GKS Katowice. Szkoda, że w takim momencie

Kibice GieKSy mogą żałować, że tak atrakcyjny mecz, jak z Widzewem, przypadł na tak specyficzny z wielu względów termin.


Społeczność GieKSy w ostatnich latach z pewnością nie może narzekać na nadmiar piłkarskich wrażeń, dlatego trochę żal, że tak atrakcyjny mecz, jak z łódzkim Widzewem, przypadł na tak specyficzny moment. Czyli kolejkę „reprezentacyjną”, przełożoną na środek tygodnia. Na aurę pasującą raczej do zimowych sparingów niż rundy wiosennej. Na porę, która koliduje z Ligą Mistrzów. Wreszcie na czas, kiedy kibicowskie głowy są w Katowicach zaabsorbowane walką hokeistów o mistrzowski tytuł.

Symetria

Piłkarze w swoich rozgrywkach zachowują pewną symetrię, tracąc 9 punktów do strefy barażowej i mając taką samą przewagę nad strefą spadkową, co samo w sobie studzi temperaturę wokół nich. Bez większych konsekwencji, mogą albo poprawić fanatykom humory – albo je zepsuć, jak poprzedniej soboty, gdy zamykający dotąd tabelę beniaminek z Polkowic w ostatniej minucie zdobył bramkę przerywającą serię sześciu występów GKS-u bez porażki. Trener Rafał Górak, który zapewne nie tak chciał rozpocząć drugą setkę oficjalnych meczów podczas swojej drugiej kadencji przy Bukowej, po ostatnim gwizdku wręcz gryzł się w język, podsumowując jedynie, że „jak pracujesz, to tak masz”. Dla kibiców balsamem były nie słowa, a… niedzielno-poniedziałkowe występy hokeistów z Unią Oświęcim, dlatego ci, którzy wybiorą się dziś na stadion, uczynią to zapewne z pozytywnym nastawieniem.

Z szóstką – jak po grudzie

GieKSa podejmuje wieczorem wicelidera tabeli, a trzeba zauważyć, że w tym sezonie kiepsko wiedzie jej się w meczach z rywalami z czołówki. Patrząc dziś na sześć najwyżej sklasyfikowanych ekip – katowicki beniaminek ugrał z nimi ledwie 5 punktów w 9 spotkaniach. Przegrał nie tylko z Widzewem (1:3), ale też dwukrotnie z Miedzią (0:1, 2:3), z Arką (2:4), Chrobrym (0:4) i ŁKS-em (0:1). Oddajmy, że w rewanżach notował progres. Jeszcze w listopadzie postawił się liderowi z Legnicy, dwukrotnie obejmując prowadzenie, zaś wiosną zremisował z gdynianami i głogowianami. Z tej czołowej szóstki, całą pulę zgarnął tylko 6 listopada z Koroną (1:0) i była to ostatnia wygrana przy Bukowej. Potem przyszła wspomniana przegrana z Miedzią, remis z Chrobrym i srogi zawód z Polkowicami, którym GKS źle rozpoczął serię 3 domowych występów. W niedzielę zamknie ją z Odrą, dziś pora na odrobienie „reprezentacyjnych” zaległości z Widzewem. GKS będzie walczył o uniknięcie drugiej z rzędu domowej porażki, co poprzednio zdarzyło się niemal 2 lata temu – na samym początku sezonu 2019/20, tuż po spadku do II ligi, kiedy pełną pulę z Katowic wywiózł Znicz Pruszków (1:3) i Bytovia (1:2). Dodając do tego wcześniejsze konfrontacje w I lidze tych kolejnych porażek było więcej, bo aż 4.

Czekają 8 lat

GKS nie wygrał żadnej z poprzednich czterech konfrontacji z Widzewem. Jesienią było gładkie 1:3, wcześniej 3 remisy, za każdym razem 1:1, z czego ten pierwszy – w ostatnim meczu rozegranym na starym stadionie przy Alei Piłsudskiego. Na zwycięstwo katowiczanie czekają od sierpnia 2014. Wtedy pokonali sypiących się na wielu frontach łodzian 2:1 po bramkach Rafała Kujawy i Grzegorza Goncerza z rzutu karnego, co z trybun obejrzało blisko 3,5 tysiąca widzów. Niby żadna to wielka frekwencja, ale dziś wydaje się nieosiągalna (spotkanie z polkowiczanami przyciągnęło 1300 osób), nawet biorąc pod uwagę fakt, że przyjazd do Katowic w licznej grupie zapowiedzieli fanatycy Widzewa, żyjący na co dzień w przyjacielskich stosunkach z fanatykami z Chorzowa – i niech to samo w sobie świadczy o ciężarze gatunkowym tej wizyty.

Znów na Bukową zawita też Janusz Niedźwiedź. Szkoleniowiec Widzewa jesienią wygrał co prawda z GKS-em, ale w II lidze wiodło mu się z tym rywalem nieco gorzej. W Stali Rzeszów zremisował 1:1 (do rewanżu nie dotrwał), a w Górniku Polkowice – choć mknął w ubiegłym sezonie po awans dużo szybciej niż katowiczanie – poniósł porażki 0:2 i 1:2. Już w poprzedniej rundzie wziął mały rewanż. Dziś kolejny?


Na zdjęciu: Po ostatnim występie Adrian Błąd i Rafał Figiel, czyli katowicka „starszyzna”, miała o czym myśleć. Dziś, z renomowanym rywalem, nadarza się okazja do szybkiej rehabilitacji.
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus