GKS Tychy. Mecz wyjątkowej wagi

Wychowanek jastrzębskiej szkółki piłkarskiej, Kamil Szymura, pierwszy raz w życiu zagra przeciwko macierzystemu klubowi.


Dla 30-letniego stopera GKS-u Tychy Kamila Szymury mecz z GKS-em 1962 Jastrzębie jest wydarzeniem wyjątkowej wagi. Wszak jastrzębianin z urodzenia i wychowanek MOSiR-u Jastrzębie Zdrój, siedem ostatnich sezonów spędził w macierzystym klubie, z którym przeszedł drogę od IV do I ligi oraz wystąpił w ćwierćfinale Pucharu Polski. Mało tego, to on właśnie w ostatnim meczu poprzedniego sezonu strzelając w Legnicy wyrównującego gola zapewnił utrzymanie jastrzębskiej drużyny na zapleczu ekstraklasy.

– Powiem szczerze, że od razu po pojawieniu się terminarza tego sezonu, szukałem dnia, w którym GKS Tychy zagra przeciwko GKS-owi Jastrzębie – mówi Kamil Szymura.

– Gdy znalazłem 10 kolejkę, to ucieszyłem się, że zmierzymy się na tyskim stadionie. Liczyłem, że będzie to także wydarzenie dla kibiców, bo rok temu, w zremisowanym tu 2:2 spotkaniu, tak właśnie było. Niestety zagramy bez publiczności, ale i tak dla mnie będzie to wyjątkowy mecz. Z moim poprzednim klubem wiążą mnie bardzo miłe wspomnienia. W nim w sezonie 2018/2019 strzeliłem 8 goli, co dla stopera jest sporym wyczynem, a wygrany 4:2 mecz z drużyną Bruk-Bet Termalica Nieciecza, z moimi dwoma bramkami z karnych, to na pewno jedno z najmilszych wspomnień z całej mojej kariery, a raczej przygody z piłką. Może mógłbym używać słowa „kariera” gdybym się przebił w Górniku Zabrze. Trafiłem do niego jako junior i grałem w Młodej Ekstraklasie, a później po wypożyczeniach do II-ligowego Pelikana Łowicz oraz I-ligowego Ruchu Radzionków wróciłem i trener Adam Nawałka dał mi szansę debiutu w ekstraklasie. Skończyło się jednak tylko na dwóch meczach. Wtedy naprawdę czułem się blisko wielkiej piłki i żałuję, że nie udało się pójść tym śladem dalej.

Zamiast piłki kopał węgiel

Ba, zanosiło się nawet na to, że mający za sobą występy obok Arkadiusza Milika czy Michała Pazdana, stoper z Jastrzębia Zdroju zupełnie zniknie z piłkarskiego boiska. Wiosną 2012 roku zagrał w I-ligowym GKS-ie Katowice, a jesień spędził w Sandecji Nowy Sącz i w trakcie wyjazdowego meczu na zapleczu ekstraklasy z Arką Gdynia doznał kontuzji.

– Siedem-osiem miesięcy bez piłki sprawiło, że przyszło zwątpienie, a nawet rezygnacja – dodaje Kamil Szymura.

– Wróciłem do domu i zacząłem inne życie. Na trzy lata zostałem górnikiem, a półtora roku pracowałem na oddziale wydobywczym i nie sądziłem, że jeszcze kiedyś będę mógł się cieszyć z tego, co daje życie piłkarza. Na szczęście spotkałem mojego pierwszego trenera Grzegorza Łukasika, który namówił mnie do powrotu. Krok po kroku odbudowałem się fizycznie, a jednocześnie stworzyliśmy w Jastrzębiu zespół, który jeszcze jako III-ligowiec dotarł do ćwierćfinału Pucharu Polski. W 1/8 wyeliminowaliśmy ekstraklasowego Górnika Łęczna, któremu strzeliłem gola na 1:0, a po golu straconym z karnego w doliczonym czasie gry i dramatycznej, ale bezbramkowej dogrywce, w karnych wygraliśmy 7:6. To wszystko sprawiło, że znowu jestem piłkarzem i w GKS-ie Tychy chcę spełnić moje marzenia o powrocie na boiska ekstraklasy. Uznałem, że w wieku 30 lat mam jeszcze taką możliwość, żeby się wybić i wiem, że to już może być ten ostatni moment. W Jastrzębiu organizacyjnie i finansowo nie ma takiej możliwości, a w Tychach jest stabilny klub, który ma ambitne cele i dlatego postanowiłem zmienić barwy. Kiedy tu przychodziłem padły słowa o zadaniu jakim jest miejsce w pierwszej szóstce, dające prawo walki o awans. To jest nasz cel, a gra, którą prezentujemy pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość. Natomiast w Jastrzębiu coraz bardziej piętrzyły się problemy, przez które kilkunastu ludzi czeka na zaległe pieniądze. Jestem jednym z nich i na razie jesteśmy na etapie próby polubownego załatwiania tego problemu, ale jeżeli mediacje jednego z byłych zawodników nie zakończą się pomyślnie, to będziemy zmuszeni wysłać wezwania do zapłaty. Mówię to z bólem serca, bo chcę jak najlepiej dla klubu, ale chcę także odzyskać zarobione w nim pieniądze.

