GKS Tychy. Czekanie na przełamanie

Ostatni wygrany mecz tyszanie zapisali na swoim koncie 3 października.


Od ostatniego wygranego meczu GKS-u Tychy minął już miesiąc. Podopieczni Artura Derbina po wygranym 3 października 2:1 meczu z Odrą Opole nie zaznali smaku zwycięstwa. Zanotowali w lidze trzy remisy i jedną porażkę, a w dodatku po środowym spotkaniu pucharowym także schodzili z boiska pokonani. O drużynie, którą miesiąc temu z pełnym przekonaniem nazywano kandydatem do najwyższych miejsc w tabeli I ligi, teraz kibice mówią już jako o zespole w tarapatach.

Roztrwonił wszak 9 punktów występując w roli zdecydowanego faworyta, bo dzielił się punktami i przegrał z zespołami znacznie niżej notowanymi. Tak samo można nazwać zespół GKS-u 1962 Jastrzębie, który w 16 kolejce zaprezentuje się na tyskiej murawie, ale kibice trójkolorowych wierzą, że czas już najwyższy, żeby nastąpiło przełamanie.

Robił się kabaret

– Nie udało się w pucharowym meczu z Wisłą Kraków, choć w tym meczu zagraliśmy – tak myślę – najlepsze 45 minut w tym sezonie – mówi Łukasz Grzeszczyk, który strzelił krakowianom gola.

– Wisła w pierwszej połowie stworzyła bodaj jedną sytuację w pierwszej połowie, a my mieliśmy ich kilka. Fajnie byliśmy ustawieni na boisku i fajnie operowaliśmy piłką. W niektórych momentach potrafiliśmy wypracować sytuacje i powinniśmy na przerwę schodzić z „zamkniętym” wynikiem, a to przeciwnicy prowadzili 1:0. W drugiej połowie, choć strzeliliśmy wyrównującego gola i wróciliśmy do meczu – w mojej ocenie – wszystko się posypało po stracie drugiej bramki, choć z gry nic tego nie zapowiadało.

Po tym drugim straconym golu wszystko się jednak zepsuło i kompletnie się rozsypaliśmy. W niektórych momentach w naszym polu karnym już się robił kabaret z naszej strony i to jest przykre, że taki kwadrans z końcówki zamazał ten nasz dobry obraz gry w tym meczu.

Pali się światełku w tunelu

Mocne słowa kapitana zakończyły pucharowy tyszan rozdział w tym sezonie, ale teraz chodzi o to, żeby jak najszybciej wrócić na zwycięski szlak.

– Bardzo bym chciał, żeby te atuty, które pokazaliśmy w pucharowym meczu z zespołem z ekstraklasy, były impulsem do dobrej końcówki w lidze – dodaje najlepszy strzelec tyszan.



– Udowodniliśmy przecież, że potrafimy fajnie grać, stwarzać sytuacje i kreować je. Może to nie był pierwszy zespół Wisły Kraków, ale na pewno nie było tam ludzi z przypadku, bo w kadrze są przecież zawodnicy, z których każdy chce grać więc skoro od nich wyglądaliśmy lepiej to można powiedzieć, że pali się światełko w tunelu. Traktujemy to więc jako prognostyk, że GKS Tychy umie grać w piłkę.

Czekają z niepewnością

Jastrzębianie wydają się idealnym przeciwnikiem do przełamania. Nie dość, że w tabeli są w strefie spadkowej to jeszcze we wtorek w Łodzi zostali pokonani 1:4 w pucharowym spotkaniu przez Widzew. Jednak w tym sezonie tyszanie właśnie z drużynami z końcówki tabeli mają największe problemy. Świadczy o tym porażka ze Stomilem Olsztyn, który 18 października przyjechał do Tychów jako ostatni zespół I-ligowej tabeli i wywiózł komplet punktów. Dlatego na najbliższe spotkanie kibice trójkolorowych czekają z niepewnością.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus