GKS Tychy. Demony odżyły

Starcie z ostatnim zespołem tabeli pokazało, że tyszanie nie potrafią utrzymać koncentracji.


Zapowiadając mecz z Resovią najlepszy strzelec w historii GKS-u Tychy Kazimierz Szachnitowski przypomniał, że największą bolączką trójkolorowych w ostatnich latach była postawa w spotkaniach z zespołami uznawanymi za dużo słabsze. Używając słów „strach przed outsiderem” wicemistrz Polski z 1976 roku wywołał wilka z lasu. Drużyna Dominika Nowaka z największym trudem zdobyła punkt remisując 1:1 z zespołem, który zamyka klasyfikację, a w dodatku na tyską murawę przyjechał w składzie zdziesiątkowanym przez kartki i kontuzje.

– To, że Resovia zajmuje ostatnie miejsce o niczym nie świadczy – stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej opiekun tyszan. – Wiemy jak ta I liga jest przewrotna. Powtarzam zawodnikom w szatni, że muszą koncentrację utrzymywać jednolicie i na mecz z Wisłą Kraków, i na mecz z Resovią czy innymi zespołami niżej notowanymi na dzień dzisiejszy. Dlatego czujemy niedosyt, bo chcieliśmy troszeczkę więcej wyciągnąć z tego spotkania.

Zdobyliśmy punkt, ale widzę, że ta drużyna jest coraz silniejsza, że będzie się konsolidować i że będziemy grali coraz lepiej. Nie patrzę jednak w tabelę i nie zastanawiam się nad tym czy jesteśmy zespołem, który ma walczyć o miejsce w strefie barażowej, czy o pozycję w pierwszej dwójce. Myślę głównie o tym co nas czeka i o pracy, którą musimy wykonać. Gdy będziemy dobrze grali i będziemy powtarzalni to będziemy zdobywać punkty, a to nam pozwoli piąć się w górę tabeli.

Zawiedzeni wynikiem

Po spotkaniu z Resovią ocena GKS-u Tychy nie może być jednak pozytywna. – Na pewno jesteśmy zawiedzeni wynikiem, ale też okolicznościami – powiedział trener tyszan. – Prowadziliśmy 1:0. Warunki były ciężkie, ale takie same dla obydwu zespołów i tak naprawdę w drugiej połowie w momencie, w którym dobrze już to wszystko wyglądało, jeżeli chodzi o kontrolę nad spotkaniem, przytrafił się błąd Maćka Mańki i czerwona kartka. Ale to się zdarza. Natomiast musimy się pochylić nad elementem obrony w dziesięciu, bo uważam, że zbyt dużo w tym okresie przeciwnik stworzył sobie miejsca. Szczególnie w bocznych strefach.

W takich sytuacjach trzeba być agresywniejszym zwłaszcza w elementach doskoku, a my bardzo kurczowo trzymaliśmy się naszej szesnastki i to ułatwiało zadanie przeciwnikowi, który wyrównał. Chwilę później piłkę meczową miał jednak Mateusz Radecki i gdyby trafił to bylibyśmy na pewno w lepszych nastrojach. Nie mogę jednak drużynie odmówić zaangażowania i walki. Wiemy, że to jest ciągle pewien etap, że wiele rzeczy musimy poprawić. Były fajne momenty, ale były też takie, w których jeszcze dezorganizowaliśmy sobie sami grę w ofensywie.

Zmiennicy nie pomogli

Rozczarowanie powoduje także fakt, że o wyniku zadecydowały błędy – najpierw kapitana faulującego dwa razy w jednej akcji, a następnie bramkarza, który choć był solidnym punktem drużyny to przepuścił do siatki strzał, który nie powinien go zaskoczyć. Istotne okazało się także to, że zmiennicy, tym razem nie pomogli zespołowi.

– Powtarzałem, że myśląc o stworzeniu silnej drużyny musimy ją budować w oparciu nie o ilość, a jakość – dodał szkoleniowiec trójkolorowych. – Pod to jak chcemy grać dobieramy piłkarzy i dlatego doszedł też Janek Biegański. Dołączył do nas dwa dni przed meczem i szybko wszedł do gry, bo taki był plan na niego. Chcieliśmy, żeby grał w środku. Zastąpił wprawdzie młodzieżowca Krzyśka Machowskiego, grającego na boku, ale miejsce Krzyśka „na wahadle” zajął Dominik Połap, bo chcieliśmy prawą stronę wzmocnić fizycznie. Janek grał więc na środku i momentami zdawało to egzamin.

Najistotniejsze dla mnie jest jednak to, żeby młodzi chłopcy, których mam w kadrze, a mają potencjał, rozwijali się. Przez ten pryzmat na nich patrzę obserwując co mogą dać i I lidze i GKS-owi Tychy.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus