GKS Jastrzębie. Wierny do bólu

Andrzej Myśliwiec jest w GKS-ie Jastrzębie rekordzistą w liczbie rozegranych meczów dla tego klubu.

Każdy szanujący się kibic piłki nożnej w Jastrzębiu Zdroju powinien wiedzieć, kim jest Andrzej Myśliwiec. Niespełna 48-letni obecnie trener Akademii GKS-u 1962 Jastrzębie oszałamiającej kariery wprawdzie nie zrobił, ale jego zasługi dla klubu z Harcerskiej nie sposób pominąć (został wybrany do najlepszej jedenastki XXI wieku). Niewiele osób wie, że nasz bohater miał zadatki na niezłego lekkoatletę, konkretnie skoczka w dal. Jako 13-latek skoczył 6 metrów, ale magia futbolu okazała się silniejsza i nie mógł się jej oprzeć.

Popularny „Misiek” (tak mówią do niego przyjaciele) rozegrał w koszulce GKS-u Jastrzębie 392 mecze ligowe, w których strzelił 50 bramek.

– Do GKS-u trafiłem, gdy byłem uczniem 3. klasy szkoły podstawowej – snuje swoją opowieść Andrzej Myśliwiec. – Trener Jan Grabiec tworzył wtedy w SP-10 (której dyrektorką była Elfryda Bielaszka) klasy sportowe. Na testy do 7 klas zgłosiło się wtedy 1,5 tysiąca chłopaków. Pierwszą grupę w moim roczniku trenował Jan Grabiec, drugą – nie żyjący już Marian Przybyła. Było nas dwudziestu w klasie, z mojej grupy do zespołu seniorów przebiłem się tylko ja.


Zobacz jeszcze: Na nowo wyzwolić emocje


W trakcie kariery piłkarskiej Myśliwiec łączył grę w piłkę ze studiami na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach.

– Najtrudniejszy był dla mnie zawsze sierpień, bo rozgrywki już trwały, zaś na uczelni trwała dwutygodniowa sesja zjazdowa – przypomina Andrzej Myśliwiec. – Musiałem wtedy zawsze trenować po południu, ale moi trenerzy byli zawsze bardzo wyrozumiali i nie robili przeszkód w kontynuowaniu nauki.

Andrzej Myśliwiec

Planowałem, że po zakończeniu kariery spróbuję swoich sił jako szkoleniowiec. Ten plan udało mi się zrealizować. Jeszcze w trakcie gry nie uśmiechała mi się praca w szkole jako nauczyciela wychowania fizycznego, ale potem zmieniłem zdanie i teraz łączę jedno z drugim.

Andrzej Myśliwiec rozegrał w GKS-ie (Górniku) Jastrzębie 14 pełnych sezonów, a gdyby nie przeprowadzka do ekstraklasowego wtedy Ruchu Radzionków, byłoby ich piętnaście! Tajemnica tej długowieczności? Jak zwykle bywa w takich przypadkach – przysłowiowe końskie zdrowie.

– Jedyna poważna kontuzja dopadła mnie, gdy miałem 30 lata – wspomina „Misiek”. – W ramach rozgrywek IV ligi graliśmy wtedy na wyjeździe z Sokołem Zabrze (mecz odbył się 6 października 2002 roku – przyp. BN). Nie dograłem nawet do końca I połowy, bo dopadł mnie podwójny pech. Nie tylko naderwałem więzadło poboczne, a oprócz tego strzeliła mi łąkotka. Zastąpił mnie Grzegorz Chrystof. Potem incydentalnie występowałem u trenera Jana Furlepy, pojawiałem się na boisku na krótkie fragmenty. Niestety, kontuzja się odnowiła i łąkotkę zszył mi doktor Tomasz Wodecki. W następnym sezonie drużynę GKS-u Jastrzębie przejął Krzysztof Zagórski, u którego nie byłem faworytem i grałem sporadycznie. Zakończyłem przygodę z piłką nożną w 33. roku życia.


Zobacz jeszcze: Sprawdzian w kuchni


Przez rok – wiosna 2000 i jesień sezonu 2000/2001 – Andrzej Myśliwiec grał w ekstraklasie, w Ruchu Radzionków, którego trenerem był Piotr Piekarczyk. Zagrał w 10 meczach, w których ani razu nie udało mu się wpisać na listę zdobywców bramek. W ekipie „Cidrów” zadebiutował 4 marca 2000 roku w meczu przeciwko Stomilowi Olsztyn.

– Przegraliśmy ten mecz 0:1, straciliśmy bramkę po strzale Bartosza Jurkowskiego z rzutu karnego. Kiedy przyjechaliśmy do Olsztyna świeciło słońce, trawa była zielona. Potem jednak spadło 10 centymetrów śniegu, graliśmy w anormalnych warunkach, w głębokim śniegu. Gdy skończył się mecz, znowu zaczęło świecić słońce.

W zespole GKS-u Jastrzębie „Misiek” zadebiutował w III lidze 4 sierpnia 1990 roku w meczu wyjazdowym z Górnikiem Knurów. Goście, dowodzeni przez Mariana Przybyłę, wygrali 3:1 (0:0), a 18-letni debiutant zdobył jedną z bramek. Oprócz niego na listę zdobywców goli wpisali się Tomasz Kałka (47) i Grzegorz Tomaszek, honorowego gola dla gospodarzy strzelił Piotr Sałasiński z rzutu karnego.


Zobacz jeszcze: „Nie podam ręki byłemu prezesowi”


Po raz pierwszy na ławce trenerskiej GKS-u Jastrzębie Andrzej Myśliwiec usiadł 26 maja 1999 roku (zastąpił Stanisława Cygana), w wyjazdowej potyczce z Concordią Knurów. Debiut można uznać za udany, bo GKS wrócił bogatszy o jeden punkt.

