GKS Jastrzębie. Przewrażliwiony arbiter

W niedzielnym meczu w Stężycy legł mit o bardzo szczelnej defensywie GKS-u Jastrzębie.


Do Stężycy GKS Jastrzębie jechał w glorii drużyny, która ma najbardziej szczelną defensywę. Drużyna trenera Grzegorza Kurdziela we wcześniejszych sześciu spotkaniach ligowych dała się zaskoczyć tylko cztery razy, a ściślej rzecz ujmując tyle razy piłkę z siatki wyciągał bramkarz Grzegorz Drazik. W niedzielę ów mit został obalony, ponieważ golkiper GKS-u czterokrotnie skapitulował, a jego koledzy z obrony nie tworzyli monolitu, ta formacja bardziej przypominała szwajcarski ser.

Niestety, słabą stroną drużyny z Harcerskiej jest skuteczność strzelecka. Dość powiedzieć, że w 7 spotkaniach jastrzębianie zdobyli tylko sześć goli, taką samą anemią może „pochwalić się” tylko Motor Lublin. Tych sześć bramek dla GKS-u zdobyło tylko trzech zawodników: Daniel Stanclik (3 trafienia), Szymon Gołuch (2) i Bartosz Boruń (1). Wstrząsające, prawda?

Odrobinę światła na obraz meczu z Radunią powinny rzucić statystyki: posiadanie piłki: 60-40%, strzały celne 6:4, strzały niecelne 7:1, rzuty rożne 10:8, faule 9:8, spalone 4:1.

Dojrzewający” start-up

Trener GKS-u Jastrzębie Grzegorz Kurdziel nie był zadowolony z postawy swoich zawodników w ostatnim meczu: – Warunki, które były na boisku zdeterminowały taktykę obydwu zespołów – powiedział na wstępie. – Stosowały w I połowie najprostsze środki i przesuwanie piłki jak najdalej od swojej bramki. Poza tym padły dwie – które były pokłosiem głównie pogody – kuriozalne bramki. Naszym celem było przenosić grę pod bramkę przeciwnika, chociaż odprawę mieliśmy inną, ale po przyjeździe do Stężycy taktyka została diametralnie zmieniona. Czego mi zabrakło z naszej strony? Dostarczania piłki w pole karne, bo w ten sposób Radunia strzeliła bramkę na 2:1.

Czego jeszcze? Jesteśmy zespołem dobrze zorganizowanym w defensywie, nie tracimy dużo bramek, tymczasem po stracie drugiego gola zabrakło nam konsekwencji, która jest bardzo potrzebna, by osiągnąć dobry rezultat. Mając kilkanaście minut plus doliczony czas gry, można było ten mecz przynajmniej zremisować, a nawet przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Jesteśmy start-upem, drużyną po dużych zmianach i ten start-up dojrzewa. Dojrzewa zwycięstwami, remisami, ale będzie dojrzewał też porażkami. Uczymy się tego zespołu, cały czas to powtarzam, natomiast w ostatnich dziesięciu oficjalnych spotkaniach odnieśliśmy cztery zwycięstwa, cztery remisy i ponieśliśmy dwie porażki. Czyli generalnie nie aż tak źle. Oczywiście apetyty mamy większe, w każdym meczu chcemy odnosić zwycięstwa i rozwijać tych wszystkich zawodników, którzy są u nas w zespole.

Natarcie?!

Chciałem się odnieść się do czerwonej kartki, którą otrzymałem w przerwie spotkania – kontynuował Grzegorz Kurdziel. – Tutaj ławka rezerwowych jest tak usytuowana, że zejście do szatni prowadzi przez płytę główną boiska. Dla mnie jest to totalnie kuriozalna sytuacja, nie wiedziałem, że nie można sędziemu zadać pytania, przechodząc obok niego w drodze do szatni. Absolutnie nie miałem żadnych pretensji, a sędzia odpowiedział mi, że zgodnie z przepisami musi mi pokazać czerwoną kartkę.

Obserwuję mecze w telewizji i sędziowie normalnie rozmawiają z trenerami, którzy zadają pytania i uzyskują normalne odpowiedzi. Nie otrzymują za to czerwonych kartek. Sędzia tłumaczył się, że jest to konfrontacja. Jeżeli pytanie jest konfrontacją, to ja czegoś nie rozumiem.

Propozycja nie do odrzucenia

W związku z „incydentem” w Stężycy mam dla trenera Kurdziela propozycję nie do odrzucenia – żeby szybko przyswoił język migowy i w ten sposób zadawał pytania rozjemcom, wtedy na pewno nie zostanie ukarany. Chociaż, kto wie?

Swoje trzy grosze na temat arbitra dorzucił również trener Raduni, Sebastian Letniowski. – Zachowanie sędziów zmierza w złą stronę, bo nie można nic powiedzieć, nie można się odezwać, wszystko wiedzą najlepiej. Potrzeba im trochę pokory, powinni zejść na ziemię. Widziałem tę sytuację i dziwię się tej czerwonej kartce dla Grześka.

Sędzia Piotr Pazdecki z Koszalina 12 lipca skończył 26 lat i był to dopiero jego trzeci mecz w eWinner 2. Lidze. W jego „pryncypialnym” zachowaniu był przerost formy nad treścią. Czy nikt mu jeszcze nie powiedział, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu? I zapraszam go do Jastrzębia Zdroju na mecz hokejowy, wtedy dopiero przekona się, co to jest natarcie.


Na zdjęciu: To zdjęcie doskonale ilustruje, w jakich trudnych warunkach toczył się mecz Raduni z GKS-em Jastrzębie.

Fot. gksjastrzebie.com