GKS Tychy. Kapitan postawił pieczęć

Zaczynał z GKS-em Tychy w IV lidze i jest o krok od ekstraklasy.


Maciej Mańka dla GKS-u Tychy jest postacią szczególną. To piłkarz, który z tyskim zespołem przeszedł długą drogę od IV ligi i marzy o tym, żeby doprowadzić zespół do ekstraklasy. To prawdziwy wojownik, który na finiszu tego sezonu przejął opaskę kapitana, a w meczu z Odrą Opole udowodnił, że potrafi być liderem.

– Jako drugi kapitan, nawet kiedy Łukasz Grzeszczyk zakładał opaskę, starałem się dodać od siebie kilka słów motywacji i mobilizacji – mówi zawodnik, który w GKS-ie Tychy zadebiutował 5 września 2007 roku.

– A teraz, kiedy „Grzeszczu” musi pauzować, jeszcze bardziej „daję głos”, ale to wcale nie znaczy, że muszę kogoś popędzać. Wszyscy doskonale wiemy o co gramy. Awans do ekstraklasy jest na wyciągnięcie ręki i to jest nasz cel. Żeby go jednak osiągnąć, oprócz umiejętności piłkarskich trzeba jeszcze dorzucić w grze charakter, czyli jak to się teraz ładnie mówi cechy wolicjonalne. I właśnie po to, żeby je pobudzić podpowiadam i zachęcam. W przerwie meczu z Odrą powiedziałem w szatni, że przypadkowo stracona bramka nie może nam odebrać wiary w nasze umiejętności. Podbudowałem siebie i kolegów słowami, że jeżeli zagramy tak jak potrafimy, to wygramy i nie pomyliłem się.

Asysta i bramka

Wkład Macieja Mańki w zwycięstwo w Opolu nie polegał jednak tylko na mówieniu. Boczny obrońca w 36 min. zanotował asystę idealnie wrzucając piłkę na głowę Sebastiana Stebleckiego, który otworzył wynik spotkania, a w doliczonym czasie gry strzelił gola pieczętującego zwycięstwo tyszan 5:1. – Jako obrońca odpowiadam przede wszystkim za bronienie dostępu do naszej bramki, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że kibice bardziej zapamiętują to co uda się zrobić w ofensywie – dodaje piłkarz.

– Dlatego staram się najlepiej wywiązać z obowiązków defensywnych i jak się tylko da, włączać się do ataku. Piłka wrzucona w pole karne dotarła na głowę Sebastiana, który na treningach udowadnia, że potrafi grać głową, więc nie zaskoczył mnie tym, że tak dobrze zakończył naszą akcję. „Stebel” zresztą zaprezentował swoje wysokie umiejętności nie tylko w tej sytuacji, ale w całym meczu był mocnym punktem drużyny i to zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Nie chcę powiedzieć, że dobrze zastąpił Łukasza Grzeszczyka, bo raczej wniósł do drużyny swoje atuty i potwierdził, że jest ważnym ogniwem zespołu. Śmiałem się po meczu z niego, że raz niepotrzebnie wmieszał się w akcję, bo w ostatniej sytuacji, po zagraniu Łukasza Monety, piłka zmierzała pod moją nogę. Sebastian jednak przyjął, odwrócił się i strzelił, a ja wykonałem dobitkę.

Trudno rozszyfrować

Jak na kapitana przystało Maciej Mańka chwalił wszystkich, którzy tworzą tyską drużynę.

– Zacznę od sztabu szkoleniowego i wcale nie dlatego, że chcę się „przypodobać” trenerom – zaznacza.

– To w jakiej formie jestem po ciężkiej kontuzji i półrocznej przerwie w treningach to jedno, a warto też podkreślić w jakiej formie fizycznej jest cały zespół. W Legnicy zwycięską bramkę zdobyliśmy w 86 minucie, z Widzewem strzelanie zaczęliśmy w 89 minucie i wygraliśmy 2:0, a w Opolu, choć prowadziliśmy 3:1, nie myśleliśmy o „dowiezieniu wyniku”, tylko atakowaliśmy dalej i wywindowaliśmy rezultat na 5:1. To nie jest przypadek. Swoje zrobiła wyjściowa jedenastka, ale kolejny raz dużo wnieśli do gry zmiennicy, których wejście za każdym razem daje impuls do wrzucenia kolejnego biegu. Dzięki temu jesteśmy drużyną, którą trudno rozszyfrować i zatrzymać. Jesteśmy zespołem, w którym jeden napędza drugiego i to się przekłada na wyniki oraz miejsce w tabeli. To wszystko nastraja optymistycznie przed finiszem sezonu, który bez względu na to, ile nas jeszcze czeka meczów, grać będziemy na naszym stadionie. Na razie koncentrujemy się na najbliższym spotkaniu z ŁKS-em i liczymy na naszych kibiców. Cieszymy się, że znowu są na trybunach. Wierzę, że będziemy razem świętować powrót GKS-u Tychy do ekstraklasy.

Zagrać o zwycięstwo

Żeby tyszanie weszli do ekstraklas,y 13 czerwca muszą wygrać z ŁKS-em i czekać na wyniki z Niecieczy i Radomia.



– Na tym etapie sezonu nie da się uciec od tych dywagacji – wyjaśnia Maciej Mańka.

– Wiemy oczywiście, że Bruk-Bet w meczu ze Stomilem i Radomiak w spotkaniu z Koroną są faworytami, ale w historii GKS-u Tychy był taki dzień, w którym niemożliwe stało się możliwe. To było 20 czerwca 1992 roku, czyli 10 dni przed moim trzecimi urodzinami. Znam to więc tylko z opowieści, ale wiem, że wydawało się, że kwestia awansu na zaplecze ekstraklasy jest już rozstrzygnięta. W ostatniej kolejce nasza drużyna wygrała z Odrą Opole 6:1, a Ruch Radzionków przegrał na wyjeździe z Rymerem Niedobczyce 0:1 i wypuścił, wydawało się już pewne, mistrzostwo ze swoich rąk. To jest dla nas wskazówka, że mamy zagrać o zwycięstwo z ŁKS-em i czekać na to, co się wydarzy.


Na zdjęciu: Maciej Mańka wierzy w bezpośredni awans swojej drużyny do ekstraklasy.

Fot. Dorota Dusik