GKS Tychy. Kapitan przyłożył pieczęć

Widzew, który miał dziewięć dni, na przygotowanie do spotkania z GKS-em, na tyską murawę wybiegł niemal taką samą jedenastką, która wygrała 3:1 z katowiczanami.


Trener Janusz Niedźwiedź nie mogąc skorzystać z usług chorego Juliusza Letniowskiego zastąpił go w drugiej linii Patrykiem Muchą, a reszta składu pozostała bez zmian. Także taktyka się nie zmieniła, bo łodzianie nastawieni byli na bardzo ofensywną grę. Natomiast Artur Derbin, mając świadomość jaka jest ofensywna siła łodzian, a także zdając sobie sprawę, że jego podopieczni po wygranej w czwartek z Chrobrym mieli zaledwie 60 godzin przerwy, dokonał pięciu roszad!

Postawił na wypoczętych: Macieja Mańkę za Dominika Połapa, Oskara Paprzyckiego za Jakuba Piątka i Damiana Nowaka za Tomasa Malca oraz zmienników Wiktora Żytka za Sebastiana Stebleckiego i Łukasza Grzeszczyka za Gracjana Jarocha. Tyszanie nastawili się bowiem na bieganie i przeszkadzanie więc potrzebowali energii, dzięki której utrudniali rywalom rozgrywanie akcji.

Nie znaczy to jednak, że tyszanom udało się całkowicie zastopować zapędy przeciwników. Już w 25 sekundzie bowiem Bartosz Guzdek znalazł się z piłką w polu karnym, ale nie trafił. Konrad Jałocha musiał natomiast interweniować: w 13 minucie po uderzeniu Marka Hanouska zza linii bocznej pola bramkowego, w 18 minucie po strzale Guzka z 16 metra i w 26 minucie po bombie Mateusza Michalskiego z dystansu.

W odpowiedzi tylko Żytek, główkując po wrzutce Grzeszczyka z rzutu wolnego w 30 minucie, zmusił Konrada Reszkę do interwencji. O okresie przejęcia inicjatywy przez gospodarzy można było mówić jedynie w końcówce pierwszej połowy. Zabrakło w niej jednak bramkowych okazji i obaj trenerzy schodzili na przerwę zastanawiając się jak w drugiej połowie zaskoczyć przeciwnika.

Pierwsze minuty po zmianie stron wskazywały na to, że lepszy pomysł miał szkoleniowiec tyszan, bo gospodarze raz za razem wyprowadzali akcje, po których w polu karnym Widzewa robiło się gorąco. W 50 minucie jednak Grzeszczyk główkując z 6 metra po wrzutce Kacpra Janiaka posłał piłkę minimalnie za wysoko, a w 57 minucie po szarży Nemanji Nedicia Janiak, choć mógł jeszcze podaniem otworzyć kolegom drogę do bramki, zdecydował się na strzał z 17 metra i spudłował.

Widzew też nie próżnował i w 62 minucie Jałocha musiał się wykazać przy strzale ledwo co wprowadzonego do gry Radosława Gołębiowskiego z rzutu wolnego z 18 metra.

Drugi zmiennik łódzkiej drużyny Mattia Montini był dokładniejszy, bo to po jego wrzutce w 69 minucie Karol Danielak szczupakiem z 3 metra wpakował piłkę do tyskiej siatki. Strata gola zmusiła tyszan do postawienia wszystkie na jedną kartę, ale szturm kończył się niecelnymi strzałami. Pierwszy raz celnie uderzył Jakub Piątek w 90 minucie, uderzając z 15 metra, ale Reszka znakomitą interwencją… oddalił wyrównującego gola.

Zdobył go bowiem w 1 minucie doliczonego czasu gry Grzeszczyk, który wolejem z 17 metra, huknął celnie i ustalił wynik. Ba po wyrównującym trafieniu tyszanie nadal atakowali, ale choć bramki już nie zdobyli to schodzili z boiska zadowoleni, bo w meczu z wiceliderem udowodnili, że też należą do ścisłej czołówki I ligi.


GKS Tychy – Widzew Łódź 1:1 (0:0)

0:1 – Danielak, 69 min (głową), 1:1 – Grzeszczyk, 90+1 min.

GKS: Jałocha – Mańka, Nedić, Szymura, Wołkowicz – Janiak (74. Kozina), Paprzycki (84. Steblecki), Żytek (67. J. Piątek), Biel (74. Kargulewicz) – Grzeszczyk, D. Nowak (67. Malec). Trener Artur DERBIN.

WIDZEW: Reszka – Stępiński, K. Nowak, Tanżyna – Zieliński, Hanousek, Mucha (61. Montini), Kun (88. Fabio Nunes) – Danielak (88. Teth), Guzdek (61. Gołębiowski), Michalski (82. Dejewski). Trener Janusz NIEDŹWIEDŹ.

Sędziował Damian Kos (Gdańsk). Widzów 4871.

Żółte kartki: Wołkowicz – Guzdek, Michalski, Hanousek.

Piłkarz meczu – Łukasz GRZESZCZYK.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus