GKS Bełchatów. Czekając na przelewy

Nie chcę wnikać w szczegóły, ale w środę odbyłem pewne rozmowy. Jest duże prawdopodobieństwo, że pieniądze trafią na nasze konta i zeszły rok zostanie uregulowany. Potem pozostanie się martwić, jak pójdzie spłacanie należności z tego roku – mówi nam Artur Derbin, trener GKS-u Bełchatów, czyli klubu zmagającego się z dużymi kłopotami finansowymi. W połowie lutego drużyna oświadczyła, że nie wyjdzie na trening i nie rozegra sparingu z Radomiakiem.

„Pożar” został szybko ugaszony – kolejnego dnia zawodnicy poinformowali, że zawarli umowę z zarządem klubu. Na spłatę zaległych pensji z 2019 roku dali czas do 10 marca. W przeciwnym razie, wyślą zbiorowe wezwania do zapłaty, co może poskutkować tym, że PZPN rozwiąże ich kontrakty z winy klubu. Na tym samym wózku, co piłkarze, jadą też członkowie sztabu szkoleniowego. Termin minie we wtorek…

– Po głosach, które dochodzą, jestem przekonany, że ten warunek zostanie spełniony. Nam przychodzi skupić się na robocie. Zgoda, mamy problemy organizacyjne i finansowe, ale sportowo chcemy się wybronić, bo nas na to stać. W przyszłym tygodniu będziemy bogatsi o wiedzę i… miejmy nadzieję, że też pieniądze. To przecież normalne, że chcemy zapłaty za pracę, którą w klubie wykonujemy w rzetelny sposób. Wyglądamy przecież całkiem nieźle, na miarę możliwości. Trudno mówić w takich okolicznościach o rozwoju drużyny, ale nie poddajemy się. Działamy i walczymy tym, co mamy. Czasem to już śmiech przez łzy. Problemy jednoczą, ale nasza szatnia stale pozostawała zjednoczona. Czy było dobrze, czy źle, fundamenty mamy mocne. Bez tego ani rusz – podkreśla trener Derbin.

Wiktor Rydz, prezes GKS-u, w lutym zaznaczał, że klub może liczyć na środki z tytułu zawartej umowy promocyjnej z miastem i wskazywał, że wciąż jest szansa na parafowanie nowej umowy z wieloletnim sponsorem strategicznym, Polską Grupą Energetyczną, która nie została odnowiona po tym, jak wygasła z końcem czerwca.

Beniaminek wiosnę zaczął od bezbramkowego remisu z GKS-em Jastrzębie. Dziś czeka go bardzo ważny mecz. W razie porażki, na dobre zostanie wciągnięty do walki o utrzymanie.

– Mecz bardzo ważny i bardzo trudny – potakuje szkoleniowiec bełchatowian. – Z dyspozycji zawodników i podejścia mentalnego do inauguracji wiosny byłem bardzo zadowolony. Do Opola jedziemy bardzo skupieni. Karty zostały odkryte. Musimy być przygotowani na to, że Odra może zagrać zarówno jednym, jak i dwójką napastników. Oba te warianty bierzemy pod uwagę, nie zapominając, że najważniejsze będzie pokazanie swoich atutów, które też mamy.

Na zdjęciu: Bełchatowianom (na zdjęciu Bartłomiej Bartosiak) pozostaje wierzyć, że wkrótce będą mogli skupić się w pełni na swych boiskowych obowiązkach.

Brehmer przed debiutem

Oficjalny debiut przed opolską publicznością w roli trenera Odry czeka dziś Dietmara Brehmera. Debiut „ogólny” wypadł przed tygodniem marnie, bo drużyna poległa w Olsztynie 2:4 i osunęła się do strefy spadkowej. Chcąc się utrzymać, takie spotkania, jak to z GKS-em Bełchatów, niebiesko-czerwoni muszą wygrywać.

– Każdy z meczów jest ważny, nie stosuję tu gradacji. W pierwszym meczu zagraliśmy bardzo przeciętnie, zdajemy sobie sprawę z popełnionych błędów, które przeanalizowaliśmy. Mam nadzieję, że teraz, u siebie, udowodnimy, że jesteśmy dobrą drużyną. Cieszy mnie, że motorycznie prezentujemy się bardzo solidnie. W Olsztynie zagraliśmy słabo, ale mecz wybiegaliśmy. W środę odbyliśmy trening na stadionie, obyłem się z nim, zobaczyłem, jak wygląda przy zapalonych światłach. Być może gdy wstanę rano, to poczuję tremę, ale nie przejmuję się tym. Pójdę pobiegać, by pobudzić mózg do koncentracji. Wieczorem chcę dobrymi decyzjami pomóc zespołowi – mówi Dietmar Brehmer.