GKS Tychy. Nie ma co zwieszać głów
Łukasz Sołowiej będzie dyrygował przemeblowaną obroną GKS-u Tychy.
W targanej wiosennymi wichrami defensywie GKS-u Tychy Łukasz Sołowiej jawi się niczym skała. Od wyjazdowego meczu z ŁKS-em 32-letni stoper trwa na posterunku i choć partnerzy się zmieniają, bo kartki, dolegliwości i sprawy osobiste zmuszają trenera Artura Derbina do roszad, to mocno zapuścił korzenie w wyjściowej jedenastce tyszan. Nic więc dziwnego, że od niego sztab szkoleniowy zaczyna układanie przemeblowanej obrony, w której na najbliższy mecz z GKS-em 1962 Jastrzębie zabraknie pauzujących po usunięciu z boiska w Głogowie Konrada Jałochy i Nemanji Nedicia oraz po czwartej żółtej kartce Macieja Mańki.
Znów ten stały fragment gry
– Jesteśmy takimi ludźmi, którzy, gdy popełniają błędy, w szatni potrafią się do nich przyznać – mówi Łukasz Sołowiej.
– Po meczu z Chrobrym Konrad i Nema wprost powiedzieli, że fauli, za które zostali ukarani czerwonymi kartkami, nie popełnili. Na tym jednak trzeba zakończyć, bo niczego już nie zmienimy. Dlatego analizując ten nasz głogowski występ skupialiśmy się na tym co piłkarsko działo się na boisku, a na nim do pierwszej czerwonej kartki mecz był pod naszą pełną kontrolą. Przez pół godziny prowadziliśmy grę. Spokojnie budowaliśmy akcje. Stwarzaliśmy sytuacje i powinniśmy prowadzić 1:0, a nasz bramkarz praktycznie nie miał kontaktu z piłką. Po tej czerwonej kartce też nasza gra nie wyglądała źle, bo staraliśmy się konsekwentnie grać swoje. Powiem nawet, że z perspektywy boiska większej różnicy w naszej grze po wykluczeniu Nemanji Nedicia jakoś nie było. Na przerwę schodziliśmy z przekonaniem, że nadal budujemy akcje i stwarzamy sytuacje, którym potrzeba jeszcze tylko finalizacji. Było więc dobrze, ale na początku drugiej połowy straciliśmy bramkę i to okazało się kluczowe. Najbardziej boli to, że daliśmy się zaskoczyć po stałym fragmencie gry, bo już nie pamiętam nawet od ilu kolejek daliśmy się tak właśnie trafić. Przyszedł jednak ten moment i szkoda, że akurat w takiej chwili, a później była druga czerwona kartka, po której choć się staraliśmy do końca, nie byliśmy już w stanie odrobić straty. Nie zwieszamy jednak głów. Dalej pracujemy, bo przed nami dwa ciężkie mecze wyjazdowe więc wyciągamy wnioski i gramy dalej. Jesteśmy cały czas w czołówce i nie ma co zwieszać głów.
Przebudowa i koncentracja
Przed tyszanami wyjazdowe spotkanie z GKS-em 1962 Jastrzębie. Choć rywal zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli to jednak walczy i w sobotę urwał punkty liderowi bezbramkowo remisując na swoim boisku z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. W zespole GKS-u Tychy nie ma więc mowy o rozluźnieniu, a konieczność przebudowy drużyny powoduje nawet zwiększenie koncentracji.
– Zdajemy sobie sprawę, że w najbliższym meczu będziemy musieli rozgrywać piłkę. Tak jest z reguły, że zespół zajmujący miejsce w czołówce tabeli prowadzi grę – dodaje stoper tyszan.
– Tak już jest, że rywale z dolnych rejonów stawki podchodzą do nas z dużym respektem, cofają się w średnim pressingu, tak jak to miało miejsce również w Głogowie. Jesteśmy więc już bogatsi o ostatnie doświadczenia i wiemy, że musimy się uzbroić w cierpliwość w budowaniu akcji, żeby wygrać.
Każdy jest potrzebny
Cel jest więc jasny, ale ciągle otwarte pozostaje pytanie jak zostanie skonstruowana obrona, z której wypadły trzy trzonowe zęby. Adrian Odyjewski w bramce już zdawał egzamin jako zastępca Konrada Jałochy. Kamil Szymura to naturalny „zamiennik” Nemanji Nedicia, a Dominik Połap – Macieja Mańki. Artur Derbin ma także inne pole manewru, bo może przecież przestawić na prawą obronę Bartosza Szeligę i skorzystać z usług lewego obrońcy Marcela Stefaniaka, albo cofnąć z pomocy na środek obrony Wiktora Żytka.
Czytaj jeszcze: Nie wolno tracić czujności
– Po to mamy szeroką kadrę i dwudziestu zakontraktowanych jakościowych zawodników, żeby trener miał możliwość wyboru – wyjaśnia Łukasz Sołowiej.
– Wszyscy są potrzebni i w tej kluczowej fazie sezonu właśnie zmiennicy decydują o sile zespołu. Każdy kto wybiega na boisko chce udowodnić swoją wartość, a po takiej porażce, która na pewno boli, bo zwycięstwo z Radomiakiem nas mocno uskrzydliło i poczuliśmy, że możemy się liczyć w walce o najwyższe lokaty, chcemy to potwierdzić na boisku.
Na zdjęciu: Łukasz Sołowiej (z lewej) jest ostoją tyskiej obrony.
Fot. Dorota Dusik