Do tańca i do różańca

Ten finansowy wątek na pewno nie będzie jednak najważniejszy podczas dzisiejszego meczu. Na drugi plan zejdą również osobiste sympatie.

– Nadal mieszkam w Jastrzębiu i spotykam się z Faridem Alim czy Danielem Szczepanem, a także Damianem Trontem, który gra teraz w Miedzi Legnica – wyjaśnia Kamil Szymura.

– To taka nasza paczka „do tańca i do różańca”. Co prawda ja w tym sezonie nie miałem okazji oglądać ich bezpośrednio w akcji, ale za to oni, na moje zaproszenie, gdy mieli akurat wolne w dniu naszego meczu, przyjeżdżali na spotkania w Tychach. Nie znaczy to jednak, że nas rozszyfrowali. Na tym etapie sezonu każdy już każdego zna, wszyscy analizują jak gra przeciwnik i wiedzą kogo na co stać. Na pewno jastrzębianie przyjadą do nas z myślą o konsekwentnej grze defensywnej z nastawieniem na kontry, a my nie będziemy się oglądać na ich miejsce w tabeli, tylko skoncentrujemy się na swoim sposobie gry. Dał dobry efekt w meczu z Chrobrym, więc powinien się także sprawdzić w kolejnym spotkaniu. Lubimy grać ofensywnie, operować piłką w ataku pozycyjnym i płynnie przechodzić z defensywy do ataku. Te atuty powinny nam zapewnić powodzenie. Żeby tak się stało musimy jednak zagrać najlepiej jak potrafimy i jeszcze lepiej wykonywać stałe fragmenty gry. Cieszę się, że dzięki wypracowanemu na treningach wykonaniu rzutu wolnego, po moim odegraniu głową Szymon Lewicki strzelił głogowianom pierwszego gola. Niewiele brakował, żebym ja też wpisał się na listę strzelców po dośrodkowaniu Łukasza Grzeszczyka z rzutu rożnego. Strzeliłem jednak za wysoko i na razie mam na swoim tyskim koncie strzeleckim tylko trafienie z debiutu w pucharowym meczu z Wisłą Płock. Odpadliśmy więc trudno mi się było w pełni cieszyć z tego gola.


Czytaj jeszcze: Napastnik z odzysku

Czas na ligową bramkę

– Mam jednak nadzieję, że wkrótce zdobędę bramkę w wygranym spotkaniu i wtedy radość będzie już pełna. Potrzebujemy zwycięskiej serii, żeby nabrać pewności w swojej grze i zadomowić się w czołówce. Mamy w Tychach fajną drużynę, w której zostałem dobrze przyjęty. Zintegrowaliśmy się na zgrupowaniu i czuję, że to jest już mój klub, w którym muszę się pokazywać w każdym spotkaniu z jak najlepszej strony. Jesteśmy kolegami, ale jednocześnie rywalizujemy o miejsce w jedenastce i dzięki temu poziom naszej gry się podnosi. Grałoby się nam jeszcze lepiej, gdyby na trybunach byli kibice, bo zupełnie inaczej wychodzi się na murawę, gdy słychać i widać naszych fanów, ale na to już nie mamy wpływu. Musimy się więc skoncentrować na tym, że możemy grać i cieszyć się z tej możliwości prezentując najlepszą formę na jaką nas stać – kończy Kamil Szymura.


Na zdjęciu: Dla Kamila Szymury piątkowy mecz z GKS-em 1962 Jastrzębie jest szczególny, chociaż „na wątrobie” leżą mu pieniądze, które winni mu są działacze z Jastrzębia.

Fot. Dorota Dusik