GKS Tychy. Cieszymy się grą do przodu

Do meczu z GKS 1962 Jastrzębie drużyna GKS Tychy przystąpiła mocno przemeblowana. W porównaniu ze spotkaniem z Radomiakiem, w wyjściowej jedenastce nastąpiło pięć zmian, ale końcowy efekt jest ten sam, czyli remis 2:2. Kibice i piłkarze znowu czują niedosyt i niczego nie zmienia fakt, że trener Ryszard Tarasiewicz kolejny raz podsumował spotkanie słowami: „Dobry mecz moich zawodników. Przez te 19 kolejek graliśmy dobrze albo bardzo dobrze. Nie jest dla mnie zaskoczeniem ilość zdobytych do tej pory bramek przez mój zespół, bo w każdym meczu sobie stwarzamy albo dużo, albo bardzo dużo sytuacji. Natomiast przeciwnik nie miał aż tak dogodnych sytuacji, a znowu skończyło się remisem”.

Maciej Mańka, który tak samo, jak: Bartosz Szeliga, Dominik Połap i Keon Daniel mecz z jastrzębianami musiał oglądać z trybun, pokutując po czwartej żółtej kartce, poczuł na własnej skórze, jakie emocje przeżywają sympatycy trójkolorowych.

Byliśmy lepsi

– Nie powiem niczego nowego, bo każdy zawodnik, który musi usiąść na trybunach i obserwuje mecz swojej drużyny, powtarza, że denerwuje się o wiele bardziej niż w trakcie gry – mówi Maciej Mańka.

– Ja też przeżywałem to spotkanie bardzo emocjonalnie, a minuty albo przyspieszały, albo ciągnęły się niemiłosiernie. Ostatni gwizdek, tak samo, jak zawodnicy, którzy byli na boisku, przyjąłem z uczuciem wielkiego niedosytu. Byliśmy lepsi. Dwa razy prowadziliśmy. Mieliśmy dużo sytuacji bramkowych, z których dwie wykorzystaliśmy, ale znowu nie zdobyliśmy 3 punktów.
Po meczu z GKS-em 1962 Jastrzębie tyszanie mieli trochę czasu na odpoczynek, bo pierwszy trening kolejnego mikrocyklu, przygotowującego zespół do ostatniego już w tym roku meczu ligowego trener Ryszard Tarasiewicz wyznaczył na wtorkowe popołudnie.

Wkurzenie rosło

– Był więc czas, żeby to pomeczowe wkurzenie… rosło – dodaje Maciej Mańka.

– Zdajemy sobie sprawę, że punkty uciekają nam nie z powodu naszej słabej gry, ale dlatego, że przytrafiają się indywidualne błędy, które kosztują nas stratę bramek i punktów. Przypadek to najczęściej wymieniany winny straconych przez nas bramek. Raz zagraliśmy bezbłędnie i jeden gol wystarczył, żeby pokonać Stomil Olsztyn. W pozostałych spotkaniach jednak ta sztuka się nam nie udał. Gdyby rywale wpakowali piłkę do naszej siatki po składnej akcji, moglibyśmy się pogodzić z taką stratą, ale rykoszety albo inne sytuacje, których nie da się przewidzieć, sprawiają, że jesteśmy bezradni. Gra obronna zespołu jest poukładana, ale musimy wyeliminować indywidualne błędy i myślę, że nad tym czeka nas najwięcej pracy podczas zimowej przerwy.

Gonić czołówkę

Zanim jednak rozpocznie się runda wiosenna drużynę GKS-u Tychy czeka jeszcze ostatnia w tym roku ligowa potyczka z Odrą w Opolu, a po niej pucharowy mecz z ŁKS-em Łódź. Można więc już zacząć się zastanawiać, jakie jest właściwie miejsce tyszan w stawce zespołów walczących o awans do ekstraklasy.

– Nikt nie wyznaczył nam konkretnego celu, ale znamy swój potencjał – twierdzi Maciej Mańka.

– Co prawda w I liga jest trudna do rozgryzienia, ale po rozegraniu minimum jednego meczu z każdym rywalem, a z Radomiakiem i GKS-em Jastrzębie nawet dwóch spotkań, śmiało możemy powiedzieć, że od większości rywali graliśmy lepiej, ale punkty i miejsce w tabeli tego nie oddają. Może za bardzo skoncentrowaliśmy się na ofensywie i cieszymy się grą do przodu, której efektem jest 40 strzelonych przez nas goli. Okazało się jednak, że strzelenie dwóch, a nawet trzech bramek nie gwarantuje zwycięstwa, dlatego musimy to wszystko przemyśleć. Na szczęście po meczu z Radomiakiem tydzień później był mecz z GKS-em Jastrzębie, a tydzień po nim czeka nas spotkanie w Opolu. Tam nie możemy już sobie pozwolić na kolejny powód do niedosytu, czy wkurzenia, bo z tym uczuciem zostalibyśmy na całą zimę. Dlatego zbieramy wszystkie siły i chcemy z Odrą potwierdzić, że nasze miejsce jest czołówce. Trochę się nam oddaliła, ale chcemy ją gonić, bo czujemy się na siłach.

Szeroka kadra

– Nie znaczy to jednak, że lekceważmy naszego najbliższego rywala, który znajduje się w strefie spadkowej. Szanujemy każdego rywala, a opolanie udowadniają swoimi wynikami, że wyszli już z dołka, więc na pewno będą trudnym rywalem. My jednak mamy jako atut szeroką kadrę złożoną z dobrych zawodników. Przecież po zmianie pięciu zawodników w wyjściowej jedenastce, a do takiego manewru ostatnio zmusiły trenera nasze żółte kartki, gra drużyny nie straciła na jakości. To świadczy o tym, że „zmiennicy” – proszę to słowo koniecznie napisać w cudzysłowie – są tak samo gotowi do gry, jak ci, którzy najczęściej wybiegają w podstawowym składzie, który jest stabilny. Dlatego uważam, że mamy potencjał, żeby osiągnąć znacznie więcej, niż wskazuje na to zajmowane przez nas miejsce. Z tą myślą pojedziemy na ostatni ligowy mecz w tym roku i z nią będziemy czekać na początek rundy wiosennej – kończy Maciej Mańka.