GKS Tychy. Jego Wysokość Jałocha

Dwumetrowy bramkarz GKS-u Tychy ze wszystkich stron odbierał zasłużone gratulacje za występ w Niecieczy.


Oblężenie Jasnej Góry miało miejsce od 18 listopada do 27 grudnia 1655 roku. To wtedy przeor klasztoru paulinów ojciec Augustyn Kordecki został dowódcą obrońców, którzy podczas potopu szwedzkiego odparli ataki dziesięciokrotnie liczniejszych sił wroga. Natomiast 28 listopada tego roku nastąpiło oblężenie bramki GKS-u Tychy w Niecieczy, gdzie bramkarz tyszan Konrad Jałocha, po założeniu opaski kapitana, okazał się ojcem sukcesu, za jaki drużyna Artura Derbina uznała zdobycie punktu za bezbramkowy remis.

– Konrad jak na dwumetrowca przystało jest w wysokiej formie – z zadowoleniem mówi trener tyszan. – Udowodnił to już w poprzednich spotkaniach, a w meczu z liderem także stanął na wysokości zadania, choć poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Być może to, że z powodu kartkowej pauzy Łukasza Grzeszczyka nasz bramkarz założył opaskę kapitana też miało wpływ na jego występ, bo przez cały mecz grał bardzo odpowiedzialnie, a w kilku sytuacjach swoimi znakomitymi interwencjami uratował nas od straty gola.

Był cały czas w grze i interweniował bardzo pewnie. Mnie najbardziej zaimponował obroną strzału z 86 minuty, bo wtedy Michal Hubinek huknął z 14 metra z woleja pod poprzeczkę, a „Jało” wyciągnął się i jedną ręką zagrodził piłce drogę do siatki.

Brawo Kondziu

– Tych świetnych interwencji było jednak sporo i dlatego zaraz po końcowym gwizdku wykrzyknąłem „Brawo Kondziu”, a w szatni po meczu, bo zawsze dwoma zdaniami na gorąco podsumowuję zakończone spotkanie, dodałem, że to był „jego mecz” – kontynuuje szkoleniowiec GKS-u Tychy.

– Potwierdził to też na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec gospodarzy Mariusz Lewandowski, przyznając naszemu bramkarzowi miano „piłkarza meczu”. Nie zgodzę się jednak ze słowami trenera zespołu Bruk-Bet Termalica, że naszemu bramkarzowi taki występ „przytrafił się” w Niecieczy i że tylko dzięki niemu GKS wywiózł punkt z boiska lidera.

Po pierwsze Konrad jest bardzo mocnym punktem naszej gry obronnej już od dłuższego czasu więc to nie był „jednorazowy wybryk”, a po drugie nie umniejszając jego roli ojca sukcesu, chcę też podkreślić, że cała drużyna mocno się zaangażowała w defensywę.

Z Aniołami Stróżami

– Jako zespół wywalczyliśmy punkt, bo przypomnę tylko sytuacje, w których Dominik Połap, Kamil Szymura czy Bartosz Szeliga wybijali piłkę z pola bramkowego, a Nemanja Nedić stojąc na linii bramkowej własną piersią wybił piłkę z linii bramkowej.

To byli „Aniołowie Stróże” naszego bramkarza. Poświęcenie i wiara, a ta czyni cuda, pozwoliła nam do ostatniego gwizdka robić to co nas należało z pełnym zaangażowaniem. O tym jakie ono było duże najlepiej świadczy dystans przebiegnięty w tym meczu w sumie przez naszych zawodników. Uzbierało się tego 125 kilometrów, a więc kilkanaście kilometrów więcej niż zwykle. Ale też rywal był niezwykły. Chcieliśmy grać inaczej, ale zderzyliśmy się z dużą jakością przeciwników i dlatego to oni mieli ponad 70 procent posiadania piłki.


Czytaj jeszcze: Punkt dla Jałochy

Reprezentanci kraju i doświadczeni ekstraligowcy, świetnie operujący piłką, więc musieliśmy się bronić nisko. Zostaliśmy zepchnięci do obrony, ale kilka razy wyprowadziliśmy kontry i Łukaszowi Monecie w pierwszej połowie centymetrów zabrakło, żeby na 5 metrze dosięgnąć piłki po wrzutce Bartka Biela, który w drugiej połowie huknął z dystansu sprawiając bramkarzowi gospodarzy sporo problemów.

Dlatego mogę powiedzieć, że jako drużyna wywalczyliśmy ten punkt w starciu z najlepszym zespołem naszej I ligi – kończy Artur Derbin.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus