GKS Tychy. Gorące pozycje

Na kogo postawi trener tyszan, ustawiając jednego napastnika i dwójkę stoperów?


Wystarczyło jedno przełożenie meczu, żeby kibice GKS-u Tychy zaczęli tęsknić za grą drużyny Artura Derbina. W dodatku gorycz porażki z Koroną Kielce sprawiła, że po czterech spotkaniach z rzędu, w których tyszanie zdobywali punkty, wszyscy chcą znowu na stadionie przy ulicy Edukacji poczuć smak radości.

– Powiem szczerze, że nie mogę się już doczekać piątku – mówi Kazimierz Szachnitowski, napastnik wicemistrzów Polski z sezonu 1975/1976 oraz wieloletni trener GKS-u.

– Jak już człowiek wejdzie w sezon, to wpada w ten meczowy rytm, ale akurat ta przerwa dla naszej drużyny po porażce z Koroną była potrzebna. Okazało się przecież, że nagle i niespodziewanie trener został bez napastnika, bo Damian Nowak był chory, Dawid Kasprzyk musi leczyć uraz, a Szymon Lewicki był na „zesłaniu” w drugim zespole. Ten tydzień bez meczu pozwolił więc odzyskać ofensywną równowagę, bo Nowak się wykurował, a Lewicki wrócił do zajęć z pierwszym zespołem. Wprawdzie Kasprzyk nadal jest wyłączony, ale trener Derbin znowu ma do dyspozycji dwójkę typowych napastników. Spośród nich może wybrać tego jednego, który w meczu z Chrobrym zajmie miejsce na szpicy i nie trzeba kombinować z przestawianiem zawodników, na pozycję, która przecież jest specyficzna.

Szansa dla Lewickiego

– Zastanawiam się nad tym, czy to nie jest czas, w którym należy dać szansę Lewickiemu – kontynuuje tyski napastnik, który rozpoczął grę w GKS-ie Tychy w 1974 roku, a zakończył w 1989 roku.

– Tym bardziej że po przesunięciu do drugiej drużyny udowodnił, że zależy mu na grze w tyskim klubie, bo strzelał gole w IV lidze i pokazywał się z dobrej strony. O tym, że nie jest przypadkowym napastnikiem, świadczy jego piłkarska historia, bo królem strzelców I ligi nie zostaje się przecież przypadkiem. Ma więc potencjał i może czas dać mu możliwość i czas na boisku do wykorzystania swoich umiejętności. Oczywiście trener jest najbliżej zawodników i wie najlepiej, czy w takiej sytuacji potrzebna jest jeszcze rozmowa motywująca, czy też wsparcie dla zawodnika od zespołu. Jednak w sytuacji, w której Nowak, mając swój czas i zaufanie trenera, nie zdobył ani jednej bramki, można spróbować zmiany. Zdaję sobie jednak sprawę, że trener musi też dążyć do stabilizacji w składzie, bo wtedy skład się cementuje. Z mojego piłkarskiego doświadczenia wiem, że GKS Tychy sięgnął po swój największy sukces w historii, gdy w ataku graliśmy obok siebie na stałe z Romanem Ogazą. Natomiast jako trener miałem taki zgrany atak złożony z Krzyśków Sitki i Bizackiego, który też funkcjonował w ciemno i bez zarzutów.

Czerwoni stoperzy

Znalezienie napastnika na mecz z Chrobrym to nie jedyny problem trenera Artura Derbina, który od samego początku sezonu musi mieszać w środku obrony. Najpierw parę Kamil Szymura – Nemanja Nedić rozbiła czerwona kartka dla Szymury, którego zastąpił Łukasz Sołowiej i był pewnym punktem defensywy do momentu, w którym został usunięty z boiska w meczu z Koroną.


Czyta jeszcze: Podstawowy 17-latek

– Dla samych zawodników, dla trenera i dla drużyny także to nie jest komfortowa sytuacja – mówi Marian Piechaczek, kapitan wicemistrzów Polski z sezonu 1975/1976.

– Pamiętam czasy mojej gry w GKS-ie Tychy, w którym w II lidze graliśmy w parze z Alkiem Mandziarą, a później z Jurkiem Kubicą i Alfredem Potrawą. To były zgrane duety, a środek obrony to bardzo ważna pozycja, na której zgranie i rozumienie są bardzo ważne. Istotna jest też komunikacja między stoperami a pomocnikami, bo bez niej dochodzi do tego, że ostatni obrońca, ratując sytuację, musi popełnić faul w akcji ratunkowej i narazić się na czerwoną kartkę. Robi to dla dobra drużyny za cenę odsunięcia od gry. Z drugiej jednak strony to dobrze, że w kadrze GKS-u są trzej równorzędni stoperzy i ta rotacja jest możliwa. Czekam jednak na wyłonienie „żelaznej pary”, która okaże się dla rywali prawdziwą zaporą.


Fot. Dorota Dusik