąłem się z innym zawodnikiem Jastrzębia, Wojtkiem Pasiem, młodszym bratem naszego bramkarza, Piotra.

Po półrocznym epizodzie w Chybiu wróciłem do GKS-u 1962 Jastrzębie, gdzie po rundzie jesiennej sezonu 2011/2012 definitywnie zakończyłem karierę. W pierwszym meczu z Czechowicami zerwałem więzadła i już na boisko nie wróciłem, bo doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. Żałowałem, bo mógłbym wyprzedzić Andrzeja Myśliwca w liczbie rozegranych meczów w GKS-ie. On jednak zawsze wyprowadza mnie z błędu: „Nie miałbyś żadnych szans, bo to ja wtedy byłem trenerem i nie ruszyłbyś się z ławki rezerwowych”. Dowcipniś, prawda?

Klub nigdy nie zorganizował mi oficjalnego pożegnania, a ja przez mecz wyjazdowy w Płocku spóźniłem się nawet na wesele brata. Dotarłem dopiero na oczepiny…

Kapitańska opaska

Wszyscy kojarzą, że przez wiele lat Tomasz Ciemięga był kapitanem drużyny w Jastrzębiu. – To był ostatni mecz sezonu 2001/2002 – wspomina „Ciemny”. – Z powodu reorganizacji spadało aż 9 drużyn spośród 18. uczestniczących w rozgrywkach.

Trener Piotr Jegor podjął decyzję, że w spotkaniu z Pogonią Świebodzin ja założę kapitańską opaskę. Motywował nas wtedy Piast Gliwice, który chciał wyprzedzić Pogoń w ligowej tabeli, bo liczył na awans z 2. miejsca. Pojechaliśmy do Świebodzina autobusem miejskim (!), z twardymi plastikowymi siedzeniami!

W podróż nie pojechał już z nami kierownik drużyny, Janek Śleziak. Podjeżdżamy pod stadion w Świebodzinie, a tam wszyscy się dziwią, jakim „autokarem” przyjechaliśmy z tak daleka. Znany z poczucia humoru w naszej ekipie „Żyłka”, czyli Marcin Pawłowski, wytłumaczył im krótko: „My przylecieliśmy samolotem, a ten autobus podstawili nam na lotnisku”. Wiele mnie to kosztowało, by nie wybuchnąć śmiechem.

Rodzinne więzy

W tej chwili kapitanem GKS-u 1962 Jastrzębie jest Kamil Szymura, którego z Tomaszem Ciemięgą łączy nie tylko kapitańska opaska, ale również… więzy rodzinne. – Kamil to syn mojego kuzyna – przyznaje „Ciemny”. – Kiedy miał 16 lat, trener Piotr Rzepka zabrał go na zgrupowanie do Wisły. Oprócz niego ze Szkółki Piłkarskiej MOSiR pojechał jeszcze Artur Łaciok. Nikt nie wiedział, że jesteśmy rodziną, ale w trakcie pierwszego sparingu Kamil krzyknął do mnie: „Wujek, podaj”. Chłopaki mieli ze mnie „polewkę” przez trzy dni…

Po zakończeniu przygody piłkarskiej Tomasz Ciemięga zaczął bawić się w trenera. – Mam licencję UEFA B i „lepszych” papierów nie zamierzam robić – tłumaczy były kapitan GKS-u Jastrzębie. – To naprawdę ciężki kawałek chleba. Kiedy trenowałem juniorów Cukrownika Chybie musiałbym wchodzić z alkomatem do szatni. Frekwencja na zajęciach też nie była porywająca, 14-15 chłopaków, ale na mecz czasami trudno było zebrać jedenastu.

Potem pracowałem w Orle Moszczenica, a obecnie jestem trenerem Granicy Ruptawa i jestem zadowolony, bo na treningi przychodzi średnio 15 zawodników, w tym dużo młodzieży.

Na zdjęciu: Tomasz Ciemięga przez ponad 20 lat bronił honoru GKS-u Jastrzębie.

Fot. MG