GKS Tychy. Cztery tygodnie z głowy

Łukasz Sołowiej uratował zespół od straty gola, ale przypłacił swoją interwencję kontuzją.


W 22 minucie meczu GKS Tychy – ŁKS Łódź na uderzenie z dystansu zdecydował się Antonio Domiguez. Pomocnik gości przymierzył w dolny róg bramki i Konrad Jałocha musiał się wyciągnąć jak struna, żeby odbić piłkę. Na dobitkę natychmiast wystartował Stipe Jurić, ale szybszy okazał się Łukasz Sołowiej i wyjaśnił groźną sytuację, wybijając futbolówkę na rzut rożny. Swoją „ratowniczą” interwencję 32-letni stoper tyszan okupił jednak kontuzją i musiał opuścić boisko.

– Napastnik ŁKS-u wykonał wślizg i trafił mnie w stopę nogi, na której stałem – wyjaśnia zawodnik, mający na swoim koncie 57 I-ligowych spotkań w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersi. – Samo uderzenie nie było aż tak mocne, ale spowodowało, że mięsień czworogłowy, który był w tej sytuacji napięty, nie wytrzymał. Od razu podejrzewałem, że stało się coś niedobrego, a poniedziałkowe badania tylko potwierdziły, że nastąpiło naderwanie.

Profesor Krzysztof Ficek stwierdził, że czeka mnie minimum cztery tygodnie przerwy w grze. Szkoda, bo czułem się bardzo dobrze, ale takiego urazu nie da się przewidzieć czy ominąć, bo spowodowany został walką o piłkę. Rok temu też wypadłem z gry na miesiąc, bo w meczu z Koroną Kielce dostałem czerwoną kartkę i w sumie dwa miesiące czekałem na powrót do składu. Mam nadzieję, że tym razem szybciej zawitam na boisko, a póki co będę ściskał kciuki za kolegów.

Dobry prognostyk

To, że Łukasz Sołowiej nabawił się kontuzji i jest w trakcie leczenia wcale nie znaczy, że odpoczywa. Wręcz przeciwnie.

– Przez pierwszy tydzień po kontuzji to okres pracy nad tymi partiami ciała, które można, a nawet trzeba obciążać i utrzymywać w dobrej dyspozycji – dodaje wychowanek Dębu Dąbrowa Białostocka.

– Cały czas jestem więc pod opieką naszych fizjoterapeutów i trenuję codziennie. Także w drugim tygodniu rytm zajęć będzie podobny, ale już z ćwiczeniami rehabilitacyjnymi, a o tym co będzie za trzy tygodnie zadecyduje kolejne badanie. Jeżeli włókna mięśnia szybko się odbudują i będą w pełni sprawne to będą mógł wrócić do normalnych zajęć i wierzę, że pod koniec sierpnia będę znowu gotowy do gry. Innego scenariusza nie przewiduję, a w tym czasie będę ściskał kciuki za grę kolegów.

Po zejściu z boiska w meczu z ŁKS-em obserwowałem ją z trybun i choć na pewno łodzianie mieli w tym meczu przewagę optyczną, znacznie dłużej byli przy piłce i oddali masę strzałów to nie doszli do żadnej stuprocentowej sytuacji. Owszem, strzelili gola, ale po uderzeniu z dystansu. W nasze pole karne przedostawali się jednak sporadycznie, a kiedy już nawet się im to udawało to byli blokowani. Natomiast nasze akcje, chociaż na pewno było ich mniej, potrafiliśmy doprowadzić do końca.

Byliśmy konkretniejsi. Już przed przerwą przecież Łukasz Grzeszczyk uderzał z 10 metra, a po stracie gola kilka razy, pokazaliśmy, że potrafimy dłużej utrzymać się przy piłce i rozegrać wielopodaniowe akcje. Dzięki nim zamieszaliśmy pod bramką rywali i nie tylko doprowadziliśmy do wyrównania, ale też mieliśmy jeszcze szanse na zwycięstwo. Dlatego mimo wszystko po meczu z ŁKS-em mogę powiedzieć, że nasz występ to dobry prognostyk na ten sezon.

Do najwyższych miejsc

Wprawdzie za nami dopiero pierwsza kolejka, ale już Łukasz Sołowiej już dostrzega faworytów, którzy powinni się liczyć w walce o mistrzostwo… jesieni.

– Oczywiście na weryfikacje trzeba poczekać do piątej-szóstej kolejki, ale to co drużyny pokazały na inaugurację potwierdza przedsezonowe przewidywania – uważa doświadczony stoper GKS-u Tychy. – ŁKS na naszym boisku zaprezentował piłkarskie umiejętności, które każą traktować ten zespół jako kandydata do najwyższych miejsc. Hiszpanie w tej drużynie prezentują wysoki poziom i nie będę zaskoczony jeżeli łodzianie będą szli szlakiem przetartym w ubiegłym roku przez drużynę z Niecieczy.

Letnie transfery Korony Kielce już przyniosły efekt i myślę, że zwycięstwo 2:0 ze Skrą to sygnał, że Dominik Nowak zbudował zespół. Zaskoczył natomiast Widzew, który z nowym trenerem Januszem Niedźwiedziem, na „dzień dobry” wygrał 3:0 z Sandecją, która pod wodzą Dariusza Dudka nie przez przypadek miała znakomitą serię w poprzednim sezonie.

Pokaże charakter

– My też mamy mocną pakę, która w czerwcu była o krok od awansu do ekstraklasy. Trzon pozostał i mamy zakodowane, że jesteśmy mocni. Doszło dwóch klasowych napastników i dlatego wystartowaliśmy pełni optymizmu. Trochę wybił nas z rytmu nieoczekiwany „wysyp” kontuzji, bo mój uraz, dolegliwość Bartka Bieli czy rozbita głowa Nemanji Nedicia, który na szczęście dał rady wrócić do gry, sprawiły że kadra tuż po starcie nieco się skróciła.

W sporcie tak jednak bywa, że pojawiają się problemy i tylko ten kto je pokona, kto pokaże charakter oraz przetrwa trudności, to na mecie sezonu będzie się cieszył z sukcesu. Dlatego ja mogę powiedzieć, że nie złamię się przygnieciony urazem już w pierwszym meczu tylko się podniosę i wrócę silniejszy – kończy Łukasz Sołowiej.


Fot. Dorota Dusik