GKS Tychy. Nagroda za ofensywę

62 procent posiadania piłki przełożyło się w drugiej połowie na zwycięstwo przemeblowanego Widzewa.


Choć w składzie Widzewa na mecz z GKS-em Tychy nastąpiło sześć zmian, w porównaniu z jedenastką, która przegrała ostatnio na swoim boisku z Odrą Opole, to w grze zespołu Janusza Niedźwiedzia na początku spotkania niewiele się poprawiło. Wykorzystali to więc tyszanie, których szkoleniowiec po porażce 0:2 w Głogowie uznał, że warto zaufać piłkarzom, którzy wystąpili przeciwko Chrobremu.

To posunięcie Artura Derbina zaowocowało już w 13 minucie. Wtedy to bowiem wrzucający piłkę z autu Dominik Połap podał Krzysztofowi Wołkowiczowi, który ze środka boiska, mając przed sobą wolną przestrzeń, ruszył do przodu. Przebiegł 20 metrów i mając dużo czasu i miejsca zdecydował się na oddanie strzału z 26. metra. Kozłując piłka zaskoczyła debiutującego w bramce łodzian Henricha Ravasa i 24-letni słowacki bramkarz musiał wyciągać futbolówkę z siatki.

Taki początek wymusił scenariusz pozostałych minut pierwszej połowy. Łodzianie ruszyli bowiem do odrabiania strat, ale długo grzeszyli niedokładnością w finalizowaniu swoich akcji. Konrad Jałocha do 40. minuty najwięcej pracy miał więc z wybijaniem piłki z „piątki”, a jedyny celny strzał obronił w 42. minucie gdy na – niezbyt groźne zresztą – uderzenie z 20. metra zdecydował się Patryk Lipski.

Po przerwie, w której tyszanie dokonali jednej roszady, obraz gry się zmienił. Widzew zaczął bowiem coraz niebezpieczniej kończyć swoje akcje i w 54. minucie wyrównał. Na środku boiska Daniel Rumin został zaatakowany przez Martina Kreuzrieglera, a Lipski natychmiast wrzucił piłkę za linię obrony tyszan i wbiegający w pole karne Ernest Terpiłowski płaskim strzałem w długi róg pokonał Jałochę.

Od tego momentu golkiper GKS-u był już w dużych opałach. Musiał się wykazywać klasą, żeby obronić strzały Dominika Kuna z 20. metra w 59. minucie w okienko, Bartłomieja Pawłowskiego w 61. minucie z 12. metra czy Karola Danielaka w 72. minucie z 18. metra. Najlepszą okazję na zdobycie gola w tym okresie miał jednak Bartosz Guzdek, który w 69. minucie po zagraniu Terpiłowskiego był sam 3 metry przed pustą bramką, ale nie trafił w piłkę.

Tyszanom nie pomagały przetasowania w składzie, a nawet krótka przerwa, którą w 83. minucie zarządził sędzia, po interwencji policji na sektorach za bramką GKS-u Tychy. Gdy zawodnicy wrócili z szatni na murawę łodzianie zadali bowiem decydujący cios. Faulowany przez Marcina Kozinę ledwo wprowadzony do gry Radosław Gołębiowski zdecydował się bowiem na uderzenie z rzutu wolnego z 20. metra.

Wprawdzie trafił w spojenie słupka z poprzeczką, ale najszybciej na dobitkę dobiegł Pawłowski i choć jego główkę zablokował Patryk Stępiński to poprawka nogą z 4 metra była już skuteczna. W ten sposób w 88. minucie gry padła bramka, która zwieńczyła cierpliwość sympatyków Widzewa i pozwoliła drużynie czerwono-biało-czerwonych umocnić się na pozycji wicelidera, tyszan natomiast „usadowiła” tuż za strefą barażową.


Widzew Łódź – GKS Tychy 2:1 (0:1)

0:1 – Wołkowicz, 13 min, 1:1 – Terpiłowski, 54 min, 2:1 – Pawłowski, 88 min.

WIDZEW: Ravas – Stępiński, Hanuosek, Kreuzriegler – Danielak. Terpiłowski (83. Gołębiowski), Lipski (86. Nowak), Kun, Pawłowski, Nunes – Guzdek (75. Michalski). Trener Janusz NIEDŹWIEDŹ.

GKS: Jałocha – Połap, Nedić, Szymura, Wołkowicz – Biel, Czyżycki (46. Paprzycki), Żytek (65. Piątek), Kozina (89. Wachowiak) – Rumin (89. Jaroch), Malec (62. Grzeszczyk). Trener Artur DERBIN.

Sędziował Wojciech Myć (Lublin). Widzów 16101.

Żółte kartki: Czyżycki, Wołkowicz, Kozina.


Fot. Adrian Mielczarski/Pressfocus