GKS Katowice zbytnio „polubił” remisy

Emocje były, goli brak. W trzecim domowym meczu GieKSa znów podzieliła się punktami z rywalem i nadal czeka na premierowe w roli beniaminka zwycięstwo.


GieKSa za poprzednie występy zebrała więcej pochlebnych niż negatywnych recenzji, ale od nich punktów na koncie przybywać nie będzie. Do tego potrzebne są zwycięstwa, których przy Bukowej nie odnosiła w I lidze już od ponad 3 lat, w czasie których wydarzył się pamiętny spadek.

– To była dla mnie duża nauka, ale przypomnę, że jako piłkarz robiłem w Katowicach awans i mam też dobre wspomnienia. Myślę, że większość kibiców mnie tu lubi. Zawsze kibicuję GieKSie. Chcę, by grała jak najlepiej i gratuluję trenerowi Górakowi awansu – mówił Dariusz Dudek, szkoleniowiec Sandecji, który na katowickim stadionie nie prowadził zespołu w walce o ligowe punkty od historycznego spotkania z Bytovią, po którym GKS spadł z zaplecza elity.

W czwartkowy wieczór sądeczanie zaczęli mocno, ale gospodarze odpowiedzieli agresywnością i nim opanowali środek pola, Dawid Kudła musiał wykazać się tylko raz, odbijając strzał Michała Walskiego z dystansu. Potem dużo groźniejsza była GieKSa i tak po prawdzie, to po I połowie powinna prowadzić.

Dawid Pietrzkiewicz obronił uderzenie Rafała Figiela z wolnego, w innej sytuacji Figiel minimalnie przestrzelił, po rzucie rożnym niecelnie główkował Bartosz Jaroszek, zaś Adrian Błąd po efektownej akcji Filipa Szymczaka nie znalazł sposobu na golkipera Sandecji.

W II połowie katowiczanie tylu okazji nie stwarzali. Paradoksalnie bliższa objęcia prowadzenia była odgryzająca się z rzadka Sandecja, gdy Dawid Błanik ściął do środka i chybił minimalnie, mierząc w długi róg bramki Kudły, który nawet się nie rzucił.

To jednak napór GKS-u rósł z minuty na minutę. Egzekwował sporo stałych fragmentów, raz za razem dośrodkowywał piłkę w pole karne, trener Górak wzmocnił ofensywę Filipem Kozłowskim i wracającym po kontuzji Patrykiem Szwedzikiem.

Zwycięski gol zdawał się wisieć w powietrzu, ale nie padł, a w ostatnim kwadransie mecz stał się bardziej wyrównany. Sandecja oddaliła grę od swojego pola karnego, oddała kilka strzałów.
Podsumowaniem nastrojów w katowickiej ekipie mogła być złość Adriana Błąda, której nie krył na ławce rezerwowych, gdy w końcówce zmienił go Marcin Urynowicz. Nie była to jednak złość na decyzję trenera jednak, żeby była jasność, a na to, że nie udało się objąć prowadzenia.

Już bez Błąda piłkę meczową mieli w odstępie kilkudziesięciu sekund Grzegorz Rogala i Krystian Sanocki, ale pudłowali i Pietrzkiewicz nawet nie musiał interweniować.

Trzeci domowy mecz, trzeci remis… Bukowa na wygraną w I lidze czeka ponad 3 lata i poczeka przynajmniej do niedzieli, kiedy na „świętą wojnę” zawita tu Zagłębie Sosnowiec. Piąta kolejka… Najwyższy czas, by nie tylko ładnie grać, ale i coś wreszcie w roli beniaminka wygrać.


GKS Katowice – Sandecja Nowy Sącz 0:0

GKS: Kudła – Woźniak, Jędrych, Kołodziejski, Rogala – Jaroszek (74. Repka), Figiel – Kościelniak (74. Sanmocki), Błąd (83. Urynowicz), Pawłas (62. Kozłowski) – Szymczak (62. Szwedzik). Trener Rafał GÓRAK.

SANDECJA: Pietrzkiewicz – Kobryń, Rudol, Boczek, Słaby – Janicki, Zych (61. Szczepanek), Sovsić, Walski, Błanik – Wolny (61. Dikov). Trener Dariusz DUDEK.

Sędziował Jacek Małyszek (Lublin). Żółte kartki: Woźniak, Jaroszek, Kozłowski – Sovsić, Boczek.
Piłkarz meczu – Rafał FIGIEL.


Fot. Tomasz Kudała/PressFocus