GKS Tychy. Kac po trzeciej setce

Maciej Mańka nie będzie miło wspominał jubileuszowego spotkania.


Swoje występy w GKS Tychy Maciej Mańka rozpoczął 5 września 2007 roku wchodząc na boisko w 89 minucie za Marcina Kuzka. Tego dnia tyszanie w wyjazdowym meczu ze Źródłem Kromołów wygrali 5:1, a kibice trójkolorowych, wspominając tamten IV-ligowy mecz, mówią raczej o golu strzelonym przez Łukasza Kopczyka z 75 metrów. Dla 18-letniego wychowanka MOSM-u Tychy właśnie tego dnia rozpoczęła się jednak droga, na której wykonał już trzysta „kroków” w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersiach.

W 2008 roku z 22 występami ligowymi oraz 3 spotkaniami w barażach świętował awans do II ligi, w której natychmiast pokazał się z bardzo dobrej strony. Nic więc dziwnego, że po dwóch udanych sezonach, w których rozegrał 54 mecze i strzelił 8 goli – boczny obrońca za 150 tysięcy złotych trafił do Górnika Zabrze.

Nie zadomowił się jednak na boiskach ekstraklasy i po sezonie, w którym zaliczył 2 epizody w zespole Adama Nawałki, wrócił na wypożyczenie do macierzystego klubu. W nim, grając 11 razy – z przerwą na leczenie kontuzji – wywalczył awans do I ligi, w której był już podstawowym graczem i po 31 występach z dwoma golami, znowu przymierzył się do ekstraklasy w Górniku Zabrze. Przez dwa i pół roku rozegrał jednak tylko 14 spotkań na najwyższym krajowym poziomie i wiosną 2015 roku wrócił na stałe do tyskiej szatni.

Pamiątkowa koszulka

14 występami i golem przyczynił się wtedy do awansu na zaplecze ekstraklasy i od tej pory jest mocnym punktem drużyny, która chce wrócić do krajowej elity. Świadczą o tym liczby: 31, 26, 25, 32, 17 plus baraż i 14, bo one podsumowują ligowe występy, do których dochodzi jeszcze 19 spotkań w Pucharze Polski i to daje sumę 300.

Taki właśnie numer widniał na pamiątkowej koszulce, którą 32-letni tyszanin odebrał z rąk prezesa Leszka Bartnickiego przed niedzielnym meczem z Resovią. Świętowania jednak nie było, bo rzeszowianie wygrali 1:0.

Zero z przodu

– Zwycięstwo byłoby takim zwieńczeniem jubileuszu i wisienką na torcie, ale trzeba było przełknąć gorycz porażki – mówi kapitan tyszan. – Trzeba to przyjąć na klatę i w następnym meczu z Miedzią w Legnicy zdobyć trzy punkty. Resovia w pierwszej połowie była lepszym zespołem i miała parę sytuacji czy to po ataku pozycyjnym, czy to po kontrze, ale my też mieliśmy okazje i gdybyśmy pierwsi zdobyli bramkę, choćby po rzucie karnym w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, to byśmy dowieźli ten wynik do końca.

Mieliśmy też swoje szanse na początku drugiej połowy i na boisku miałem takie odczucie, że przeważamy. Uważam, że na tę jedną bramkę zasłużyliśmy. Ale za wrażenia wizualne bramek i punktów się nie przyznaje. Stworzyliśmy sytuacji bramkowych za mało, a rywalom wystarczył do pełni szczęścia jeden gol i dlatego schodziliśmy z boiska smutni, a goście wrócili do domu zadowoleni.

Zdajemy sobie sprawę, że u siebie musimy wygrywać, musimy dominować, a my któryś raz u siebie nie potrafiliśmy strzelić gola. Za dużo jest tych meczów na zero z przodu.

Nie może brakować zaangażowania

Kac po tej porażce jest tym większy, że tyszanom uciekło sprzed nosa trzecie miejsce w tabeli, a w dodatku kontuzje i żółte kartki skomplikowały sytuację kadrową przed ostatnim występem w tym roku.

– Czerwona kartka po dwóch żółtych dla Kuby Piątka pokrzyżowała nam plany w meczu z Resovią, ale zmieniliśmy ustawienie i grając trójką obrońców walczyliśmy do końca o zmianę losów spotkania – dodaje Maciej Mańka. – Może nam brakować umiejętności, ale woli walki i zaangażowania nie może i tego każdy oczekuje.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus