Twierdza do zdobycia

Do końca nie było wiadomo, czy Stomil zagra w rundzie wiosennej na zapleczu ekstraklasy. Na temat problemów organizacyjno-finansowych klubu z Olsztyna wylano zimą morze atramentu, więc nie warto do tego wracać. Tym bardziej, że zespół trenera Piotra Zajączkowskiego nie tylko przystąpił do rozgrywek, ale radzi sobie w rundzie wiosennej lepiej niż przyzwoicie. Olsztynianie mają ten handicap, że na razie wszystkie mecze rozegrali u siebie. W czterech potyczkach nie zaznali goryczy porażki, a mierzyli się miedzy innymi z czołowymi zespołami Fortuna I ligi, Rakowem Częstochowa i Sandecją Nowy Sącz.

Niewygodny teren

W najbliższy weekend twierdzę w Olsztynie będzie szturmował GKS 1962 Jastrzębie, podrażniony w swoich ambicjach dwoma porażkami z rzędu – z Chrobrym Głogów i GKS-em Katowice. – Wiadomo nie od dzisiaj, że boisko Stomilu jest specyficzne i gra się na nim bardzo trudno – zaznaczył na wstępie szkoleniowiec beniaminka z Jastrzębia Zdroju, Jarosław Skrobacz. – Miałem okazję tam grać tylko raz i to przed wieloma laty, gdy prowadziłem Odrę Wodzisław po spadku z ekstraklasy w I lidze. Graliśmy wtedy w Pucharze Polski, drugoligowy Stomil wygrał z nami 2:1.

Stadion miał wtedy zniszczoną część trybun i o ile wiem, w tym względzie do tej pory nic się nie zmieniło. Ale otoczenie boiska jest w sumie nieistotne, gospodarze w tych „spartańskich” warunkach czują się bardzo dobrze i zdobywają punkty. W rundzie wiosennej wygrali z Tychami i Wigrami, zremisowali z Rakowem i Sandecją, więc to nie jest dzieło przypadku. Udać się może w jednym lub dwóch meczach, ale nie w czterech.

Kłopoty cementują

Słyszeliśmy zimą o ich kłopotach, ale jak widać, trudności cementują zespół. Wprawdzie większość piłkarzy nie uczestniczyła w przygotowaniach do rundy wiosennej, lecz nie są to zawodnicy przypadkowi. Mają przecież za sobą występy w I lidze, a nawet w ekstraklasie. To nie jest tylko zestaw nazwisk, to już jest drużyna. Teraz, kiedy kładą im kłody pod nogi, zaciskają żeby i walczą do upadłego. Motorycznie są znakomicie przygotowani, co pokazał chociażby ich ostatni pojedynek z Rakowem, w którym w końcówce spotkania zdominowali lidera. Na dodatek grają bardzo dobrze w powietrzu, dlatego są groźni przy stałych fragmentach gry. Naprawdę czeka nas w sobotę bardzo trudne zadanie.

Mogło być różnie

Jesienią jastrzębianie mieli na własnym boisku ciężką przeprawę ze Stomilem. Gospodarze długo przegrywali 0:1 po golu Michała Górala, losy meczu odwróciły dwie strzelone bramki – przez Kamila Adamka i Krzysztofa Gancarczyka – w krótkim odstępie czasu. W końcówce beniaminkowi dopisało szczęście – w 86 min egzekwujący rzut karny Góral posłał piłkę nad poprzeczką bramki GKS-u. – Stomil zaprezentował się w tym spotkaniu bardzo fajnie – wspomina Jarosław Skrobacz. – Większość zespołów przyjeżdżających do Jastrzębia chowa się za podwójną gardą i nastawia się na kontrataki, natomiast Stomil grał otwarty futbol, czym nas – nie ukrywam – zaskoczył.

To spotkanie mogło zakończyć się różnie – naszym zwycięstwem lub porażką, albo remisem. Każdy wynik był po prostu możliwy. Zwycięstwo zapewniła nam kapitalna bramka „Gancara”, jego strzał był naprawdę przedni. Oczywiście nie zapominam o niewykorzystanym przez rywali rzucie karnym, ale wtedy końcówka należała do nas. Mamy oczywiście sposób na zaskoczenie przeciwnika, a najbardziej obawiam się stałych fragmentów gry, bo w zespole Stomilu jest kilku zawodników powyżej 185 centymetrów, a dwóch powyżej 190 cm. To spory atut przy rzutach rożnych i wolnych.

 

Na zdjęciu: Gol Krzysztofa Gancarczyka (z lewej) jesienią dał GKS-owi Jastrzębie zwycięstwo ze Stomilem. Jak będzie w Olsztynie?