GKS Bełchatów – GKS Tychy. Z podejrzeniem złamania nosa

Ambitna walka dwóch GKS-ów zakończyła się podziałem punktów i niedosytem.


Na mecz z GKS-em Bełchatów trener Artur Derbin wystawił niemal tę samą jedenastkę, która tydzień wcześniej sięgnęła po pierwsze zwycięstwo dla tyszan w tym sezonie. Niemal, bo pauzującego za czerwoną kartkę Kamila Szymurę zastąpił Łukasz Sołowiej, który w trakcie meczu z Sandecją zastąpił usuniętego z boiska stopera i spisał się bez zarzutu. Natomiast Marcin Węglewski, wyciągając wnioski z porażki poniesionej w poprzedniej kolejce dokonał dwóch roszad wprowadzając do ofensywy Patryka Makucha i Patryka Winsztala.

Te zmiany podziałały mobilizująco na gospodarzy, bo to oni zaczęli mecz z większym animuszem. Tyszanie jednak nie tylko zdołali odeprzeć pierwsze ataki bełchatowian, ale sami okazali się skuteczni. Na pierwsze groźne uderzenie Patryka Winsztala, obronione w 3 minucie efektownie przez Konrada Jałochę, odpowiedział bowiem Łukasz Grzeszczyk. Kapitan gości, który rozpoczął akcję uruchamiając Damiana Nowaka, po faulu Pawła Lenarcika na napastniku trójkolorowych, pewnie wykonał rzut karny i od 10 minut przyjezdni prowadzili. Dodajmy jeszcze, że bramkarz bełchatowian interweniował daleko na przedpolu i rękami spowodował upadek mijającego go rywala.

– Po tym golu mogliśmy zadać kolejne ciosy, bo osiągnęliśmy przewagę – mówi Artur Derbin. – Bartek Biel był dwa razy w dogodnej sytuacji, strzał Nowaka obronił Lenarcik, Wołkowicz także aktywnie napędzał nasze akcje, ale zabrakło im finalizacji.

Wynik 1:0 utrzymał się przez godzinę, czyli do momentu w którym Patryk Makuch, choć chwilę wcześniej musiał uznać klasę bramkarza trójkolorowych, w podbramkowym zamieszaniu huknął nie do obrony i ustalił wynik celnie główkując z 10 metra.

– Próbowaliśmy do końca zmienić ten wynik, a przeciwnicy też mieli swoje ambicje więc emocje były do ostatniego gwizdka – dodaje Artur Derbin. – Nemanja Nedić, Kacper Piątek i na koniec Sebastian Steblecki mogli sprawić, że wywieźlibyśmy z Bełchatowa 3 punkty. Mamy 1 i czujemy niedosyt, bo skoro tak szybko strzeliliśmy pierwsi gola to powinniśmy to lepiej wykorzystać. Trzeba też jednak dodać, że bełchatowianie mocno walczyli o korzystny wynik. Świadczą o tym… urazy, bo Mariusz Magiera po meczu pojechał do szpitala z podejrzeniem złamania nosa, a Michał Pawlik narzekał na uraz ręki i także było podejrzenia złamania. U nas na szczęście obeszło się bez kontuzji, ale ambicji i zaangażowania nikomu nie brakowało. Na pewno wiodącą rolę w zespole odrywał Łukasz Grzeszczyk, ale miał też wsparcie i jako zespół możemy żałować, że nie przełożyliśmy tego na zwycięstwo.

GKS Bełchatów – GKS Tychy 1:1 (0:1)

0:1 – Grzeszczyk, 10 min (karny), 1:1 – Makuch, 70 min (głową).

BEŁCHATÓW: Lenarcik – Sierczyński, Michalski, Magiera, Szymorek – Wroński (74. Łapiński), Gancarczyk, Pawlik, Makuch (86. Hilbrycht), Eizenchart – Winsztal (74. Zdybowicz). Trener]Marcin WĘGLEWSKI.

TYCHY: Jałocha – Szeliga, Nedić, Sołowiej, Wołkowicz – Biel (82. Steblecki), J. Piątek, J. Biegański (73. Paprzycki), Grzeszczyk, Moneta (73. K. Piątek) – Nowak (76. Kasprzyk). Trener Artur DERBIN.

Sędziował Artur Aluszyk (Szczecin). Widzów 500.
Żółte kartki: Gancarczyk, Makuch – Nowak.

Piłkarz meczu – Łukasz GRZESZCZYK.


Fot. Dorota Dusik