– Miałem wtedy zaledwie 27 lat, moim asystentem był Grzegorz Borawski – przypomina „Misiek”. – Byłem grającym trenerem, ale kapitańską opaskę nosił Marek Jaromin. Zremisowaliśmy 1:1, bramkę dla rywali zdobył Bartłomiej Tokarz, dla nas – Arkadiusz Lazar. To była dla mnie trudna sytuacja, bo z perspektywy boiska trudno dostrzec wszystkie błędy popełnione przez zawodników. Atmosfera w zespole była bardzo dobra, skończyliśmy rozgrywki na 5. miejscu.

Kiedy grasz w jednej drużynie prawie 400 meczów, nie sposób oczekiwać, że wszystkie zapadły ci w pamięć. Żądać tego od Andrzeja Myśliwca byłoby podobne do żądania od ślepca czytania sanskrytu. Są jednak potyczki, które zapadły naszemu bohaterowi głęboko w pamięć.

– Niewątpliwie takimi spotkaniami były pojedynki z Odrą Wodzisław Śląski w sezonie 1992/1993 – mówi Andrzej Myśliwiec. – Po meczu na Bogumińskiej czułem się jakbym miał spotkanie z rekinem młotem, gospodarze rozgromili nas 6:0 (bramki strzelili wtedy Jan Woś 2, Ryszard Wieczorek 2, Grzegorz Wisełka i Witold Wawrzyczek z karnego – przyp. BN). Na własnym boisku byliśmy natomiast bliscy wygranej, bo po bramkach Romka Płazy, Zenona Swędery i Romana Gładkiego prowadziliśmy już 3:1. Jeszcze przed przerwą kontaktowego gola dla Odry zdobył z rzutu wolnego Ryszard Wieczorek, a kompletu punktów pozbawił nas w 89 minucie Jan Woś, dobijając strzał Wieczorka z rzutu wolnego w poprzeczkę. Jak widać, obecnie drugi trener GKS-u 1962 Jastrzębie miał patent na strzelanie nam bramek.


Zobacz jeszcze: Dawid Gojny był fanem Małysza


Nie zapomnę również meczu z marca 2002 roku, gdy podejmowaliśmy na własnym boisku BBTS Marbet Ceramed Bielsko-Biała, który potem został przemianowany na Podbeskidzie. W I połowie Piotrek Jegor strzelił bramkę z rzutu wolnego prawie z połowy boiska, posyłając piłkę w samo „okienko” bramki strzeżonej przez Jarosława Matusiaka. Wynik na 2:0 ustaliłem ja, biegłem sam od połowy boiska i przelobowałem Jarka Matusiaka, który wyszedł z bramki.

W czerwcu 1991 roku GKS Jastrzębie walczył w barażach z Moto-Jelczem Oława o awans do 2. ligi.

– Naszym trenerem był wtedy Leonard Karasek – wspomina Andrzej Myśliwiec. – W Jastrzębiu mecz był bardzo nerwowy. Mieliśmy więcej z gry, Tomasz Dudek miał sytuację sam na sam z bramkarzem, lecz jej nie wykorzystał. Ja też miałem czystą sytuację, ale bramkarz obronił mój strzał. Skończyło się na bezbramkowym remisie, a w Oławie gospodarze wygrali 2:0 (po bramkach Dariusza Błaszczyka i Artura Waszaka – przyp. BN) i musieliśmy się obejść smakiem.


Zobacz jeszcze: Mariusz Miąsko to podwójny pechowiec


Po raz drugi Andrzej Myśliwiec usiadł na ławce trenerskiej GKS-u Jastrzębie w sezonie 2004/2005. Po wyjazdowej wiktorii 3:1 z Lechią Zielona Góra z drużyną pożegnał się trener Krzysztof Zagórski, a jego miejsca zajął Myśliwiec. Pierwsze podejście spalił, przegrywając na wyjeździe 1:3 z Promieniem Żary (1:3).

– Honorową bramkę zdobył dla nas wtedy Robert Żbikowski, ale tydzień później pokonaliśmy u siebie 2:1 Walkę Zabrze dzięki trafieniom Tomka Ciemięgi i Mariusza Adaszka z rzutów karnych – relacjonuje nasz bohater. – Skończyliśmy rozgrywki na przyzwoitym, 8. miejscu.  Po raz trzeci zostałem trenerem GKS-u po reaktywacji klubu, w 2010 roku. Wygraliśmy w cuglach ligę okręgową, z przewagą 14 punktów nad drugim w tabeli LKS-em Krzyżanowice. Pamiętam, że jedynym warunkiem, jaki postawiłem prezesowi klubu była… moja pensja. Uzgodniłem, że nie będę zarabiał mniej niż najlepiej opłacany zawodnik, którym wtedy był Witek Wawrzyczek.

Fakt, że Andrzej Myśliwiec przez niemal całą swoją karierę był związany z klubem z Jastrzębia Zdroju nie oznacza, że nie miał on ofert z innych klubów. – W różnych okresach czasu interesowało się mną kilka klubów, między innymi z Moto-Jelcza Oława, Górnika Zabrze – mówi nasz bohater. – Chciał mnie również Naprzód Rydułtowy, który grał wtedy na zapleczu ekstraklasy, lecz GKS Jastrzębie postawił za mnie cenę zaporową. Potem z wywiadu, jakiego udzielił trener tej drużyny Andrzej Krupa „Sportowi” dowiedziałem się, o jaką kwotę chodziło. Szkoleniowiec powiedział „nie stać nas na zapłacenie dwóch miliardów złotych”.


Zobacz jeszcze: Łukasz Norkowski chce zostać deweloperem