GKS Tychy. Asysta i poprzeczka

Oskar Paprzycki w meczu z Odrą Opole do swoich walorów defensywnych dorzucił także atut gry ofensywnej.


To kolejny przykład zawodnika z charakterem w zespole GKS-u Tychy. Oskar Paprzycki nie zaczął tego sezonu w podstawowym składzie. Pojawił się na murawie dopiero w końcówce spotkania trzeciej kolejki, w której tyszanie przegrali 0:3 z Miedzią Legnica. 23-letni defensywny pomocnik stał się jednak tym, na którym Artur Derbin zaczął budować swoją dobrą serię. Wprawdzie po drodze u wychowanka Beniaminka 03 Stargard Gdański odzywały się jeszcze problemy zdrowotne, ale już jego występ w spotkaniu z Odrą Opole można zaliczyć do wzorcowych.

Paradoksalnie, przy pierwszej bramce, zawodnik grający drugi sezon w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersiach, nie zachował się tak jak wszyscy tego oczekiwali na czele z rywalami, spodziewającymi się raczej dalekiego wyrzutu piłki z autu – swojego rodzaju znaku rozpoznawczego „Oskiego”.

Przećwiczony spontan

– Taka była sytuacja boiskowa – wyjaśnia pomocnik, mający 37 występów na boiskach zaplecza ekstraklasy w tyskim zespole. – Biegłem w kierunku linii bocznej z tą myślą, żeby wykonać daleki wyrzut, ale zobaczyłem dużą dziurę w obronie Odry więc stwierdziłem, że możemy to wykorzystać, tym bardziej, że Dominik Połap miał piłkę w rękach. Wybiegłem więc „Siudkowi” na pozycję przy końcowej linii skąd odegrałem do Kacpra Janiaka, a ten wyłożył futbolówkę na strzał Łukaszowi Grzeszczykowi i nim przeciwnicy ustawili swoje szyki obronne piłka już była w siatce. Można więc powiedzieć, że to był spontan, ale… przećwiczony. W Polkowicach też tak zagraliśmy. To świadczy o tym, że fajnie rozumiemy się z chłopakami na boisku. Wyczuwamy się coraz lepiej, bo gramy już ze sobą drugi rok i idzie to w dobrym kierunku.

Potrafili się podnieść

Przekonała się o tym Odra Opole choć do 83 minuty na tablicy wyników widniał rezultat 1:1. Dopiero wrzutka Krzysztofa Wołkowicza i faul na składającym się do strzału głową Łukaszu Grzeszczyku otworzył tyszanom drogę do zwycięstwa. Siódmego – licząc z pucharową wygraną – w ciągu 41 dni.

– Przeciwnik postawił nam wysokie warunki – dodaje Oskar Paprzycki. – W sumie mam jednak wrażenie, że trochę też na to pozwoliliśmy, ale warto też podkreślić, że nasza determinacja, walka i czasem też rozegranie, bo potrafiliśmy pograć piłką, w ostatecznym rozrachunku dały nam trzy punkty. Potrafiliśmy się podnieść i to jest najważniejsze. Już przed rzutem karnym mieliśmy przecież strzał w słupek i dwa w poprzeczkę, co znaczy, że byliśmy blisko zdobycia bramki, aż w końcu dopięliśmy swego.

Zabrakło niewiele

Niewiele brakowało żeby to właśnie gol Oskara Paprzyckiego zapewnił tyszanom zwycięstwo, bo po jego uderzeniu z 10 metra piłka odbiła się od wewnętrznej części poprzeczki i spadła na ziemię przed linią bramkową.

– Niestety tak to czasem jest – przyznaje zawodnik, który w tyskich barwach ma na swoim koncie 3 trafienia. – Zabrakło naprawdę niewiele. Szkoda, bo byłoby fajnie strzelić gola na 2:1 i cieszyć się razem z kibicami oraz chłopakami. Trafił jednak Łukasz trochę później i też się cieszymy, bo najważniejsze jest to, że jako drużyna zdobywamy trzy punkty, wygrywamy i jedziemy dalej.


Fot. Dorota Dusik