GKS Tychy ma punkty i satysfakcję. Czas na więcej

Piłkarze GKS-u Tychy po zwycięstwie z Widzewem w dobrym nastroju przygotowują się do niedzielnego meczu z Odrą Opole.


Czwartkowe zwycięstwo z Widzewem sprawiło, że GKS Tychy umocnił się w górnej połowie tabeli, a rezultat niedzielnego spotkania z Odrą Opole, zadecyduje o tym czy podopieczni Artura Derbina na półmetku sezonu znajdą się w czołówce.

– Najbardziej po meczu z Widzewem zadowolony byłem z tego, że potrafiliśmy odwrócić losy spotkania – mówi Artur Derbin. – Chcieliśmy wygrać, bo ta seria bez zwycięstwa zaczynała już nam przeszkadzać. Na boisku okazało się jednak, że rywale od początku przejęli inicjatywę i nie tak to wyglądało jakbyśmy chcieli, a na dodatek szybko straciliśmy gola. W takich chwilach poznaje się jednak zespół i pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną, a każdy zawodnik jest jej świadomą częścią.

Na przykład Oskar Paprzycki, którego asysta otworzyła nam drogę do wyrównującej bramki, sam poprosił o zmianę. Czując ile już sił kosztowała go walka w środku boiska i wiedząc, że ma na koncie żółtą kartkę oraz widząc „ostre” spojrzenie sędziego, reagującego na każde jego wejście, chciał, żeby zastąpił go kolega ze świeżymi siłami, które w końcówce były nam bardzo potrzebne.

Nie dlatego, że musieliśmy bronić wyniku 2:1, ale dlatego, żeby kontynuować naszą bardzo dobrą grę w drugiej połowie. To był okres naszej pełnej kontroli nad wydarzeniami na boisku. To był też czas, w którym nasze założenia były w pełni realizowane. Mieliśmy w tym meczu dwa cele. Po pierwsze mieliśmy nie dać się zaskoczyć „pressingowym skokom” rywali i szybkim rozegraniem od tyłu albo dalekim podaniem z obrony rozpoczynać nasze ataki.

Po drugie nastawiliśmy się na kreowanie sytuacji, bo tego nam ostatnio brakowało i z wykonania obydwu zadań możemy być zadowoleni, bo strzałów i okazji było sporo. Skończyło się na jednobramkowym zwycięstwie, które dało nam trzy punkty i satysfakcję oraz pozwala do niedzielnego meczu z Odrą Opole przygotowywać się w dobrym nastroju.

Zapas sił

Na świętowanie sukcesu i 18 urodzin Jana Biegańskiego, który 4 grudnia wkroczył w świat pełnoletności, tyszanie nie mają czasu.

– Po meczu, ci zawodnicy którzy nie grali, albo zagrali tylko epizod, mieli trening wyrównawczy, a na piątek zaplanowaliśmy zajęcia pełnej regeneracji – dodaje trener tyszan. – To są ważne godziny szczególnie dla Kamila Szymury, który w drugiej połowie poczuł spięcie w okolicach łydki. Czekamy więc na dokładną diagnozę i informację, czy będzie mógł zagrać przeciwko Odrze.


Czytaj jeszcze: Przełamanie po trafieniu w okienko

Musimy też dobrze rozeznać kto jakimi siłami dysponuje. Po „maratonie” w Niecieczy, gdzie musieliśmy przez większość spotkania biegać za piłką oraz po intensywnym spotkaniu z Widzewem, w którym prowadziliśmy grę, zapas sił to bardzo ważny element, który trzeba wziąć pod uwagę po sobotnim rozruchu przy formowaniu wyjściowej jedenastki na przedostatni mecz w tym roku. Musimy też znaleźć trochę czasu na analizę gry rywala, który w tym tygodniu nie rozegrał swojego meczu. Tym bardziej więc zdrowie zawodników i ich kondycja znajdą się w naszym centrum uwagi.

Jak na dowódcę przystało

Wśród tych, którzy w meczu z Widzewem włożyli bardzo dużo energii był Łukasz Grzeszczyk. Po kartkowej pauzie wypoczęty i głodny gry kapitan był mocnym punktem zespołu. W hokejowej punktacji zapisałby po spotkaniu ze swoim byłym klubem 2 punkty za „drugą asystę”.

To on bowiem prostopadłym podaniem uruchomił Oskara Paprzyckiego przy wyrównującym golu Szymona Lewickiego i to on dośrodkował z rzutu wolnego, po którym wybita przez Marcina Robaka piłka spadła pod nogę Bartosza Biela, a skrzydłowy tyszan trafił w okienko.

– Łukasz nie tylko w tych kluczowych sytuacjach był liderem zespołu – twierdzi szkoleniowiec GKS-u Tychy. – Mobilizował drużynę. Rozgrywał akcje. Potrafił też przytrzymać piłkę. Wracał gdy była potrzeba. Grał jak na dowódcę przystało i miał wsparcie drużyny, przed którą jeszcze dwa mecze decydujące o miejscu na całą zimę, a pierwszy z nich – teraz dla nas najważniejszy – już w niedzielę.


Fot. Dorota Dusik