GKS Tychy. Na nowej drodze życia

 

Na pierwszym treningu w 2020 roku Łukasz Sołowiej zameldował się z błyskiem nie tylko w oku. Wracający do piłkarskich zajęć stoper GKS-u Tychy pobłyskiwał także obrączką!

– 14 grudnia wzięliśmy z Sylwią ślub cywilny – mówi wychowanek Dębu Dąbrowa Białostocka. – Kościelny zaplanowaliśmy na 19 czerwca 2021 roku i wtedy będzie wesele, czyli minimum dwudniowa impreza, bo na Podlasiu przy takich okazjach bawimy się długo i obficie. Natomiast teraz, po uroczystości w Urzędzie Stanu Cywilnego w Zambrowie, bo stamtąd pochodzi moja żona, w gronie najbliższych zjedliśmy tylko uroczysty obiad. Towarzyszyli nam rodzice, dziadkowie oraz mój brat i cioteczna siostra żony, którzy byli świadkami.

Życzenia i zabawa

Już w roli świeżo upieczonego małżeństwa państwo Sołowiejowie przygotowali się do Wigilii oraz świętowali przywitanie Nowego Roku.
– Wigilie mieliśmy dwie – wyjaśnia 31-letni obrońca. – Jedną u moich rodziców i drugą u teściów. Ponieważ Dąbrowę Białostocką od Zambrowa dzieli około 120 kilometrów, więc półtorej godziny byliśmy w drodze i wyjątkową wieczerzę jedliśmy na raty.

Także Święta Boże Narodzenia spędziliśmy, dzieląc czas między obydwie rodziny. Nie nazywam jednak tych jazd mianem „podróży poślubnej”. Na nią przyjdzie jeszcze czas, bo planujemy wyjazd do siostry Sylwii, która mieszka w USA. Natomiast na balu sylwestrowym bawiliśmy się pod Zambrowem.

Kiedyś przywitanie Nowego Roku było bardziej skromne, a te obecne zabawy przypominają wesela. Zaczyna się przywitaniem gości, są stoły rybne, stoły mięsne, drink bary. Zabawa do rana, a o północy oczywiście składanie życzeń. Przez te ostatnie dni 2019 roku usłyszałem ich bardzo dużo i większość dotyczyła mojej sportowej drogi. Nawet rodzina Sylwii mocno się wciągnęła w kibicowanie.

Kiedy się poznaliśmy, raczej nie interesowali się piłką nożną, a teraz nawet babcia uważnie śledzi moje występy. Wszyscy życzyli mi więc awansu do ekstraklasy, a ja życzyłem sobie zdrowia, żeby… postarać się spełnić te życzenia.

Raźniej i radośniej

W tym ślubno-świąteczno-noworocznym maratonie urlopowym nie mogło zabraknąć treningów, bo indywidualne zajęcia według rozpiski zaczynały się 27 grudnia.

– Nawet na bal sylwestrowy założyłem tester i tańczyłem na tętno zgodnie z rozpiską (śmiech) – dodaje Łukasz Sołowiej. – A mówiąc poważnie, takiej porcji zimowego biegania, jak na minionym urlopie, jeszcze nie miałem. Zaliczałem nawet 20 kilometrów. Najtrudniejszy był ostatni poniedziałek, bo biegałem odcinki 5 razy 15 minut na tętnie powyżej progu. Dlatego z przyjemnością zakończyłem ten etap „samotności długodystansowca” i zameldowałem się w Tychach na wspólne treningi.

Zdaję sobie sprawę, że w styczniu i lutym lekko nie będzie, ale w grupie, z kolegami, będzie na pewno raźniej i radośniej. Dlatego mogę powiedzieć, że z niecierpliwością czekałem na koniec urlopu. Naprawdę chciało się wracać do drużyny.

Z czystą głową

Pojawienie się Łukasza Sołowieja w szatni w nowym stanie dla sporej grupy zawodników GKS-u Tychy było zaskoczeniem.

– Część kolegów wiedziała o moich ślubnych planach, ale dla większości była to niespodzianka – zaznacza stoper tyskiej drużyny. – Niektórzy gratulowali, inni doradzali albo… straszyli. A ja żartowałem, że muszę się nauczyć chodzić, bo prawą rękę mam cięższą i środek ciężkości mi się przesunął.

Przede wszystkim cieszyłem się jednak z tego, że miałem spokojny urlop i wróciłem do pracy z czystą głową. W ostatnich latach te moje zmiany klubów, z Jagiellonii do Rakowa, z Rakowa do Stomilu i olsztyńskie zawirowania, po których ze Stomilu przechodziłem do GKS-u Tychy, zostawiały na tych zimowych przerwach cień niepewności.

Wiadomo, że obrońca w okolicach „trzydziestki” już nie jest chodliwym towarem na transferowym rynku. Na szczęście ja nie musiałem tej zimy szukać drużyny. Jestem w GKS-ie Tychy i czuję się tu bardzo dobrze, jak w swoim klubie. Chcę z nim walczyć o jak najlepsze wyniki w rundzie wiosennej. Na tym się teraz koncentruję, a życie rodzinne na razie zostaje na drugim planie.

Sylwia nadal mieszka w Warszawie, bo tam ma pracę, a ja w roli „słomianego wdowca” wróciłem do Tychów. Cała rodzina zapowiedziała swój przyjazd na ćwierćfinałowy mecz Pucharu Polski z Cracovią. Muszę się więc dobrze przygotować.

Na zdjęciu: Łukasz Sołowiej (w środku) ma teraz podwójną motywację, by grać możliwie najlepiej.