GKS Katowice zagra w finale!

Właściwie trudno się dziwić, że o awans do finału play offu gra się długo i dokładnie, choć katowiczanie w decydującej rozgrywce chyba już się widzieli, ale konkret przyszedł.


Siły obu GKS-ów z Katowic i Tychów są podobne, więc w siódmym spotkaniu znów w regulaminowym czasie był remis (2:2). Gospodarze prowadzili już 2:0, ale niezwykle zdeterminowani goście zdołali doprowadzić do wyrównania.

O sporym pechu może mówić Bartłomiej Pociecha, który w połowie poniedziałkowego meczu złamał palec i czeka go dłuższa. – Na trzeci mecz finałowy pewnie zdążę, a teraz przyjdzie mi tylko kibicować i trzymać kciuki za kolegów – wyjawił tyski obrońca w drodze na lodowisko.

Od pierwszego gwizdka obie drużyny nie zamierzały się oszczędzać i swojej akcje prowadziły w szybkim tempie. Stroną przeważającą byli gospodarze i oni stworzyli zdecydowanie więcej sytuacji pod bramką Tomasa Fuczika. Jednak ani Anthon Eriksson (4 min), ani jego kompani, Bartosz Fraszko, Patryk Krężołek do spółki Mateuszem Michalskim, nie potrafili skierować krążka do siatki. John Murray pokazał swój kunszt bramkarski po uderzeniu Michaela Cichego (15), gdy krążek zmierzał pod poprzeczkę, ale zdołał go załapać. I tercja zakończyła się bez bramek i… kar.

Jednak doczekaliśmy się kary Mateusza Gościńskiego oraz bramek z jednej i drugiej strony. Wykluczenie „Gościa” miało poważne konsekwencje, bo tyszanie stracili gola. Niezmordowany w półfinałowej serii Patryk Wronka znów dał znać o sobie i w końcu pokonał czeskiego golkipera. Po tym trafieniu gospodarze zdominowali taflę przez kilka minut posiadali znaczną przewagę. Kolejna szybka akcja katowiczan przyniosła im drugą bramkę. Krężołek przejął krążek od Matiasa Lehtonena i zauważył z lewej strony nadjeżdżającego Mateusza Bepierszcza. Ten niewiele się namyślając uderzył silnie i pewnie. W tym momencie tyszan „olśniło”, że finał się mocno oddalił. Ruszyli wściekle do przodu i wreszcie pod bramką gospodarzy było sporo zamieszania i Murray musiał wykazać się refleksem. Jednak nie zdołał utrzymać „czystego” konta. Alex Szczechura podał do Galanta i ten z bliskiej odległości wpakował krążek do siatki. Czyżby miał powtórzyć się scenariusz z drugiego spotkania w „Satelicie”?

Ostatnia odsłona zaczęła się z opóźnieniem, bowiem na tafli było sporo wody. W końcu zaczęła się twarda gra o każdy centymetr lodu. Gdy w 41 min na ławce kar znalazł się Michael Cichy, pod bramką Fuczika była niezwykle gorąco i aż dziw bierze, że krążek nie znalazł się w siatce. Gdy miejscowi kibice oczekiwali kolejnych goli dla swojego zespołu, czekała ich przykra niespodzianka. W 50 min Jason Seed dalekim podaniem uruchomił Jegora Fieofanowa, a ten dostrzegł wychodzącego na wolną pozycję Denisa Sergiuszkina. Ten ostatni nie miał problemu z umieszczeniem krążka w siatce. Ostatnie 10 min w wykonaniu obu zespołów było nerwowe, ale też było sporo sytuacji. Jednak w regulaminowym czasie znów był remis. O wszystkim miała zadecydować dogrywka w której lepsi okazali się gospodarze.

GKS KATOWICE – GKS TYCHY 3:2 (0:0, 2:1, 0:1, d. 1:0)

Stan rywalizacji 4-3

1:0 – Wronka – Kolusz – Pasiut (28:49, w przewadze), 2:0 – Bepierszcz – Krężołek – Lehtonen (33:01), 2:1 – Galant – Szczechura – Dupuy (38:33), 2:2 – Sierguszkin-Fieofanow – Seed (49:18), 3:2 Wanacki – Lehtonen (73:20).

Sędziowali: Marcin Polak i Bartosz Kaczmarek – Sławomir Szachniewicz i Wojciech Moszczyński. Widzów 1450.

KATOWICE: Murray; Kolusz – Rompkowski, Kruczek – Wajda, Hudson – Wanacki; Wronka – Pasiut – Fraszko, Smal – Monto – Saaralainen, Wielkiewicz – Lehtonen – Eriksson, Krężołek – Michalski – Bepierszcz, Prokurat. Trener Jacek PŁACHTA.

TYCHY: Fuczik; Smirnow – Żełdakow, Seed – Kotlorz, Biro – Bizacki, Korczemkin; Jeziorski – Galant – Gościński (2), Szczechura – Cichy (2) – Dupuy, Sierguszkin – Fieofanow – Mroczkowski, Marzec – Starzyński – Witecki. Trener Andrej SIDORENKO.

Kary: Katowice – 0 min, Tychy – 4 min.