GKS Tychy. Najdłuższe 144 sekundy w życiu

W doliczonym czasie gry meczu w Gdyni trener tyszan Artur Derbin przeżył prawdziwą huśtawkę nastrojów.


Po bramce zdobytej w 3 minucie prze Bartosza Biela GKS Tychy wygrał 1:0 wyjazdowy mecz z Arką Gdynia. Od gola strzelonego przez zespół Artura Derbina, aż do ostatniego gwizdka, gospodarze atakowali z całych sił, próbując odrobić straty. Nawet fakt, że od 37 minuty musieli grać w dziesiątkę nie zmienił obrazu gry, której ostatnie fragmenty były najbardziej emocjonujące.

W 105 sekundzie doliczonego czasu gry, po strzale Huberta Adamczyka, piłka trafiła w słupek tuż pod spojeniem z poprzeczką, a w następnej minucie w polu karnym tyszan upadł Karol Czubak, a sędzia Zbigniew Dobrynin wskazał na „wapno”.

To nie on faulował

– Emocje, które mną targały w końcówce tego meczu były niesamowite – mówi trener tyszan. – Najpierw ulga, gdy piłka trafiła w słupek, a pół minuty później niedowierzanie i rozpacz połączona z nadzieję, że przecież rzut karny to jeszcze nie gol. Od razu pojawił się też jednak sygnał, że na zwolnionym tempie w powtórce tej akcji widać, że Nemanja Nedić nie faulował w tym starciu tylko, że to on był faulowany.



Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji, że o wyniku spotkania praktycznie decydowała analiza wideo. Kiedy jednak sędzia zaczął biec w kierunku monitora, żeby zobaczyć powtórkę nadzieja zaczęła zwyciężać. To napięcie towarzyszące każdemu krokowi sędziego biegnącego do ekranu przez pół boiska w kierunku naszego pola karnego było jednak ogromne.

Miałem świadomość, że on już wie i za chwilę wyda decyzję o karnym przeciwko nam albo rzucie wolnym dla nas. Kiedy więc podniósł rękę i pokazał, że to my będziemy wznawiać grę poczułem wielką radość. Ta „przygoda” z VAR-em to była dla mnie zupełna nowość i myślę, że w Gdyni przeżyłem najdłuższe minuty w moim życiu.

Nie same pochwały

Dokładnie od momentu wskazania przez sędziego na „wapno” do pokazania, że to jednak tyszanie będą wykonywać rzut wolny, upłynęły 144 sekundy. Tylko tyle, ale w kontekście wyniku, aż tyle.

– Najważniejsze, że trzeci raz z rzędu sięgnęliśmy po komplet punktów i tego gratuluję moim zawodnikom – dodaje szkoleniowiec GKS-u Tychy. – Cenimy sobie to zwycięstwo w takim meczu, z tak trudnym rywalem, który nawet w dziesiątkę okazał się bardzo groźny. Oczywiście mieliśmy też swoje szanse na szybsze „zamknięcie” spotkania, bo okazje: Gracjana Jarocha, Kacpra Janiaka, Bartka Biela czy Sebastiana Stebleckiego na pewno były warte odnotowania. To jednak nie znaczy, że za występ w Gdyni należą się nam same pochwały.

Poniedziałek zawodnicy mają wolny, a ja analizowałem spotkanie z Arką i zastanawiałem się nad mankamentami. Na przykład w pierwszej połowie po odbiorze piłki za szybką ją traciliśmy, narażając się na kontry, a w drugiej zbyt szybko chcieliśmy kończyć atak pozycyjny i rywale w „niedowadze” wychodzili z szybkimi akcjami.

Poturbowany Biel

Czasu na analizę nie będzie jednak zbyt dużo, bo już w czwartek o godzinie 20.30 GKS Tychy w zaległym meczu z 7 kolejki podejmie Chrobrego Głogów, a w niedzielę o 12.40 gościć będzie Widzew Łódź.

– Mam nadzieję, że do czwartku Bartek Biel, który w końcówce meczu w Gdyni został trochę poturbowany i musiał zejść z boiska, będzie już w pełni sił – kończy Artur Derbin.


Fot. arka.gdynia.pl