GKS Katowice. Horyzont nie taki straszny

Niedzielny remis (1:1) uzyskany w Nowym Sączu pozwolił GieKSie zachować 7-punktową przewagę nad strefą spadkową – czyli taką, jaką miał przez całą przerwę zimową; ze świadomością, że pierwszy zespół spod kreski, Stomil, ma jeszcze w zanadrzu zaległy mecz z Jastrzębiem.


Niezależnie od tego, w Katowicach mogą patrzeć w przyszłość z umiarkowanym optymizmem – a już na pewno większym niż jeszcze kilka kolejek temu.

Gdy drużyna zakończyła listopad domową porażką z Miedzią Legnica – drugą z rzędu – były, uzasadnione obawy, że na przełomie roku beniaminek z Bukowej zapląta się z powrotem w walkę w najniższych rewirach stawki. Wtedy na horyzoncie rysowały się przed nim cztery kolejne wyjazdy, a był zespołem o statusie takiego, który w tym ligowym sezonie poza Katowicami jeszcze nie wygrał. Dziś GieKSa trzy z tych wyjazdów ma już za sobą. Nie dość, że żadnego z nich nie przegrała – a mierzyła się z rywalami w komplecie mierzącymi wyżej niż tylko w utrzymanie – to powinna w zasadzie zgarnąć komplet punktów, bo w żadnym z nich nie musiała odrabiać wyniku. Skończyło się na zdobyczy wartej 5 „oczek”. W Rzeszowie dwukrotnie traciła prowadzenie, potem wreszcie przełamała wyjazdowy impas, wygrywając na zakończenie roku w Bielsku-Białej, a na inaugurację wiosny z Sandecją straciła wyrównującą bramkę na 12 minut przed końcem.

– Remisujemy, choć w pierwszej połowie graliśmy niezłe zawody, byliśmy lepszym zespołem, mieliśmy dwie bardzo dobre sytuacje – stwierdził obrońca Grzegorz Janiszewski.

– Jedną zamieniliśmy na bramkę (Patryka Szwedzika – dop. red.), drugiej niestety się nie udało. Druga połowa była trochę słabsza w naszym wykonaniu, częściej broniliśmy się w obronie niskiej, z tego wyłoniła się delikatna optyczna przewaga Sandecji. Stworzyła sobie dwie dogodne okazje, wyrównała, aczkolwiek my też mieliśmy w tej części swoje szanse na zdobycie bramki. Na gorąco po tym meczu pozostaje niedosyt, ale graliśmy na wyjeździe, na trudnym terenie, dlatego jak najbardziej szanujemy ten punkt – dodał Janiszewski.

Nim katowiczanie po blisko 4 miesiącach wrócą na Bukową – 14 marca podejmą Chrobrego Głogów – już w najbliższy piątek czeka ich „święta wojna” z Zagłębiem Sosnowiec. To mecz prestiżowy, a przede wszystkim ważny dla układu części tabeli znajdującej się tuż nad strefą spadkową. Na Stadionie Ludowym po raz ostatni GKS wygrał w 1991 roku, trzy ostatnie wizyty tam kończył na tarczy. Kolejnej szansy na wywiezienie pełnej puli z przechodzącego na karty historii Ludowego już nie będzie.
(WChał)


Fot. Piotr Matusewicz / PressFocus