GKS Katowice. Poczekajmy na tę sól

Dwa zwycięstwa, dwie porażki i środowy remis z Olimpią Elbląg – w taki sposób przywitała się GieKSa z II ligą. W pierwszych pięciu występach na trzecim poziomie rozgrywkowym od ponad 12 lat katowiczanie zdobyli 7 punktów, a stracili – 8. – Czy sądziłem, że będzie tak trudno? Nie wiem… Liczyłem na większą zdobycz. Gdybym jednak wiedział, że jakiś mecz będziemy kończyć w takim składzie, jak ten z Olimpią, to czułbym, że będzie bardzo ciężko o dużą liczbę punktów. Kontuzje nas trochę wyhamowały, ale głowa do góry – mówi trener Rafał Górak.

Ćwiczą hart ducha

„Wyhamowały” to wręcz mało powiedziane. W środę sztab szkoleniowy klubu z Bukowej nie mógł skorzystać z Dominika Bronisławskiego, Radka Dejmka, Dawida Rogalskiego, Macieja Stefanowicza, Marcina Urynowicza i Łukasza Wrońskiego, a po niespełna dwóch kwadransach uraz zgłosił kapitan zespołu Adrian Błąd.

– Ma problem z mięśniem dwugłowym. Takie rzeczy się zdarzają, nie ma to nic wspólnego z treningiem. Inne kontuzje są mechaniczne. Jeśli ktoś ma złamaną kość jarzmową czy strzałkową, to trudno mówić o czymś innym niż pechu. Gdyby były to same problemy z mięśniami, to coś byłoby z nami nie tak. Ale to urazy wynikające z tego, że rywal uderzy, kopnie, sfauluje. Spodziewaliśmy się trudności, lecz nie takich… Można ćwiczyć hart ducha – przyznaje trener Górak, przypominając, że w meczu z Olimpią czwartą żółtą kartkę w sezonie ujrzał Kacper Michalski, dlatego jego również zabraknie w niedzielnym spotkaniu w Łęcznej.

Remis GieKSy z Olimpią. Taki punkt mógł ucieszyć

– W następnych tygodniach czeka nas ogromne wyzwanie – nie kryje szkoleniowiec GieKSy, która w środę – mimo wszystko – zasłużyła na pochwały. Do przerwy przegrywała z bardzo dobrze dysponowanymi i niepokonanymi jeszcze w tym sezonie elblążanami, straciła nie tylko gola, ale i Błąda, a była w stanie uratować punkt. – Była agresywność, hart ducha, utrzymywanie się przy piłce. Chłopaki może nieraz irytowali, ale próbowali, jak mogli. Chylę czoło, bo wiem, ile umieją, a ile chcieliby umieć. Poprawiają się. Gdy wrócą nasi kluczowi zawodnicy, będzie to mocny zespół – przekonuje Rafał Górak.

Sos jakościowy

Szkoleniowiec mówi o czterech żółtych kartkach Kacpra Michalskiego, ale sam… również jest karany przez sędziów. W środę ujrzał „żółtko” już w I połowie. – Podobno za to, że kopnąłem butelkę na boisko. Ja tego nie pamiętam. Wariactwo. Gdyby sędzia był taki „szczelny”, to w drugiej połowie dałby nam karnego po ręce stopera Olimpii. Kartek mam już w tym sezonie dwie. Łapię ich więcej niż w czasach, gdy grałem! Wychodzi na to, że zrobiłem się agresywny – śmieje się Górak.

Uderzając w mniej humorystyczne tony, pytamy jeszcze, czy taka plaga kontuzji spowoduje, że drzwi do kadry GKS-u zostaną jeszcze dla kogoś uchylone – zwłaszcza że wciąż otwarte jest transferowe okienko. – Rozmawiamy, zastanawiamy się nad tym wraz z dyrektorem Góralczykiem. Nie chcemy na siłę wzmacniać tej grupy, musimy dokładnie zdiagnozować czas tych kontuzji. Jeśli sporo będzie takich 6-8 tygodniowych, to trzeba będzie nad kimś pomyśleć, bo będzie kiepsko – tłumaczy.

Paradoksalnie, mimo absencji siedmiu ważnych zawodników, GKS zagrał z Olimpią jedną ze swych lepszych połów w tym sezonie, a kończył ją, mając w jedenastce aż pięciu młodzieżowców. To dowodzi, że nie zawsze nadmiar doświadczenia musi być gwarancją dobrej gry i zdobywania punktów. – Otóż to! Budujemy naszą młodzież, również tę z 2001 rocznika, bo i na nią przyjdzie czas. Jako trener jestem od tego, by dawać tym ludziom popełniać błędy. Jeśli się zdarzają, to nie ciskam niczym w ziemię, nie biję gromów w szatni. Przyjęliśmy dany kierunek i musimy być tego świadomi. Ta drużyna ma potencjał. W sferze wolicjonalnej jest on ogromny, a gdy wrócą zawodnicy, którzy doleją do niej tego sosu jakościowego, to naprawdę będzie lepiej. Do Łęcznej może jednak nie pojechać nawet ośmiu zawodników. Takiej skali problemu się nie spodziewaliśmy – zwraca uwagę Górak.

Wygrać dla kolegów

Jedynego gola strzelił Olimpii nie młodzieżowiec, a Arkadiusz Woźniak, czyli ten, od którego wymaga się zdecydowanie więcej niż dotąd w GieKSie pokazuje. W środę trafił przy Bukowej po raz pierwszy od niemalże 10 miesięcy. – I chyba pierwszy raz od dawna dostał oklaski. Świetnie, że kibice to doceniają, wsparcie z trybun się czuje. Oczywiście – czasem ktoś coś krzyknie. To nieuniknione. Patrząc jednak globalnie, ludzie widzą, że ta drużyna naprawdę daje z siebie tyle, ile w danym momencie może – przekonuje szkoleniowiec GieKSy.
Od ostatniej wygranej przy Bukowej minął już ponad rok. Obecny zespół – w sporej części przebudowany po spadku – musi siłą rzeczy dźwigać brzemię poprzedników, którzy zaczęli śrubować tę serię.

– Ona mi ciąży tak po ludzku. Każdego kibica na trybunach uważam za mojego kolegę, za moją koleżankę. Chciałbym, byśmy dla nich wygrali – tak jak człowiek robi coś dobrego dla innego człowieka. Nie chodzi mi o to, że będę pierwszym trenerem GKS-u od roku, który tu wygra. To naprawdę nieistotne. Liczy się ten czynnik ludzki. Gdy ojciec bierze syna za rękę i razem idą na stadion, to – cholera jasna! – od czasu do czasu mogliby wrócić do domu szczęśliwi. Mam nadzieję, że w środę kibice mimo remisu wracali w miarę zadowoleni. No, ale brakuje tej soli. Trzeba jeszcze poczekać – mówi Rafał Górak.

 

Na zdjęciu: Może na tym zdjęciu tego nie widać, ale Arkadiusz Woźniak przyjmuje gratulacje za strzelonego gola. Pierwszego od… 10 miesięcy.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