GKS Katowice po rundzie. Jazda bez trzymanki

Przez te 13,5 roku lepiej i gorzej działo się przy Bukowej. Zaliczano kolejne awanse – z IV ligi aż na zaplecze ekstraklasy; „poszukiwano” ciepłej wody w kranach i zaległych pensji na kontach; okres rządów Ireneusza Króla bynajmniej królewski się nie okazał.

„Wychowywano” aż dwóch kolejnych selekcjonerów biało-czerwonych (choć oczywiście łapiąc doświadczenie w Katowicach nie mogli wiedzieć, gdzie ich ten epizod szkoleniowy zaprowadzi).

Wreszcie podsycano płomień nadziei na powrót wielkich lat, pompowano balonik oczekiwań i… z goryczą zbierano resztki po nim, gdy sezon po sezonie eksplodował, przekłuwany szpilką piłkarskiej niemożności.

Pod ciosami topora

Nigdy jednak w ciągu tych ponad 13 lat nie wydarzyło się w ciągu ledwie 11 miesięcy tak wiele rzeczy niewytłumaczalnych do tego stopnia, że aż ocierały się o granice absurdu. Niby podsumowywać mamy jesień, ale przecież korzenie owego zła (czyli miejsca w „czerwonej strefie” tabeli) tkwią gdzieś u progu roku, w pierwszych dniach stycznia 2018.

To wtedy chwiejna konstrukcja zwana zespołem futbolowym – rodząca się przez kilka miesięcy w głowie Piotra Mandrysza, i ostatecznie nabierająca pewnego określonego kształtu (10 punktów w czterech ostatnich meczach ub. roku), rozpadła się niczym domek z kart pod ciosem „Kat”-owskiego topora.

Zapewne dobre intencje miał Tadeusz Bartnik, goniąc na cztery wiatry dotychczasowego szkoleniowca i jego sztab („Klub nie dołożył do tego ani złotówki” – argumentował i argumentuje do dziś tłumacząc, że wartość kontraktów kolejnych sztabów plus wysokość „odszkodowania” spłacanego wciąż trenerowi Mandryszowi nie przekracza kwoty, którą ten ostatni zarobiłby do końca swej umowy z klubem – czyli do czerwca 2020).

Wiadomo jednak, co jest dobrymi intencjami wybrukowane – w realu nabrały one kształtu „jazdy bez trzymanki”…

Intencje i… agenci

Dobre intencje – choć sprawdzone tak naprawdę do tej pory na jednym tylko żywym organizmie, zwanym drużyną – miał i namaszczony przezeń na szkoleniowca Jacek Paszulewicz.

O intencjach agentów piłkarskich, którym powierzyli latem zadanie zbudowania (prawie) „od zera” nowej drużyny mającej wreszcie zrealizować marzenia Katowic o ekstraklasie, trudno nam się wypowiadać; oni przecież zazwyczaj mają nieco inne priorytety, niż kibice…

Faktem jest, że choć GieKSa „zajmuje 5-6 miejsce w stawce w kwestii wynagrodzeń, nie są to pieniądze na strefę spadkową, ale też nie przerastają ligi” – jak mówi prezes Marcin Janicki, lgnęli do niej piłkarze, hm, „mało potrzebni” klubom ekstraklasowym.

CV mieli zazwyczaj niezłe, oczekiwania finansowe – zapewne… adekwatne do owego CV. Podejście do obowiązków – tu trzeba by posłuchać opinii (byłego) trenera. I posłuchamy – za parę tygodni, bo na razie (kontrakt!) wiąże mu język…

A miał być szampan

Niezależnie od tego, czym zechce się z opinią publiczną podzielić, trzeba zaznaczyć wprost: zadanie go przerosło. Przywiązanie do konkretnej taktyki (o czym mówił głośno), niekoniecznie sympatyczne relacje z podopiecznymi (o czym się nie mówiło, co najwyżej szeptało…), wreszcie panika w końcówce okresu transferowego, kiedy – z jednym wyjątkiem – łapano się nawet brzytwy, choć wówczas jeszcze GieKSa bynajmniej nie tonęła…

W tym ostatnim temacie znów przywołać trzeba postać dyrektora sportowego; do dziś z uporem broniącego „sprawy, która się rypła”, ale nie mogącego przecież dać gwarancji, że akcja ratunkowa, jaka tej zimy przed nim (i przed katowiczanami), się powiedzie.

Deklaracja o konieczności wypijania nawarzonego piwa medialnie wygląda może i ładnie; sęk w tym, że za pół roku przy Bukowej miały strzelać korki od zupełnie innego trunku i z zupełnie innego powodu, niż (ewentualna) skuteczna walka o utrzymanie…

 

Na zdjęciu: GKS Katowice’2018 – symbolika tegoż gestu Jacka Paszulewicza porażająca…

 

Polska drożyzna

Ostateczna decyzja o miejscu zimowego zgrupowania jeszcze nie zapadła, ale… podjęta może zostać dosłownie lada dzień, by nie rzec – lada godzina. „Na celowniku” katowiczanie mają ośrodki tureckie.

– Z prostej przyczyny. „Osobodzień” na zgrupowaniu w Polsce to wydatek rzędu 220-240 złotych, w Turcji zaś 180 zł – wyjaśnia pomysł lutowej wyprawy na południe Europy dyrektor Tadeusz Bartnik. – Oczywiście doliczyć trzeba jeszcze koszty przelotu, ale rekompensowane są one miejscowymi warunkami do treningu i rozgrywania sparingów.

 

Czy wiesz, że…

Chociaż Mariusz Pawełek (ur. 17.03.1981) wcale nie był najstarszym, a Szymon Frankowski (ur. 14.07.2001) – najmłodszym bramkarzem w kadrach pierwszoligowców, w żadnej innej drużynie na tym szczeblu rozgrywkowym rozpiętość wieku między golkiperami wspólnie ćwiczącymi na treningach nie była tak wielka.

LICZBA

200

TYSIĘCY złotych to koszt zakupu i użytkowania czujników systemu CATAPULT dla 22 piłkarzy do monitorowania wysiłku oraz pracy wykonanej przez nich podczas treningu i meczu. Ich zakup lub wypożyczenie – umowa trzyletnia, rozważane jest w tej chwili w katowickim klubie.

Gdzie można kupić „Sport”?

„Sport” w niezmienionym nakładzie będzie dostępny w dobrze rozwiniętej sieci sprzedaży Kolportera i Garmondu, w salonikach prasowych, między innymi na dworcach i stacjach benzynowych, w dużych centrach handlowych i sklepach.