GKS Tychy. Jeden punkt po dwóch meczach

Trener tyszan pozytywnie ocenia debiutantów i dostrzega plusy.


Po dwóch kolejkach rozgrywek I ligi drużyna GKS-u Tychy ma na swoim koncie jeden punkt. W dodatku po porażce na swoim boisku z ŁKS-em Łódź podopieczni Dominika Nowaka przełykają gorycz porażki, a sztab szkoleniowy zastanawia się co zrobić, żeby zespół zaczął wygrywać.

– Nie zasłużyliśmy – w mojej ocenie – na to, żebyśmy po meczu z ŁKS-em schodzili z boiska pokonani – stwierdził trener tyszan. – Nie mamy punktów i to boli, a jednocześnie mobilizuje do pracy. Dalej musimy wymagać więcej od siebie i pracować, żeby do tych momentów, które były niezłe, szczególnie w drugiej połowie, dołożyć spokój i mądrość w finalizacji to będzie coraz lepiej. W porównaniu do pierwszego meczu w Chojnicach dokonałem w naszym wyjściowym składzie trzech zmian, bo chciałem, żeby nasza gra była szybsza i w starciu z ŁKS-em, który lubi dominować na boisku próbowaliśmy przejmować inicjatywę i po przerwie nam się to udawało.

Potencjał jest

Chcieliśmy wzmocnić akcent ofensywny i myślę, że Marcin Kozina pokazał potencjał, wygrywał pojedynki jeden na jeden, ale później zabrakło decyzyjności. Trzeba więc z nim pracować i wspierać go, żeby się rozwijał. To samo dotyczy Krzysia Machowskiego, który dopiero tak naprawdę zaczyna grać w I lidze w meczach o stawkę i widać, że się rozwija. Gdyby nawet nie było przepisu o konieczności gry młodzieżowca to nasz 18-latek swoją grą pokazał, że zasługuje na to miejsce w zespole i ma duży potencjał.

To samo można też powiedzieć o jego zmienniku czyli rok młodszym Natanie Dzięgielewskim, bo dał zmianę na plus. Ożywił grę i potwierdził, że o każde miejsce jest rywalizacja. A ponieważ są to są tyszanie, nasi wychowankowie, którzy napierają to mogę tylko powiedzieć: fajnie, że tak się dzieje.

Bramkarskie nieszczęścia

Najbardziej obserwowanym przez kibiców GKS-u Tychy w pierwszym meczu w tym sezonie na tyskiej murawie był nowy bramkarz Adrian Kostrzewski. W debiucie stracił gola, a trójkolorowi przegrali 0:1 więc o udanym starcie trudno mówić.

– Oceniam go na plus – dodał szkoleniowiec tyszan. – Przypominam jednocześnie w jakich okolicznościach do nas dołączył. Na początku sezonu spadły na nas bramkarskie nieszczęścia i Adrian wskoczył do jadącego już pociągu. Trenował z drużyną tylko cztery dni i zagrał w trudnym meczu. Tu nie chodzi tylko o same interwencje, ale także o całokształt funkcjonowania w zespole i współpracy w linią obrony w otwarciach czy szybkim wznawianiu. To właśnie oceniam na plus, a jeżeli chodzi o straconą bramkę musimy to zobaczyć na wideo i na spokojnie dokonać analizy.

Natomiast kolejny debiutant, czyli Mateusz Radecki, który wszedł do gry, także po czterech treningach z drużyną, jeszcze nie jest tym zawodnikiem, którego ja znam chociażby z Wigier Suwałki, gdzie współpracowaliśmy przez sezon, czy z występów w ekstraklasie w barwach Śląska Wrocław i Radomiaka. Musi wejść w zespół i wierzę, że będzie wartością dodaną. Debiut uważam jednak za przyzwoity, ale wiem, że stać go na szybszą oraz dokładniejszą grę i na to liczę. Natomiast na pochwały za grę zasłużył na pewno Antoni Dominguez, który zaprezentował kulturę i spokój w graniu. Mimo, że był na pozycji numer sześć, czyli nie swojej nominalnej ofensywnej, to i tak przyspieszał nasze akcje i dominował w środku boiska.

Zabrakło finalizacji

Plus swoim zawodnikom trener postawił także za zaangażowanie i walkę do samego końca o poprawę wyniku.

– Na tym można oprzeć swój optymizm na przyszłość – zapewnił opiekun trójkolorowych. – Gdyby tego zabrakło to nie byłoby podstaw do myślenia o lepszej grze i dobrych wynikach. Nie zapominajmy też, że zespół jest po zmianie trenera i zmienił także ustawienie, a niektórzy zawodnicy trenują w nim niespełna tydzień, albo trzy. Oczywiście, trzeba wymagać powtarzalności i dokładności w rozwiązywaniu sytuacji, ale też trzeba sobie zdawać sprawę, że na to potrzebny jest czas.

Przewrotnie powiem, że gdybyśmy oddali jeden strzał na bramkę i mimo brzydkiej gry wygrali 1:0 to bym się pewnie cieszył z trzech punktów, ale przegraliśmy i musieliśmy przełknąć gorycz porażki. Nie zgodzę się jednak z opinią, że kompletnie zawiedliśmy w sposobie i pomyśle na grę.

Chcieliśmy tworzyć i tworzyliśmy w bocznych sektorach przewagi dwa na jeden z bocznymi obrońcami ŁKS-u, a ich efektem były dośrodkowania. Ich jakość i błędy techniczne powodowały jednak, że nie były one w ten punkt, w który sobie założyliśmy. Zabrakło finalizacji i nad tym musimy pracować, żeby dobrze przygotowany zespół, który wytrzymał tempo spotkania, grał w następnych meczach tak jak wszyscy w Tychach tego oczekujemy.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus