GKS Tychy. Czy Bartosz Biel jest zdrowy?

Po trzech zwycięstwa z rzędu tyszanie chcą się umocnić w pierwszej szóstce.


Po niedzielnym zwycięstwie z Arką w Gdyni piłkarze GKS-u Tychy wracali do domu zadowoleni. Mieli całą długą podróż i wolny poniedziałek, żeby nacieszyć się trzecią wygraną z rzędu, ale od wtorku już zaczęli myśleć o kolejnym rywalu. Dzisiaj nadchodzi bowiem czas odrabiania zaległości z 4 września. O godzinie 20.30 na Stadionie Miejskim podopieczni Artura Derbina podejmować będą zespół Chrobrego Głogów, w meczu którego stawką jest miejsce w czołowej szóstce.

Czekając na to spotkanie tyscy kibice zadają sobie przede wszystkim pytanie o to czy Bartosz Biel jest zdrowy? Zdobywca zwycięskiego gola, zszedł bowiem z gdyńskiej murawy w 80 minucie w towarzystwie fizjoterapeutów, ale wiele wskazuje na to, że uraz był niegroźny. 27-letni skrzydłowy, który po przerwie spowodowanej kontuzją z pierwszego meczu w tym sezonie, wrócił do gry i zaliczył pierwsze trafienie w tej rundzie, będzie więc próbować iść za ciosem co potwierdza wypowiedź… podsumowująca występ przeciwko Arce.

Jest coraz lepiej

– Fajnie, że w piłce niektóre rzeczy lubią się powtarzać – powiedział Bartosz Biel, który także rok temu w meczu z Arką w Gdyni strzelił gola i poprowadził tyszan do zwycięstwa. – Bardzo podobne spotkanie, bardzo podobna pora i bardzo trudny przeciwnik. Może w stu procentach nie jesteśmy zadowoleni z samej gry, ale chcieliśmy zacząć odważnie i zaatakować wysoko, bo przecież nie jesteśmy zespołem, który ma się bronić przed spadkiem czy zadowalać się miejscem w środkowych rejonach tabeli.

Mamy swoje cele i bez względu na to z kim gramy i gdzie wybiegamy na boisko chcemy na nim realizować swoje założenia. W Gdyni wprawdzie nie udało się nam to w pełni, bo za bardzo daliśmy się zepchnąć do defensywy, ale myślę, że z meczu na mecz jest coraz lepiej i oby tak dalej.

Zamknąć dużo wcześniej

Analizując mecz w Gdyni trudno jednak nie wspomnieć o tym, że Arka, grając niemal godzinę w osłabieniu, dyktowała warunki gry i do ostatniej sekundy starała się wydrzeć zwycięstwo tyszanom, którzy z wielkim oddechem ulgi przyjęli ostatni gwizdek sędziego.

– Gdy odbieraliśmy piłkę to czuliśmy, że gramy w przewadze, bo otwierały się dla nas wolne przestrzenie w ofensywie – dodał skrzydłowy tyszan, który w poprzednim sezonie zdobył 7 bramek.

– Nie byliśmy ich jednak w stanie tak do końca wykorzystać. Do tego można się przyczepić, ponieważ wystarczyło odrobinę więcej dokładności żeby ten mecz zamknąć dużo szybciej. A ponieważ tego nie zrobiliśmy przeżyliśmy w końcówce bardzo dużą nerwówkę.

Gdy sędzia w doliczonym czasie gry odgwizdał rzut karny przeciwko nam to był horror. Siedziałem już wtedy na ławce, bo kilkanaście minut wcześniej opuściłem boisko i jedyne co mi pozostało to… sprawdzenie czym mam wszystkie włosy, bo to była taka chwila, w której człowiek łapie się za głowę i nie wie co robi.



Za linią jest zdecydowanie więcej stresu niż na boisku. Niby siedziałem na ławce tylko kilkanaście minut, ale czułem się jakbym spędził na niej dwie godziny. Emocje były ogromne, tym większe, że praktycznie nie widziałem tej sytuacji i pozostało mi tylko czekać do ostatniej chwili aż sędzia sprawdzi na ekranie co tam się dokładnie stało. Na VAR-ze okazało się, że faulu nie było i jestem szczęśliwy.

Chętnych nie brakuje

Skoro Bartosz Biel wspomniał o tym, że w piłce historia lubi powtarzać dodajmy, że 11 miesięcy temu, w ósmym meczu o I-ligowe punkty, drużyna Artura Derbina na swoim boisku wygrała z Chrobrym 4:0 i umocniła swoje miejsce w czołówce. Przed tamtym spotkaniem głogowianie także mieli na swoim koncie 7 meczów, ale zdobyli w nich 9 punktów, czyli o jeden mniej niż mają teraz.

Natomiast tyszanie przystępowali wtedy do gry, z takim samym dorobkiem jaki mają obecnie, czyli z 11 oczkami i wygrywając dali wyraźny sygnał, że mają apetyty na walkę o awans. Wtedy jednak dwa gole strzelił Szymon Lewicki, a po jednym dorzucili Łukasz Grzeszczyk i Damian Nowak. Pierwszego nie ma już w tyskim zespole, a dwaj pozostali stracili miejsce w pierwszej jedenastce. Chętnych żeby ich zastąpić w zespole GKS-u jednak nie brakuje.


Fot. Dorota Dusik