GKS Katowice. Huraganu nie będzie

Pewni utrzymania katowiczanie grają dziś o przedłużenie świetnej wyjazdowej serii z wierzącymi jeszcze w bezpośredni awans kielczanami.


GieKSa stanie dziś przed szansą poprawienia osiągnięcia drużyny Bogusława Kaczmarka sprzed ponad dwóch dekad. Wiosną 2001 w ekstraklasie zanotowała 8 kolejnych wyjazdowych występów bez porażki, co długo pozostawało najlepszą XXI-wieczną serią katowiczan na szczeblu centralnym. Obecny zespół wyrównał ją przed 2 tygodniami, remisując w Niepołomicach. Wcześniej dzielił się też punktami w Tychach, Gdyni, Nowym Sączu i Rzeszowie, a wygrywał w Bielsku-Białej, Sosnowcu i Olsztynie. Po raz ostatni z zerowym dorobkiem podopieczni Rafała Góraka wracali na Bukową w listopadzie, przegrywając 0:1 z ŁKS-em Łódź, czyli rywalem, z którym za tydzień zakończy sezon. Od poprzedniej wyjazdowej porażki minęła zatem okrągła runda.

Dwa egzaminy

Do Kielc ekipa GieKSy ruszyła już spokojna, pewna ligowego bytu, będąc na fali i w 5 ostatnich kolejkach zdobywając 11 punktów. Trener Rafał Górak niejednokrotnie określał ten sezon mianem czasu weryfikacji, dlatego wydaje się, że w obliczu bezpiecznej sytuacji w tabeli może dać szansę kilku zawodnikom grającym dotąd mniej.

– Rozumiem, że weryfikacją jest mecz, ale my chcemy zawsze wygrywać. Coś na pewno w dwóch ostatnich kolejkach w składzie się wydarzy, ale nie będzie to żaden huragan, który wywróci drużynę do góry nogami. Ona ma swój trzon, podstawy. Mamy przed sobą fajne dwa egzaminy: w Kielcach i u siebie z ŁKS-em. To drużyny, które mierzą w coś więcej. Chciałbym, byśmy w tych dwóch meczach uszczknęli punkty faworytom i pokazali, że pracujemy nad tym, co będzie w przyszłości – mówi szkoleniowiec GieKSy, która zagra ligowy mecz w Kielcach pierwszy raz od 2008 roku. Wtedy uległa Koronie 1:2, jedyną bramkę zdobył Bartosz Iwan, a dla gospodarzy trafiali Edi Andradina i Piotr Gawęcki.

Wszystko się może zdarzyć

Dla kielczan ciężar gatunkowy spotkania jest duży. Po pierwsze – wciąż wierzą w możliwość bezpośredniego awansu, mimo aż czteropunktowej straty do Widzewa i dwupunktowej do Arki, co na dwie kolejki przed końcem sezonu wydaje się już nie do odrobienia. Po drugie – walcząc o awans, dbają o jak najlepszą pozycję wyjściową przed barażami. Po trzecie – chcą zrehabilitować się za fatalny ubiegłotygodniowy występ w Opolu (1:3 z Odrą).

– Do końca zostały dwie kolejki i jeszcze wszystko może się zdarzyć. Arka gra dzień przed nami, Widzew – dzień po nas i wtedy będziemy mądrzejsi, ale najważniejsze jest to, byśmy dobrze rozegrali swój mecz, zapominając o tym, co stało się w Opolu, gdzie się nie popisaliśmy. Nie możemy kalkulować, rozmyślać o tym, kto jest zagrożony pauzą za kartki, tylko rzucić wszystkie siły na spotkanie z GKS-em Katowice, a dopiero potem zastanawiać się nad tym, co nam to da i w jakich nastrojach pojedziemy w ostatniej kolejce do Tychów – przyznaje Leszek Ojrzyński, szkoleniowiec Korony, której sytuacja kadrowa była w ostatnich tygodniach trudna, ale teraz do dyspozycji są niemal wszyscy zawodnicy.

– Gramy z drużyną mającą już utrzymanie, mogącą grać na większym luzie. Trudno gdybać, jak podejdzie do tego spotkania GKS, ale to my musimy wziąć sprawy w swoje ręce. Wierzę, że kibice będą nam pomagać, zjednoczymy siły i będziemy walczyć, oby z happy endem – dodaje Ojrzyński.


Na zdjęciu: Jesienią przy Bukowej GieKSa wygrała z Koroną 1:0 po bardzo zaciętym meczu. Dziś taki rezultat byłby niespodzianką, nawet biorąc pod uwagę świetne wyjazdowe wyniki katowiczan.
Fot. Rafał Rusek/Pressfocus