GKS Katowice – Rogle Angelholm. Kopciuszek był na balu…

Katowiczanie byli blisko sprawienia sensacji, ale zadecydowała ostatnia odsłona.


Mezc GKS-u Katowice z obrońcą tytułu, Rogle Angelholm, rozpoczął się od prawdziwego trzęsienia ziemi. W ciągu zaledwie 33 sek. zobaczyliśmy dwa gole po jednej i drugiej stronie. A potem było już spokojniej, ale szwedzka drużyna wywiozła z „Jantoru” nikłe zwyciętwo. Nasi goście ze Skandynawii przekonali się, że nie jesteśmy aż taką prowincją hokejową za jaką nas niektórzy uważają.

W poprzedniej edycji szwedzka drużyna okazała się najlepsza na Starym Kontynencie, ale nie powiodło jej się w… ligowych rozgrywkach. Owszem, sezon zasdniczy zakończyła na 1. miejscu z bogatym dorobkiem 100 pkt. Jednak przegrała w półfinale play offu z późniejszym mistrzem, Farjestadem BK Karlstad (w LM to rywal Cracovii). Klub z 42-tysięcznego Angelholm słynie z promocji młodych utalentowanych zawodników, którzy potem z powodzeniem występują za oceanem, a zespół niewiele się zmienił w porównaniu z poprzednim sezonem – w przeciewieństwie do GKS-u, w którym było sporo roszad. Obawialiśmy się, że ten inauguracyjny mecz może być niezwykle trudny, bo przecież wszyscy znaliśmy klasę rywala.

Nasze obawy jeszcze bardziej wzrosły już na początku, bo w 23 sek. Tony Sund pokonał Johna Murraya. Jednak odpowiedź gospodarzy było niemal natychmiastowa. 11 sek. później Brandon Magee wyrównał, a kibice byli w siódmym niebie. I trudno się dziwić skoro nikt nie oczekiwał takiego otwarcia. Skazywani na wysoką przegraną gospodarze grali jak równy z równym. Już w 6 min wyszli na prowdzenie po efektownym uderzeniu Grzegorza Pasiuta. Wszyscy przecieraliśmy oczy ze zdumienia i zaczęliśmy obawiać się czy hokeiści wytrzymają szybkie tempo jakie sobie zafundowali. Oczywiście, że goście z minuty na minutę zyskiwali przewagę i coraz trudniej gospodarzom było się wydostać z własnej tercji, jednak uważnie się bronili i korzystny rezultat utrzymali do końca pierwszej odsłony.

Przewaga była po stronie gości, ale presing w wykonaniu katowiczan był skuteczny, a na dodatek John Murray interweniował spokojnie i z wyczuciem, czym mocno wspierał zespół w najtrudniejszych momentach, zwłaszcza w osłabieniu. Patryk Krężołek po sezonie tułaczki w innych formacjach powrócił do 1. ataku Grzegorza Pasiuta i Bartosza Fraszki, gdy zwolniło się miejsce po odejściu Patryka Wronki do Krakowa. To właśnie Krężołek zainicjował akcję, która przyniosła 3. bramkę GKS-owi. Podał do Pasiuta, a ten odważnie wjechał do tercji rywali i mocno uderzył na bramkę. Calle Clang odbił krążek, a nadjeżdżający Fraszko wpakował go do bramki. Szok! A potem znów goście szukali swoich szans, ale, jak się później okazało, nie znaleźli. W 29 min mogł być 4:1, ale Magee z bliskiej odległości nie zdołał umieścić krążka w siatce. Kolejna odsłona była po stronie plusów dla gospodarzy.

Przed ostatnią tercją kibice byli w iście szampańskim nastroju, ale dość szybko zostali sprowadzeni na ziemię. W krótkim odstępie goście doprowadzili do 3:3, a potem Riley Shee po raz 2. pokonał Murraya i Rogle wyszło na prowadzenie. Jednak Hampus Olsson, rosły Szwed, swego czasu występujący w… Rogle, przypomnial się kolegom i wyrównał Mac 4:4. Jednk ostatnie słowo należało do gości, a zwycięskiego gola zdobył obrońca Samuel Jonsson. Na niespełna 2 min przed końcem Murray po raz pierwszy zjechał z bramki, ale ten manewr nie przyniósł efektu. Na 42 sek. przed ostatnią syreną po raz kolejny opuścił taflę i jego koledzy szukali szansy na wyrównanie, jednak jej nie znaleźli.

Słowa uznania należą się hokeistom GKS-u, którzy walczyli twardo, ale – niestety – bez końcowego efektu. Szkoda, bo byli blisko sensacji, a tak pozostaje tylko satysfakcja z wielu fragmentów bardzo dobrej gry. Szwedzki zespół nie prezentował się olśniewająco, ale wystarczająco dobrze, by odnieść nikłą wygraną. GKS nie znalazł punktów i teraz przyjdzie mu szukać ich w kolejnym meczu, z Lions Zurych w najbliższą sobotę (18.00). Rywal ze Szwajcarii jest podobnej klasy co Rogle i zobaczymy jak GKS będzie sobie radził.

GKS KATOWICE – ROGLE ANGELHOLM 4:5 (2:1, 1:0, 1:4)

0:1 – Sund – Kasper – Larsson (0:23), 1:1 – Magee – Lehtonen (0:34), 2:1 – Pasiut – Fraszko (5:23), 3:1 – Fraszko – Pasiut – Krężołek (24:21), 3:2 – Shee – Bengtsson (41:44), 3:3 – Tambellini – Wallinder (43:45), 3:4 – Shee – Rosdhal – Mozik (44:05), 4:4 – Olsson (46:32), 4:5 – Jonssson – Sjodin – Sund (47:02).

Sędziowali: Miha Bulovec (Słowenia) i Michał Baca – Mateusz Kucharewicz i Michał Żak. Widzów 1322.

GKS: Murray; Kolusz (2) – Rompkowski, Wanacki – Mikkola, Kruczek – Wajda; Krężołek – Pasiut – Fraszko, Magee (2) – Monto – Lehtonen, Olsson – Pullkkinen – Blomqvist (2), Bepierszcz – Smal – Hitosato. Trener Jacek PŁACHTA.

ROGLE: Clang; Jonsson – Sund, Lesund (2) – Mozik, Kapla – Wallinder, Ljungman – Egstroem; Zaar – Tambellini – Everberg, Stal Lyrenas – Kasper – Larsson (2), Rosdhal – Bengtsson – Sheen, Sjoedin – Niederbach – Taernstroem. Trener Cameron ABBOTT.

Kary: GKS – 6 min, Rogle – 6 (2 tech.) min.


Liczby
  • 21 CELNYCH strzałów oddali gospodarze, goście zrewanżowali się 29 uderzeniami.
  • 60 SEKUND GKS grał z przewagą 2 zwodników, lecz nie potrafił zdobyć bramki.

Na zdjęciu: Walka od początku była twarda – z happy endem dla przyjezdnych.
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus