GKS Tychy. Dialog z władzami klubu jest konieczny

 

Kazimierz Szachnitowski w historii GKS-u Tychy zajmuje szczególne miejsce. Jako napastnik, związany z trójkolorowymi 11 sezonów, zdobył wicemistrzostwo Polski w 1976 roku, a po zakończeniu kariery był przez wiele lat trenerem tyskich seniorów i grup młodzieżowych oraz działaczem.

– Sporo już w piłce przeżyłem, ale takiej sytuacji jeszcze nie było – mówi 67-letni tyszanin. – Jak przystało na emeryta siedzę w domu i na okrągło oglądam stare mecze, ze szczególnym sentymentem wracając do tych wydarzeń sprzed trzydziestu-czterdziestu lat.

Do 1 kwietnia odwiedzał mnie wnuczek, ale po zaostrzeniu środków ostrożności w związku z walką z epidemią, te jego wizyty zostały ograniczone. Wychodzę z domu żeby zrobić sobie zakupy i korzystam z godzin preferowanych dla seniorów, a kontakt z kolegami ograniczam do rozmów telefonicznych.

Szczególnie z Marianem Piechaczkiem, który w wicemistrzowskim zespole był kapitanem, a później zdobył mistrzostwo z Ruchem Chorzów oraz z Gienkiem Cebratem, który po latach spędzonych w GKS-ie Tychy przeniósł się do Górnika Zabrze i zdobył dwa tytuły mistrzowskie oraz został reprezentantem Polski, gawędzimy sobie o starych czasach.

W żadnych z tych wspomnień nie było jednak zawieszenia rozgrywek i groźby, że sezon może nie zostać dokończony. Parę razy pojawiało się słowo epidemia, ale nigdy nie miała takiego zasięgu.

Nigdy nie miała też takiego przełożenia na rozgrywki i na klub, który został postawiony przed finansową ścianą.

Przykry temat

– Z punktu widzenia trenera plusem jest to, że może w tej sytuacji kontrolować zawodników i mieć z nimi – choć na odległość – bezpośredni kontakt – dodaje Kazimierz Szachnitowski.

– Wysyłanie rozpisek i monitorowanie tego co robią piłkarze w domach czy podczas zajęć indywidualnych to jednak nie jest prawdziwa praca trenera. Tak samo jak ćwiczenia w mieszkaniu to nie jest to powinni robić i to co lubią piłkarze. Stan epidemii dotknął jednak każdego i spowodował, że bardzo dużo się zmieniło.

Oczywiście to jest przykry temat, ale nie da się od niego uciec. Mówię to z perspektywy zawodnika, który jest przywiązany do klubu, w którym grał i mieszkańca miasta, z którym związał się na długie lata po zakończeniu kariery.

Zdaję sobie jednak także sprawę z tego, że w dzisiejszej piłce wielu zawodników z GKS-em i z Tychami związanych jest tylko przez… wypłatę. Przyjechali tu do pracy, bo dostali ofertę. Dla nich hasło „historia klubu”, albo „przywiązanie do barw”, czy „reprezentowania miasta” może nie przemawiać tak jak do zawodników z mojego pokolenia.

Niemniej uważam, że powinni podjąć dialog z władzami klubu i ze zrozumieniem pójść na ustępstwa.

Złe czasy

Kazimierz Szachnitowski ze swoim bagażem doświadczeń zdobytych w GKS-ie Tychy oraz sympatią do tyskiego klubu i miasta, które stało się jego domem, zwrócił się wręcz z apelem do swoich następców, aktualnie grających w tyskiej drużynie.

– Każdy zawodnik musi sobie zdawać sprawę, że kariera może zostać nagle przerwana – zaznacza Kazimierz Szachnitowski. – W normalnych czasach, może się przecież przydarzyć kontuzja, która wykluczy z gry, albo jakiś inny przypadek losowy.

Nie wyobrażam więc sobie piłkarza, który nie ma środków odłożonych na „złe czasy”. A teraz takie właśnie złe czas nadeszły i musimy je przetrwać, żeby po wyjścia ze stanu epidemii kluby nadal funkcjonowały. Bardzo łatwo jest żądać i stawiać warunki, ale trzeba też mieć świadomość, że to może zniszczyć klub jako miejsce pracy dla wielu.

Apeluję więc do zawodników zarówno GKS-u Tychy, ale także innych klubów, żeby na te dwa-trzy miesiące zgodzili się na obcięcie zarobków, mając w dalszej perspektywie możliwości zarabiania na grę w piłkę nożną.

Mam nadzieję, że takie podejście do tego tematu pozwoli nam wszystkim wrócić do naszego ulubionego sportu z uśmiechem i satysfakcją, że wspólnie wygraliśmy ten trudny mecz.