GKS Katowice. Czekał na to dwa lata

Mimo obronionego w debiucie rzutu karnego Patryk Królczyk nie uchronił GKS-u Katowice przed porażką w Lublinie. Jak będzie w niedzielę z Bytovią?


Debiut w GieKSie będzie wspominał z bardzo mieszanymi uczuciami. Z jednej strony obroniony rzut karny, z drugiej – lobujący go w końcówce rywal, przesądzający o porażce w Lublinie z Motorem (1:2). Patryk Królczyk w środę zastępował między słupkami katowickiej bramki Bartosza Mrozka. Młodzieżowiec walczy z czasem i urazem, dlatego możliwe, że ten „stan zastępstwa” utrzyma się aż do niedzielnego wieczoru, gdy GKS będzie podejmował Bytovię (18.00).

Dyscyplina i cierpliwość

– Nie licząc występów w klasie okręgowej, w rezerwach Piasta Gliwice czy GKS-u, mój ostatni oficjalny mecz był prawie dwa lata temu. Nic przyjemnego, nie jest to łatwa sprawa. Wymaga dużej dyscypliny i cierpliwości wobec samego siebie. To kluczowe. Cieszę się, że wytrwałem do momentu, kiedy okazałem się potrzebny drużynie, bo po to codziennie się trenuje. Okoliczności były bardzo sprzyjające, by nie powiedzieć, że wyśmienite. Stadion, kibice… Fajnie się grało, choć wiadomo, że gdy masz tak długą przerwę, to sytuacje w meczu wyglądają zupełnie inaczej niż na treningach.

Wszedłem jednak w to spotkanie dość spokojnie i później już samo poszło. Drugiego dnia trenerzy dokonali analizy i wiem, że dużo pracy przede mną. Przede wszystkim jest niedosyt, bo sprawiedliwszym wynikiem byłby remis. Liczyliśmy na 3 punkty, ale ułożyło się nieszczęśliwie. Szkoda tych dwóch straconych bramek – dzieli się wrażeniami 27-letni bramkarz.

W pierwszej połowie starcia w Lublinie, gdy rywal prowadził 1:0, obronił rzut karny. – Analizowaliśmy z trenerem bramkarzy (Jarosław Salachna – przyp. red.), jak strzelają karne zawodnicy Motoru. Rafał Król też był wśród nich. Udało mi się odczytać jego intencje, odbić piłkę. Szkoda, że ta „jedenastka” de facto niczego nam nie dała… Nawet zdobywając punkt patrzyłbym na nią inaczej. Ale nie możemy się załamywać, musimy szukać pozytywów, by podejść odpowiednio nastawionym do kolejnego meczu – mówi Królczyk.

Szybciej się wycofać

Kluczowy dla losów meczu okazał się nie karny, a 86 minuta i gol Daniela Świderskiego, który przelobował bramkarza GKS-u. – Byłem dość wysoko ustawiony, przygotowany na piłkę prostopadłą. Nie zdążyłem wrócić do bramki, a Świderski bardzo dobrze wykorzystał moje ustawienie.

W meczu działa się szybko, na podstawie bodźców. Już gdy piłka wpadała do siatki wiedziałem, że miałem szybciej wycofać się do bramki. Wtedy miałbym większą szansę na skuteczniejszą interwencję – analizuje golkiper katowickiej drużyny, który generalnie zebrał za swój debiut pochlebne recenzje. Nie tylko za pracę rękami, ale też nogami, bo w GKS-ie bramkarze operują raczej krótkimi podaniami niż „lagą” na oślep.

– Trzeba nad tym pracować na treningach, a w meczach zachowywać spokój, przekładając go na decyzje boiskowe. Gra nogami też wynika z poprawnej oceny sytuacji, z wzajemnego zaufania. Fajnie się tak gra. Jeśli wychodzi, to daje to bardzo dużo satysfakcji – nie kryje zmiennik Bartosza Mrozka.

Z III ligi do mistrza

Królczyk na Bukową trafił zimą, jako że wygasającego kontraktu nie przedłużył Szymon Frankowski, odchodząc do I-ligowego Zagłębia Sosnowiec. GKS szukał zmiennika dla Mrozka. Wybór padł nie na młodzieżowca, a 27-latka, którego do końca sezonu wypożyczył katowiczanom Piast.

– Moja sytuacja w Piaście nie była łatwa, dlatego chciałem podjąć jakieś działanie, by ją poprawić. Wiedziałem, że szanse na grę w Katowicach też nie będą duże, ale mimo wszystko jakieś będą. To nie była łatwa decyzja, raczej wyzwanie dla samego siebie. GKS to klub z ambicjami, chcący awansować do I ligi i takie środowisko jest najlepsze dla sportowca, by iść w górę. Zawsze celem jest zostanie bramkarzem nr 1.

Można wybrać klub z czwartego czy piątego poziomu rozgrywkowego, w którym na pewno będzie się grało, ale chodzi o to, by uczynić to w silnym zespole, sprostać temu wyzwaniu. Jednym przychodzi to łatwiej, drugim trudniej, ale gdy się powiedzie, to zawsze jest duża satysfakcja – przyznaje Patryk Królczyk, który poprzednio numerem 1 był w III-ligowej Warcie Gorzów Wielkopolski. Po sezonie 2018/19 przeniósł się z niej do Piasta Gliwice, czyli świeżo upieczonego mistrza Polski.

Bardzo ważny czynnik

– Tak to czasem w sporcie i w życiu bywa, że drogi potrafią być bardzo zawiłe. Rok wcześniej, po spadku Olimpii Grudziądz z I ligi, długo nie potrafiłem znaleźć klubu. Spędziłem sezon w III lidze, trudno było się odbudować. Potem pojawiła się dość szokująca propozycja z Gliwic. Nie było innego wyjścia, trzeba było z niej skorzystać – opowiada bramkarz, który w Piaście nie zadebiutował w ekstraklasie, ale – przyznajmy – przy Frantiszku Plachu i Jakubie Szmatule była to misja dość karkołomna. Królczyk ma jeszcze ważny przez rok kontrakt z klubem z Okrzei.

– Został przedłużony o rok w momencie mojego wypożyczenia do Katowic, które skończy się po sezonie. Co będzie później, trudno powiedzieć, bo sam nie decyduję o mojej przyszłości. Wiele czynników ma na to wpływ. Nie ma co ukrywać, że jednym z nich, bardzo ważnym, jest nasz awans do I ligi. Zróbmy zatem, co mamy zrobić, a potem wszystko samo się ułoży. O tym, co będzie dalej, nie myślę – przekonuje 27-latek.


Czytaj jeszcze: Już nie ma czego bronić

Przed GieKSą niedzielny bój z Bytovią, plasującą się w strefie spadkowej i punktującą w 2021 roku najgorzej spośród wszystkich II-ligowców (11 „oczek” w 15 meczach). Idealne okoliczności na przełamanie. – Musimy skupić się na swojej grze, na nas samych. To taki etap sezonu, w którym nie powinniśmy wiele kalkulować. A czy znów zagram? Decyzje personalne to nie moja działka – kończy Królczyk.



Na zdjęciu: Patryk Królczyk chciałby dołożyć cegiełkę do awansu GieKSy na zaplecze ekstraklasy.

Fot. Facebook/Motor Lublin