GKS Tychy. Dwucyfrowa motywacja

Napastnik tyszan Damian Nowak ma ambitne plany na rundę wiosenną.


Po wolnym poniedziałku, w którym piłkarze GKS-u Tychy mieli czas na radość z pokonania Zagłębia i świętowanie piątego zwycięstwa z rzędu, we wtorek podopieczni Artura Derbina wrócili do treningu. Z największym zapałem do zajęć przystąpił Damian Nowak, którego niedzielne trafienie, pieczętujące pokonanie sosnowiczan zrobiło największe wrażenie na kibicach.

– Na pewno mogę tego gola zaliczyć do jednego z najładniejszych, strzelonych na I-ligowych boiskach – mówi Damian Nowak. – Nie tak dawno temu jednak, bo 12 lipca ubiegłego roku też mogłem się cieszyć z efektownego trafienia. W meczu Radomiaka, w którym wtedy grałem, z Olimpią Grudziądz zdobyłem bramkę przewrotką z 5 metra.

Teraz jednak mogę mówić o innej kategorii, bo uderzenie z dystansu zrobiło wrażenie. Jak tylko przyjąłem piłką na pierś tuż za połową boiska i zobaczyłem, że… nie mam komu podać, podjąłem decyzję o strzale. Podciągnąłem ile się dało, bo rywale zostawili mi trochę miejsca i huknąłem sponad dwudziestego metra, a później już tylko patrzyłem jak piłka leci i wpada pod poprzeczkę. Gdy tylko zobaczyłem, że bramkarz nie będzie miał szans na obronę poczułem… ulgę.

Poprawić statystki

Jej wyrazem był wskazujący palec położony na ustach.

– To był gest skierowany pod adresem tych wszystkich, którzy we mnie nie wierzą i już mnie skreślili – dodaje Damian Nowak. – „Uciszyłem” ich i pokazałem, że potrafią zdobywać bramki. To jest mój cel, gdy wychodzą na boisko. Po to trenuję i dla niego przychodzę do klubu żeby poćwiczyć na siłowni przed treningiem, a po jego zakończeniu jeszcze zostaję, żeby poćwiczyć. Czasem sam, a czasem z młodymi bramkarzami albo naszą młodzieżą, która dodatkowo może poćwiczyć dośrodkowania i zagrania, a koncentruję się na finalizacji akcji.

Po rundzie jesiennej, w której strzeliłem jednego gola chyba tak naprawdę ja sam byłem najbardziej niezadowolony z takiego dorobku i dlatego po krótkim zimowym odpoczynku wziąłem się do bardzo solidnej pracy, żeby poprawić swoje statystyki. Mam na swojej domowej tablicy zapisaną liczbę bramek, która dałby mi wiosną satysfakcję. Jeszcze jej nie zdradzę, ale powiem tylko, że jest dwucyfrowa.

Gol z dedykacją

Ambitny napastnik jest więc dopiero na początku długiej drogi, ale ma też dodatkową motywację.

– Drugi gest po zdobyciu bramki, tuż po wspólnej radości z drużyną, czyli serduszko i wysłany całus, skierowane były do Moniki – wyjaśnia Damian Nowak. – Dedykuję tego gola narzeczonej, bo to moje pierwsze trafienie po zaręczynach. Ale cieszę się także z reakcji kolegów z drużyny, bo kolejny raz poczułem, że stanowimy zespół. To nie była tylko moja bramka, ale bramka, która dawała drużynie pewność, że wygramy i czułem to gdy wszyscy podbiegli do mnie, żeby mnie wyściskać i wycałować.

Piąć się w górę

– Zresztą miałem tego świadomość już wtedy kiedy wchodziłem na boisko zastępując Szymona Lewickiego, bo choć rywalizujemy o miejsce w jedenastce to jesteśmy kolegami i motywujemy się do podnoszenia swoich umiejętności. Taka zmiana ze szczerym uściskiem też jest potrzebna, bo dodaje energii i czułem ją wchodząc na murawę. Miałem też świadomość tego, że liczy na mnie trener, który w trudnym momencie dla zespołu, bo prowadziliśmy 2:1, ale rywal mocno naciskał, wprowadził mnie, żebym przytrzymał piłkę z przodu, przeniósł ciężar gry na połowę rywali i odciążył defensywę.


Czytaj jeszcze: Z dużym poświęceniem

Zrobiłem więc co do mnie należało, ale teraz już myślę o następnym meczu, z kolejnym trudnym rywalem. W sobotę czeka nas bowiem mecz z Sandecją, która w ostatnich siedmiu spotkaniach z rzędu nie doznała porażki, a my chcemy kontynuować naszą zwycięską serię i umocnić się w czołówce, a nawet jeszcze bardziej piąć się w górę tabeli – kończy Damian Nowak.


Fot. Dorota Dusik