GKS Tychy. Fizycznie i mentalnie

Tyszanie wyciągnęli wnioski z porażki w Nowym Sączu i budują formę na mecz z bełchatowianami.


Analizując przyczyny porażki w Nowym Sączu trener GKS-u Tychy Artur Derbin, który już na poniedziałkowych zajęciach zamknął temat meczu z Sandecją, zwrócił uwagę na dwie sfery – fizyczną i mentalną. Prześwietlając tę pierwszą przypomniał, że w poprzednim tygodniu tyszanie, po niedzielnym meczu z Zagłębiem Sosnowiec, nie mieli pełnego siedmiodniowego mikrocyklu i to mogło się odbić na postawie zespołu, w którym generalnie wszyscy zagrali poniżej swoich możliwości. Zarówno wyjściowa jedenastka jak i ci, którzy weszli na boisko w trakcie meczu nie zaprezentowali tego „błysku”, który był widoczny w trzech poprzednich spotkaniach trójkolorowych.

– To był mecz przypadku i walki, a czasem może większej determinacji, której nam trochę zabrakło – podsumował spotkanie w Nowym Sączu strzelec gola dla GKS-u Tychy Łukasz Grzeszczyk.

– Sandecja, która na bardzo ciężkim boisku była dobrze zorganizowana, „przepchnęła” ten mecz, bo strzeliła jednego gola więcej. Wydaje mi się jednak, że to był mecz na remis. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, bo Sandecja od iluś kolejek po zmianie trenera nie przegrywała. Każdy zdawał sobie sprawę, że w I lidze na tabelę nie można patrzeć, bo nie ma przeskoku między zespołami pod względem jakości piłkarskiej. To wszystko jest strasznie wyrównane i czasem decyduje dyspozycja dnia. Nam jednak czegoś zabrakło i dlatego przegraliśmy. Szkoda, bo przyjemnie w tygodniu się pracuje, gdy się wygrywa i żałujemy, że skończyła się nasza zwycięska seria.

Za bardzo się uspokoili

W kwestii mentalnego podejścia drużyn do tego spotkania można było zauważyć większą chęć gospodarzy do przedłużenia trwającej od 18 listopada passy meczów bez porażki. Natomiast tyszanie po 5. zwycięstwach z rzędu sprawiali w Nowym Sączu wrażenie jakby za bardzo się uspokoili wiarą w to, że dysponują siłą, dzięki której są w stanie pokonać każdego rywala. Było to słychać w wypowiedzi Bartosza Szeligi przed spotkaniem z Sandecją.

– Jesteśmy jednością na boisku i poza nim – zapewniał lewy obrońca tyszan.

– Było to widać w spotkaniu z Zagłębiem, kiedy wynik był niekorzystny dla nas. Potrafiliśmy się zebrać w sobie, zrobić naprawdę super robotę i odwrócić losy spotkania. Znamy się już sporo czasu. Znamy swoją wartość, każdego z zawodników. Wiemy na co nas stać, więc też zachowujemy spokój na boisku, bo wiemy, że w każdym momencie poszczególna jednostka czy cały zespół może tak wpłynąć na grę, że ten wynik się odmieni.

Obudzić ducha walki

W Nowym Sączu jednak ta reguła nie obowiązywała. Przy stracie pierwszego gola za dużo było bierności w swoim polu karnym, gdzie trzech zawodników przyglądało się jak rywal dośrodkowuje, a trzech wysokich piłkarzy dopuściło znacznie niższego przeciwnika do oddania strzału głową z 5 metra. Natomiast przy stracie drugiej bramki przeciwnicy tak długo naciskali, oddawali strzały, przechwytywali odbijaną piłę i ponawiali atak, aż wreszcie dobitką zapewnili sobie zwycięstwo. Szkoleniowiec tyszan zdaje więc sobie sprawę z tego, że przed spotkaniem z GKS-em Bełchatów musi znowu obudzić ducha walki w swoich podopiecznych. W tym kontekście porażka z Sandecją może się okazać najlepszym bodźcem. Potrzebnym tym bardziej, że do sobotniego spotkania tyszanie muszą przystąpić przemeblowani, ponieważ Konrad Jałocha i Bartosz Szeliga będą pauzować za kartki.


Czytaj jeszcze: Chmiel nadaje goryczki

Pełny mikrocykl

– Nikt nie lubi przegrywać, ale porażka jest też niezbędna do odniesienia sukcesu – twierdzi Artur Derbin.

– Jako sztab szkoleniowy ufamy każdemu, kto wchodzi na boisko. Dajemy mu wsparcie i w meczu z GKS-em Bełchatów też nie będzie inaczej. W tym kontekście wybrałem się w niedzielę na mecz naszych rezerw w IV lidze, żeby się przyjrzeć jak wyglądają zawodnicy z naszej kadry, którzy do tej pory grali mało, albo nie grali w ogóle i patrzyłem w jakiej są dyspozycji. Szkoda tylko, że w dalszym ciągu „skaczą” z nawierzchni naturalnej, na której już teraz trenujemy na sztuczną, na której drugi zespół gra swoje mecze. No, ale skoro są tylko takie możliwości, to korzystamy z nich, bo 90 minut rywalizacji z przeciwnikiem nawet w IV lidze jest cenne. A w tygodniu zaplanowaliśmy pełny mikrocykl z dwoma treningami we wtorek i pojedynczymi zajęciami w pozostałe dni. W piątek będziemy chcieli przedmeczowy trening odbyć w godzinach „około meczowych”. Spotkamy się o 16.00. Do tej pory mieliśmy wszystkie cztery mecze w okolicach godziny 13.00 i pierwszy raz w tym roku zagramy o godzinie 17.00, więc chcemy się także przestawić na tę porę. Zdajemy sobie sprawę, że każdy szczegół jest istotny.


Na zdjęciu: Kapitan GKS-u Tychy Łukasz Grzeszczyk uważa, że mecz z Sandecją był typowym spotkaniem „na remis”.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus