GKS Tychy. Musi wejść w zespół

Mający 52 występy w ekstraklasie Mateusz Radecki zadebiutował w GKS-ie Tychy. Na razie nie pokazał jeszcze pełni swoich umiejętności.


Kibice GKS-u wiele obiecują sobie po grze Mateusza Radeckiego. Urodzony 2 kwietnia 1993 roku radomianin ma swoim piłkarskim liczniku 52 występy w ekstraklasie, z której w minionym tygodniu trafił do tyskiej drużyny. W niedzielnym spotkaniu z ŁKS-em 29-letni pomocnik wszedł na boisko w 66 minucie i debiutując w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersi próbował – bez upragnionego efektu – pociągnąć zespół do odrobienia jednobramkowej straty. Mecz zakończył się porażką tyszan 0:1.

Bramka z Legią

– To jeszcze nie był ten „Rado”, którego znam chociażby z Wigier Suwałki, gdzie współpracowaliśmy w sezonie 2016/17 czy z późniejszych występów w ekstraklasie – podsumował debiut Radeckiego trener tyszan Dominik Nowak.

– Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że on musi wejść w nasz zespół, ale będzie wartością dodaną. O jego grze w meczu z ŁKS-em mogę powiedzieć, że była przyzwoita. Stać go jednak na to żeby grał szybciej – ocenił piłkarza szkoleniowiec.

Szybciej – tak się przynajmniej wydawało – mógł trafić do szatni Stadionu Miejskiego, bo o jego przejściu do klubu kibice mówili przez pół letniego okresu przygotowawczego.

– Dochodziły mnie słuchy, że GKS jest zainteresowany moją osobą – potwierdził wychowanek Młodzika 18 Radom.

– Trochę to trwało, ale w końcu jestem i cieszę się, że trafiłem do tyskiego klubu. Chcę z nim walczyć o najwyższe cele, tak jak ostatnio w Radomiaku, gdzie spędziłem fajny czas. Zrobiliśmy po wielu latach awans do ekstraklasy. W niej była między innymi bramka z Legią i to są te miłe wspomnienia. Ostatnio natomiast okazało się, że nie po drodze mi z jedną osobą i podjąłem decyzje o odejściu. Uznałem, że nic na siłę. Pojawiły się wprawdzie zapytania z klubów z ekstraklasy, ale zabrakło konkretów, a te były w ofercie GKS-u Tychy – zdradził detale Mateusz Radecki.

Gotowy do gry

29-latek nie przepracował wprawdzie letniego okresu przygotowawczego ani z Radomiakiem, ani z GKS-em, ale do tyskiego zespołu wchodzi jako zawodnik w pełni gotowy do gry.

– Na początku przygotowań Radomiaka do nowego sezonu w ekstraklasie nie trenowałem z zespołem, bo miałem drobny uraz, ale to nie było nic poważnego – zapewnia doświadczony pomocnik.

– Wróciłem do treningów. Pracuję od czterech tygodni bardzo intensywnie i jestem gotowy do gry. Mogę być jednak w jeszcze lepszej dyspozycji i dawać z siebie jak najwięcej drużynie. Do tej pory najczęściej występowałem na pozycjach numer osiem i dziesięć. Na nich najlepiej się czuję, bo lubię atakować i grać ofensywnie, ale potrafię też walczyć w defensywie. Kibicom w Tychach miałem się zresztą okazję pokazać w tej pierwszej roli, bo w jeszcze w II lidze, na finiszu rundy wiosennej w 2016 roku, strzeliłem tu w samej końcówce meczu gola dającego nam zwycięstwo 1:0. Drugie wspomnienie – już I-ligowe – z wiosny poprzedniego roku jest za to trochę mniej przyjemne, bo po drugiej żółtej kartce musiałem tuż przed przerwą zejść do szatni. Uważam, że sędzia nie powinien mi jej pokazać, ale pokazał i mecz się dla mnie skończył – wspomina piłkarz.

Duch walki

Sportowy charakter i duch walki pozwoliły Radeckiemu przetrwać trudne chwile i wrócić na boisko nie tylko po kartkowych przerwach, ale także po miesiącach poświęconych na leczenie kolana. Wystarczy w tym miejscu dodać, że przerwa w grze trwała od 27 października 2019 roku do 28 października 2020.

– Nieudany zabieg spowodował, że leczenie kolana mocno się skomplikowało – przypomina pomocnik czas spędzony w Śląsku Wrocław. – Potrzebna był operacja w Barcelonie i cieszę się, że wróciłem do pełnej sprawności. Pomógł mi w tym mój charakter. Od dziecka zawsze wszędzie mnie było pełno. Lubię rywalizację i zakładałem też kask i rękawice, ale teraz gram w piłkę i to jest moim najważniejszym celem.


Na zdjęciu: Mateusz Radecki (w środku) w GKS-ie Tychy zadebiutował w ostatnim meczu z ŁKS-em Łódź.
Fot. Łukasz Sobala/Press Focus