GKS Katowice. Szczęśliwa ósemka „Uryna”

Choć latem kibice GKS-u Katowice dziwili się, gdy podjęto decyzję o przedłużeniu wygasającego kontraktu z Marcinem Urynowiczem, to ten nieoczekiwanie stał się jednym z liderów zespołu.


W 7 meczach strzelił 6 goli. Takich osiągów, jak na początku tej II-ligowej jesieni, Marcin Urynowicz w przygodzie z seniorską piłką jeszcze nie miał. Wiosną 2018 roku w Górniku Zabrze zdarzyły mu się trzy kolejne ekstraklasowe występy ze zdobytą bramką, ale nie okazały się dla niego przełomem. Jest jeden argument pozwalający sądzić, że tym razem będzie inaczej, choć mówimy przecież jedynie o poziomie rozgrywkowym nr 3.

Dobrze jest wrócić

– Cieszy mnie, że jestem zdrowy i w końcu wróciłem na swoją pozycję. To główne czynniki, czemu jest tak dobrze. No i piłka mnie po prostu szuka. Trochę tego szczęścia też musi być, prawda? – pyta 24-latek, a uwagę przykuwają słowa o boiskowej pozycji. Jest kojarzony z rolą napastnika bądź ofensywnego pomocnika, a w GieKSie jest w tym sezonie ustawiany jeszcze niżej, bo na „ósemce”, łącząc obowiązki ofensywne z pracą w destrukcji.

– Cały czas grywam teraz jako „ósemka”. Bardzo odpowiada mi ta pozycja. Cieszę się, że tam wróciłem. Gdy w 2015 roku przechodziłem z Gwarka Zabrze do Górnika, którego prowadził wtedy Robert Warzycha, to przekwalifikowano mnie na napastnika. Byłem wysoki, trochę przy sobie i to pewnie dlatego. Nie była to oczywiście moja decyzja.

Na „ósemkę” wracałem tylko sporadycznie, podczas treningów czy meczów rezerw. Wiele osób może tego nie pamiętać, ale w Gwarku, gdzie się wychowywałem i gdzie zdobywałem sporo bramek, przez 7 lat występowałem na środku pomocy. To tam się wybiłem i teraz w końcu w tę część boiska wracam.

Na innych pozycjach zawsze czegoś mi brakowało. Jako napastnik miałem problem z grą tyłem do bramki. To był główny mankament. Na „ósemce” gra mi się dobrze, bo znajduję się przodem do bramki, inicjuję akcje, idę za piłką. Wiem, gdzie się w polu karnym znaleźć. Mogę nabiegać na piłkę, a nie na „krótki” słupek.

Trener Górak znał moją historię i dlatego podjął taką decyzję. Mam nadzieję, że jak najdłużej będzie to wyglądało tak dobrze, jak teraz, a jeśli będzie konieczność zagrać wyżej albo na boku, to nie będę miał z tym żadnego problemu – opisuje Urynowicz.

Kontuzje nie omijały

Poprzedni sezon w GieKSie nie był dla niego udany. Trafił na Bukową po okresie wypożyczenia z Górnika do Odry Opole, w której furory nie zrobił. W Katowicach pierwszy raz było mu dane występować w II lidze. Strzelił 3 gole, rozegrał 25 meczów, z czego 8 w wyjściowym składzie. Nie był ulubieńcem trybun. Trener Rafał Górak szukał dla niego miejsca. „Uryn” grał jako napastnik, ofensywny pomocnik czy nawet skrzydłowy.

– Minut trochę było, ale na pewno nie tyle, ile bym chciał. Trudno mi było złapać stabilizację. Wynikało to głównie z moich kontuzji. Miałem uraz twarzoczaszki, złamane cztery kości. Potem były problemy z kolanem i naderwany mięsień dwugłowy. Tak to niestety bywa w zawodowym sporcie. Oby teraz problemy ze zdrowiem mnie omijały – mówi 24-latek.

Kontrakt bez pewności

Latem wygasła jego umowa z katowickim klubem. Kibice byli wręcz zaskoczeni, że trener Górak i dyrektor Robert Góralczyk postanowili zatrzymać go w drużynie.

– Nowy kontrakt? Na pewno nie miałem pewności, że zostanę – tym bardziej, że nie awansowaliśmy. Dogadaliśmy się jednak i cieszę się, że zostałem w Katowicach na jeszcze jeden sezon. Nikt nikogo nie musiał przekonywać, obustronnie się dogadaliśmy. Trenerzy wiedzieli, co potrafię, widzieli na zajęciach, jak wyglądam.

Brakowało trochę minut. Głównie dlatego dostałem zaufanie. Ale czy to kredyt do spłacenia? Nie patrzę na to z tej strony. Staram się po prostu robić swoje, pracować na treningach jak najlepiej potrafię. Najważniejsze, abym był zdrowy – podkreśla Urynowicz, który w wyjściowym składzie zastąpił Macieja Stefanowicza, czyli zawodnika mającego dotąd u Rafała Góraka niepodważalną pozycję – czy to w GieKSie, czy wcześniej w toruńskiej Elanie.

O tym, jak wzrosła rola „Uryna”, świadczył niedawny mecz w Grudziądzu. Przy stanie 0:1 był rzut karny, do „jedenastki” podszedł właśnie Urynowicz. Trafił, po chwili dorzucił jeszcze drugą bramkę, a GKS wygrał 3:1.

– Cieszę się, że trener obdarzył mnie takim zaufaniem. Już przed tamtym meczem wiedziałem, że jeśli będzie karny, to będę go wykonywał. Mam nadzieję, że w następnych spotkaniach nadal drużyna będzie we mnie wierzyć i też podejdę do „jedenastki” – mówi nasz rozmówca, który w gronie egzekutorów rzutów karnych zdetronizował Adriana Błąda czy wspomnianego Stefanowicza.

Rodzinna motywacja

Sekret dobrej formy Urynowicza jest jeszcze jeden. Niedawno wziął ślub.

– Bardzo dobrze to podziałało! Generalnie, sporo było takich zdarzeń w naszej szatni. Ożenił się Filip Kozłowski, dzieci urodziły się Szymonowi Kiebzakowi czy wcześniej Adrianowi Błądowi. To dobre oznaki. Rodzina jeszcze bardziej motywuje do pracy, masz dla kogo grać. To naprawdę działa na nasz zespół pozytywnie – przekonuje piłkarz, mający na koncie 32 występy w ekstraklasie.


Na zdjęciu:  2:1 GieKSy w Elblągu

Teraz z GieKSą walczy o to, by wrócić na jej zaplecze. Po 7 kolejkach drużyna z Bukowej jest na 6. miejscu, ma serię 6 spotkań bez porażki.

– Szkoda dwóch domowych remisów, z Pogonią i Zniczem, bo były na własne życzenie. Mieliśmy mecze pod kontrolą, a traciliśmy w końcówkach głupie bramki. Na wyjazdach jednak punktujemy, wygraliśmy ostatnio trzy razy z rzędu, oby tak dalej. W sobotę gramy z Błękitnymi. Zrobimy wszystko, by 3 punkty zostały przy Bukowej; byśmy byli szczęśliwi zarówno my, jak i kibice – dodaje Marcin Urynowicz.


2 MECZE tego sezonu zakończył bez zdobyczy bramkowej Marcin Urynowicz. Na listę strzelców nie wpisał się przeciwko Polkowicom i Zniczowi, trafiając od siatki Hutnika, Lecha II, Pogoni oraz obu Olimpii.

Na zdjęciu: Powrót do środka pola bardzo pozytywnie wpłynął na dyspozycję Marcina Urynowicza.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus