GKS Tychy. Nic dwa razy się nie zdarza

Jarosław Zadylak po meczu z Puszczą cieszy się przede wszystkim z tego, że tyszanie znowu grają w piłkę.


Niespełna dwa lata temu misja ratunkowa Jarosława Zadylaka miała innych charakter. Wychowanek GKS-u Tychy przejmował zespół, który po porażce 2:4 ze Stalą Mielec w 25. kolejce rozgrywek znalazł się w trudnej sytuacji. Wtedy trzeba się było skoncentrować na ucieczce z okolic strefy spadkowej, bo nad pierwszym zespołem spod kreski trójkolorowi mieli tylko 5 punktów przewagi.

– To był trudny moment – przypomina trener „ratownik”.

– Jechaliśmy do Suwałk czując na plecach oddech drużyn broniących się przed spadkiem. Musieliśmy wygrać i tamten mecz z Wigrami myśmy po prostu wyrwali przeciwnikowi z gardła, a gol Sebastiana Stebleckiego dał nam spokój i wiarę oraz okazał się przełomem. Rozpoczęliśmy bowiem dobrą serię, bo w pięciu spotkaniach zdobyliśmy 11 punktów za 3 zwycięstwa i 2 remisy, a co najważniejsze znaleźliśmy się w pierwszej szóstce. I wtedy, w 31. kolejce, przeszedł mecz z Puszczą, który rozegraliśmy na zalanym ulewą boisku. Stojąc w tunelu byliśmy przerażeni tym co się dzieje z pogodą, bo naprawdę mieliśmy wszystko dopięte na ostatni guzik. Cała koncepcja taktyczna i cały plan jak ten mecz mamy rozegrać utonął w strugach deszczu, a drużyna, która była na fali straciła swoje atuty.

W lipcu 2020 roku GKS Tychy, po porażce 0:1 z Puszczą w 31. kolejce praktycznie odpadł z walki o grę w ekstraklasie. Teraz po wygranej z niepołomiczanami 3:1, przypieczętowanej golem Stebleckiego, tyszanie zakończyli swoją serię spotkań bez zwycięstwa i choć na dwie kolejki przed metą rozgrywek od strefy barażowej dzielą ich 3 punkty, na mecz do Jastrzębia-Zdroju jadą z optymizmem.

– Zadaniem, jakie postawiłem sobie na finiszu tego sezonu, było wyciągnięcie drużyny z marazmu strice piłkarskiego – dodaje szkoleniowiec tyszan.

– W tym widziałem duże braki i od pierwszego treningu z zespołem robię wszystko, żeby udało się z tego wyjść i walczyć do końca o wejście do ekstraklasy. Mamy 3 punkty do strefy barażowej i w tym kierunku musimy patrzeć. Pracowaliśmy nad tym żeby zacząć grać w piłkę, bo tylko to nam może dać szansę na osiągnięcie wymarzonego celu.

– Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że to jest tylko sport, ale sama nazwa „piłka nożna” zobowiązuje do tego, żeby w nią grać i tego się będziemy trzymać do ostatniej minuty sezonu. Do każdego meczu, który nas jeszcze czeka na pewno podejdziemy z przepracowanym na treningach planem, a jak to później wyjdzie na boisku tego dzisiaj nie powiem, bo tego nikt nie. Na pewno bardzo ważną sprawą jest też podejście mentalne i rozmowy z zawodnikami, zarówno indywidualne jak i w mniejszych grupach, także są bardzo istotne, a Sebastian Steblecki, który z Kacprem Janiakiem wrócili ze mną z rezerw do pierwszej drużyny, są drużynie potrzebni i dali szatni impuls, na który liczyłem – kończy Jarosław Zadylak.


Na zdjęciu: Sebastian Steblecki w meczu z Puszczą zdobył swoją drugą bramkę w sezonie. Pierwszą strzelił w listopadzie… Jastrzębiu.
Fot. Łuksz Sobala/Pressfocus