GKS Tychy. Cebrat się spóźnił…

Były bramkarz GKS-u Tychy, Górnika Zabrze i reprezentacji Polski wszedł na trybunę stadionu przy ulicy Bukowej dopiero w 70 minucie meczu.


Wśród gości zaproszonych na trybunę honorową na mecz GKS Katowice – GKS Tychy miejsce zarezerwowane dla 66-letniego Eugeniusza Cebrata bardzo długo było puste. – Umówiłem się z kolegami, że przyjadę na mecz na Bukową, ale w ostatniej chwili wyskoczył mi jeszcze kurs – mówi dwukrotny mistrz Polski w barwach Górnika Zabrze i ośmiokrotny reprezentant kraju, po zakończeniu kariery pracujący jako taksówkarz.

– Nim objechałem trasę i dojechałem na stadion GKS-u Katowice, mecz zbliżał się ku końcowi. Wchodziłem na trybuny, gdy zegar pokazywał 70 minutę spotkania. Ledwo się więc przywitałem z kolegami i usiadłem między nimi nawet nie zdążyli mi dokładnie opowiedzieć jak padły bramki dla katowiczan, gdy tyszanie zaczęli swoje „łowy”.

Najpierw po rzucie rożnym wykonywanym przez Łukasza Grzeszczyka w podbramkowym zamieszaniu długa noga i strzelecki instynkt Tomasa Malca zapewniły drużynie Artura Derbina kontaktowego gola, a po chwili rzut wolny i wrzutka kapitana GKS-u Tychy zaowocowały wyrównaniem. Z tego co zobaczyłem w ciągu ostatnich 20 minut wynikało, że tyszanie pokazali się z bardzo dobrej strony. Nawet usłyszałem pół żartem, pół serio zarzuty, że gdybym przyjechał wcześniej, to wygralibyśmy to spotkanie spokojnie.

Zadecydował charakter i wiara

Z opowiadań kolegów będących na meczu od początku, ale także z powtórek oglądanych w skrótach Eugeniusz Cebrat, dowiedział się jednak całej prawdy o występie tyszan i wie doskonale, że jeden punkt został uratowany. – Dobrze, że dotarłem na ostatnie minuty, bo każdy punkt jest zespołowi GKS-u Tychy bardzo potrzebny – dodaje z uśmiechem bramkarz wicemistrzów Polski z 1976 roku.

– Wiem, co to znaczy walka o awans, bo gdy w sezonie 1973/1974 roku sięgaliśmy po mistrzostwo zaplecza ekstraklasy, trudnych spotkań nie brakowało. Były takie mecze, w których punkty trzeba było wyszarpać charakterem, bo albo coś się w naszej grze nie układało, albo przeciwnikowi wszystko wychodziło lepiej niż zwykle. W Katowicach tak właśnie było, że dwa błędy w środku boiska, czyli straty piłki, co przecież nie zawsze kończy się stratą goli, przyniosły gospodarzom trafienia i podcięły skrzydła tyszanom.

Na ich szczęście w bramce mają Konrada Jałochę, który w tej lidze jest na pewno wyróżniającą się postacią. Kilka strzałów obronił. Parę razy katowiccy napastnicy spudłowali i w efekcie w końcówce można było uratować punkt. Zadecydował charakter i wiara do końca, co w przypadku drużyn walczących o awans jest kluczem do sukcesu niemal tak samo ważnym jak umiejętności.

Bardzo groźna broń

A skoro już mowa o umiejętnościach, to Eugeniusz Cebrat zwrócił uwagę na to, czym GKS Tychy może w tym sezonie imponować. – Stałe fragmenty gry w piłce nożnej zawsze były bardzo ważne – wyjaśnia wychowanek Górnika Wesoła, którego fuzja z Polonią Tychy 50 lat temu zapoczątkowała powstaniem GKS-u Tychy.

– W tyskim zespole szczególnie to widać. To jest mocna broń drużyny i kiedy inne środki zawodzą, albo nie dają efektu bramkowego, Łukasz Grzeszczyk wytacza swoje działa. Jego dośrodkowania z rzutów wolnych i rzutów rożnych to bardzo groźna broń. Są też jednak inni wykonawcy więc repertuar dośrodkowań i rozwiązań jest dość szeroki i jak się okazuje skuteczny.

Wykorzystać wzrost Malca

– Z dobrej strony pokazują się też zawodnicy sprowadzeni latem, bo szybko znaleźli wspólny język z resztą drużyny oraz wpasowali się w koncepcję trenerską Artura Derbina. To też jest duży plus, ale mógłby być większy, gdyby jeszcze koledzy z drużyny lepiej potrafili wykorzystać wzrost Tomasa Malca. Prawie dwumetrowy słowacki napastnik nie dostaje piłki na głowę. Strzela gole, ale jak na razie tylko nogami.



Wydaje mi się, że ten element jest jeszcze do poprawy, a wtedy gra tyskiego zespołu stanie się jeszcze bardziej skuteczna i widowiskowa. Póki co jest zbyt szarpana i może dlatego na trybunach nie zasiada 10 tysięcy widzów, a wydaje mi się, że na tym nowoczesnym stadionie taka liczba kibiców dodałaby rangi widowiskom, w których gra się toczy o awans do ekstraklasy. Skoro jednak zespół ma taką passę spotkań bez porażki, kibice wreszcie wybiorą się na stadion i pomogą mu tak jak na to zasługuje – kończy Eugeniusz Cebrat.


Na zdjęciu: Piłkarze GKS-u Tychy (w białych strojach) mieli szalone kłopoty, by sforsować zasieki obronne katowiczan.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus