GKS Katowice. Kości niezgody

Nie do pomyślenia, by w środku sezonu zasadniczego rozkręcać karuzelę transferową, a tak właśnie się dzieje…


Zespół GKS-u Katowice z chwilą pojawienia się w ekstraklasie uchodził za niezwykle waleczny, stwarzający, zwłaszcza na własnym parkiecie, wiele problemów nawet potentatom. W bieżącym sezonie szefowie postawili przed nim jeden cel: utrzymanie się – i został on już w grudniu zrealizowany.

Katowiczanie wygrali 9 z 14 meczów i pojawiła się chęć, by powalczyć o coś więcej. Istnieje szansa, by znaleźć się gronie ośmiu najlepszych zespołów. Trzeba wygrać dwa mecze, z Indykpolem AZS Olsztyn (sobota godz. 14.45) oraz z Czarnymi Radom, ale też czekać na wyniki ekipy z Suwałk. Ona jest najbliżej play offu, bo zmierzy się u siebie ze spadkowiczem z Będzina oraz ze Stalą Nysa. Akademicy z Olsztyna, trzeci pretendenci, kończą sezon zasadniczy potyczką z Asseco Resovią.

Kiepskie obyczaje

W naszej ekstraklasie obowiązują złe zasady, bo sezon w rozkwicie, a już pojawiają się spekulacje, dodajmy – z ziarnami prawdy, o przypuszczalnych transferach na przyszły sezon! Ten proces za sprawą niektórych menedżerów od kilku lat systematycznie się rozwija i w tegorocznych rozgrywkach przybrał niewyobrażalne rozmiary. Co rusz docierają do nas z różnych źródeł sensacyjne doniesienia o przenosinach z jednego możnego klubu do drugiego.

Oczywiście w centrum zainteresowania są najlepsi zawodnicy z najzamożniejszych ekip. Jednak ten problem dotyka również średniaków o mniejszych budżetach i co a tym idzie mniejszym potencjale sportowym. Niemniej siatkarze GKS-u wychodzili na parkiet niczym wojownicy i podejmowali walkę z każdy rywalem. Z przyjemnością patrzyło się na ten zespół z charakterem.

Pokuta za błędy

Trzeba odpokutować za wszystkie błędy popełnione w przeszłości oraz te tu i teraz. Styczeń był trudnym miesiącem dla katowiczan, bo trzeba było zmierzyć się z problemami sportowymi i organizacyjnymi. Terminarz tak był ułożony, że GKS musiał wtedy grać z topowymi drużynami i to po dwa razy. Porażki na pewno nie sprzyjały podtrzymaniu atmosfery, a ponadto tu i ówdzie pojawiły głosy i zapytania o przyszłość. Sęk w tym, że wszyscy, poza bodaj jednym graczem, są z jednej stajni menedżerskiej. To efekt polityki personalnej sprzed dwóch sezonów. Teraz trzeba wypić to piwo.


Czytaj jeszcze: Poszukiwacze punktów

Szatnia nie mówiła więc jednym głosem i trudno było nad nią zapanować. Rozmowy działaczy z agentami są trudne, bo przecież głównie chodzi o wysokość gaży. Sami zawodnicy też dokładają swoje „trzy grosze”, zmieniając decyzje niemal z godziny na godzinę. Czy w tej sytuacji może dziwić niedawna porażka GKS-u w Olsztynie? Nie, bo zamiast zespołu był zlepek indywidualności i brakowało wśród nich chemii, jakże potrzebnej w kolektywie.

W teorii zespół istnieje. Czy istnieje w praktyce, przekonamy się w sobotę, w rewanżu z akademikami z Olsztyna. Szkoda że na finiszu sezonu zasadniczego zaistniała taka sytuacja, bo przecież „GieKSiarze” stanowili jeszcze do niedawna silną i mocno zintegrowaną grupę.

Na finiszu

Wygrana Ślepska Malow Suwałki nad Treflem Gdańsk sprawiła, że kandydatów do „8” jest trzech, choć niektórzy dokładają do tego jeszcze Cuprum Lubin. Dodając do tego teorię spiskową, mówiącą, że lubinianie trafią w Kędzierzynie-Koźlu na rezerwowy skład ZAKSY, wszystko jest możliwe.

Ślepsk w niedzielę podejmuje zdegradowany MKS Będzin i uchodzi za zdecydowanego faworyta. Stratę nawet punktu przez gospodarzy należałoby potraktować w kategorii sensacji.

Ma o co walczyć jeszcze Aluron CMC Warta Zawiercie. Zagra w Nysie i w Zawierciu nikt nie ukrywa, że interesuje ich tylko komplet punktów. Przy szczęśliwym zbiegu okoliczności „Jurajscy rycerze” mają jeszcze szansę na wyższą lokatę niż 7. oraz unikniecie starcia w I rundzie play offu z Jastrzębskim Węglem.


Na zdjęciu: Jakub Jarosz, lider i kapitan GKS-u, będzie mobilizował kolegów przed ostatnimi występami w sezonie zasadniczym.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus