GKS Tychy. Klątwa nadal trwa

Rzadko przegrywaliśmy, ale nigdy nie wygraliśmy – tak mecz z Podbeskidziem zapowiadał GKS Tychy, który ponownie nie był w stanie pokonać ekipy z Bielska-Białej


Tyszanie z bielszczanami mierzyli się wcześniej 10 razy. Padło w tej rywalizacji aż 8 remisów, a w poprzednim sezonie… kibice nie zobaczyli nawet jednej bramki. Wczoraj emocji nie brakowało, choć dla „trójkolorowych” nie była to dobra wiadomość.

Rajd Bilińskiego

Pierwsze kilka minut obie drużyny spędziły na wzajemnym badaniu się i próbie ustabilizowania gry. To lepiej wyszło Podbeskidziu, które w 10 minucie zmusiło Adriana Kostrzewskiego do ekwilibrystycznej interwencji po strzale Michała Janoty. Chwilę później natomiast tyszanie… stanęli. Kamil Biliński przebiegł między nimi przez pół boiska, wpadł w pole karne i oddał uderzenie. Kostrzewski znów dał radę, ale nie miał szans przy dobitce 19-letniego Bartosza Bernarda. Wychowanek Iskry Pszczyna zdobył tym samym swoją pierwszą bramkę w profesjonalnej karierze.

GKS musiał wziąć się do roboty, ale w niektórych momentach brakowało mu płynności w grze. Wiele akcji było zbyt chaotycznych, jakby zawodnicy nie do końca wiedzieli, co chcą rozegrać. Mimo tego udawało się gospodarzom zagrażać, w czym największe niebezpieczeństwo tworzył najaktywniejszy z tercetu ofensywnego Patryk Mikita (trzy niezłe próby). Szansę miał również Mateusz Radecki, aczkolwiek dużo bliżej gola było… Podbeskidzie.

Tyski szok

Między 40 a 42 minutą „górale” mieli aż trzy wyborne sytuacje. Kostrzewski spisał się przy „setce” Krzysztofa Drzazgi i główce Kamila Bilińskiego, a następnie miał dużo farta, gdy „Bila” nie trafił w piłkę z bliskiej odległości. I to się na gościach zemściło. W doliczonym czasie I połowy Antonio Dominguez efektownym przerzutem uruchomił Krzysztofa Wołkowicza, który zgrał piłkę głową do Mateusza Czyżyckiego, a ten umieścił ją w siatce.

Rezultat nie utrzymywał się zbyt długo, bo Podbeskidzie na początku drugiej części – w 52 minucie – ponownie znalazło drogę do tyskiej bramki. I znowu – tym razem Tomasz Jodłowiec przebiegł nieatakowany przez środek GKS-u i strzałem zza pola karnego zdobył swoją pierwszą bramkę dla klubu. Gospodarze wiedzieli, że muszą atakować, ale szło im to bardzo topornie. Znacznie lepsze okazje po kontrach mieli „górale”, aż w końcu trafili na 3:1 – a konkretnie zrobił to uderzeniem zza „szesnastki” w 68 minucie Biliński. Tyszanie byli w szoku, a chwilę później mogli być w jeszcze większym, lecz Goku Roman trafił tylko w słupek.

Karetka na boisku

W 78 minucie doszło do bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Bramkarz Podbeskidzia Matvei Igonen podczas interwencji uderzył kolanem kolegę z zespołu, Iwajło Markowa. Ten padł zakrwawiony i nieprzytomny, a chwilę trwało, zanim przy piłkarzu zjawiła się karetka, która w końcu wjechała na boisko (kibice obu drużyn dali zresztą znać, co sądzą o tej opieszałości). Markow został zabrany do szpitala, a Podbeskidzie poinformowało, że był już wtedy przytomny. To była zresztą druga kontuzja bielszczan w tym meczu, bo w 37 minucie murawę z urazem mięśniowym opuścił Michał Janota.

Po kilku minutach grę wznowiono, arbiter doliczył aż 10 minut, a tyszanie nadal podejmowali nieskuteczne próby odpowiedzi. Podbeskidzie kombinowało, jakby tu dobić zdesperowany GKS, co w… 101 minucie uczynił rezerwowy Maksymilian Sitek. VAR jeszcze sprawdził potencjalnego spalonego, a gdy uznał, że trafienie było legalne, arbiter główny od razu zakończył bielski pogrom w Tychach.


GKS Tychy – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:4 (1:1)

0:1 – Bernard, 12 min, 1:1 – Czyżycki, 45+2 min, 1:2 – Jodłowiec, 52 min, 1:3 – Biliński, 68 min, 1:4 – Sitek, 90+11 min

GKS: Kostrzewski – Buchta, Nedić, Mańka – Machowski (67. Dzięgielewski), Dominguez, Czyżycki (75. Żytek), Wołkowicz – Mikita (59. Kozina), Rumin, Radecki (75. Malec). Trener Dominik NOWAK.

PODBESKIDZIE: Igonen – Bernard (84. Misztal), Simonsen, Rodriguez, Markow (84. Mikołajewski), Milasius – Janota (37. Polkowski), Jodłowiec – Drzazga (72. Sitek), Biliński, Roman. Trener Mirosław SMYŁA.

Sędziował Leszek Lewandowski (Zabrze). Widzów 3826. Żółte kartki: Buchta, Wołkowicz, Nedić – Milasius, Simonsen, Mikołajewski.


Na zdjęciu: Kamil Biliński (z przodu) był wczoraj postrachem obrony GKS-u Tychy.

Fot. Łukasz Sobala/Press Focus